Znajomy poeta wydał kiedyś książkę, w której w wielu wierszach powtarzał się motyw umierania. Książka zyskała pewien rozgłos, o ile można mówić o rozgłosie w przypadku książek poetyckich. W każdym razie zyskała rozgłos na tyle, że paru dziennikarzy zanotowało sobie nazwisko autora. Przez kilka kolejnych lat pod koniec października poeta odbierał telefony ze słodko brzmiącą prośbą: Czy zechciałby pan powiedzieć nam kilka słów o śmierci? Stał się ekspertem od poetyckiej refleksji funeralnej.
Z kolegami dziennikarzami mam podobne doświadczenia. Jako jeden z niewielu już ludzi na planecie nie posiadam telefonu komórkowego. Przynajmniej jako jeden z niewielu ludzi na planecie, o których istnieniu i dziwactwach wie kilkunastu dziennikarzy. Nie posiadam więc sobie komórki i dzięki temu raz do roku, a mianowicie w okresie poprzedzającym Światowy Dzień bez Telefonu Komórkowego, staję się dla mediów pewnego rodzaju atrakcją – ekspertem od nieposiadania. Udzieliłem już kilkunastu wywiadów na temat nieposiadania komórki, za każdym razem wymyślając inne uzasadnienie tego zdumiewającego niektórych faktu.
Zapewne chcielibyście poznać przynajmniej kilka moich mniej lub bardziej dowcipnych odpowiedzi. Zatem w felietonie przerwa na antyreklamę: nie mam telefonu, *bo boję się promieniowania i utraty płodności (ostrze tego argumentu przez lata nieco się stępiło), *bo nie chcę być pod telefonem dla szefów z trzech moich miejsc pracy (+ żona), *bo wszyscy mają, *bo tak ślubowałem, gdy komóra tworzyła trio z furą i skórą (z tego powodu nie mam też prawa jazdy ani odzieży skórzanej), *bo nie chcę ujawniać służbom, gdzie chodzę na spacery, *bo w dzieciństwie byłem zamykany w komórce (nieprawda) i mam uraz do tego słowa, *bo mi się tak (nie) podoba. Koniec przerwy na antyreklamę.
Zapewne chcielibyście usłyszeć też kilka słów o śmierci z ust poety eksperta. Niestety, na ogół odmawia komentarzy. W tej odmowie przypomina mi inną moją znajomą – poproszona o polecenie jakiegoś hotelu w jej rodzinnym mieście, rezolutnie odpowiedziała, że w rodzinnym mieście nigdy nie spała w hotelu. Niby racja, ale kogo spytać o dobry hotel na przykład we Wrocławiu, jeśli nie wrocławianina czy wrocławiankę? Jasne, można pytać poznaniankę – w nadziei, że akurat do Wrocławia jeździła i nocowała w hotelach, ale szanse na to wcale nie są duże. Ktoś przytomnie zauważy, że i tak większe niż w przypadku wrocławian, ale ci przynajmniej znają jakieś nazwy hoteli i mogą eksperta udawać, a poznanianka nawet jeśli spała, to pewno nie pamięta gdzie.
I tu dochodzimy do puenty: ekspertami czasami zostają nie ci, którzy się na czymś dobrze znają, ale ci, którzy są akurat pod ręką. Albo pod telefonem. A tak przy okazji – w hotelach nie ma już w pokojach aparatów telefonicznych, za to prawie zawsze są telewizory. Można sobie włączyć i posłuchać kilku słów o śmierci.
PS. Na zdjęciu okiem eksperta oglądam znakomitą pracę Aleksandry Mańczak.