Każda partia, przychodząc do władzy, wypędza natychmiast wszystkich urzędników dawniejszych z zajmowanych posad, a obsadza je swymi stronnikami, którzy uważają to za nagrodę i wiedząc przy tym, że dłużej nad rok lub dwa miejsca nie zagrzeją, starają się wyciągnąć z niego wszelkie możliwe korzyści. Nie, to nie jest charakterystyka polskiej polityki – cytat pochodzi z „Listów z podróży do Ameryki” Henryka Sienkiewicza i do Ameryki właśnie się odnosi. Sienkiewicz wybrał się w zamorską podróż w latach 1876-78. Przejechał kontynent amerykański od morza do morza, a raczej od oceanu do oceanu i wnikliwe obserwacje poczyniwszy, wielce ciekawe spostrzeżenia w przesyłanych do kraju tekstach umieścił. Czytam sobie ten dziewiętnastowieczny reportaż w całkiem współczesnym ogrodzie, a z radia dobiega mnie głos przemawiającego akurat w Warszawie prezydenta. Amerykańskiego prezydenta.
Sienkiewicz i Trump, potop i powstanie, ogniem i mieczem, butelkami z benzyną i gazem łupkowym. Pociągiem, samolotem, saniami. Między pysznymi powozami, omnibusami – jeżdżą wozy ładowne ogromnymi pakami towarów lub przechadzają się świnie, nie wiadomo do kogo należące, z powystrzępianymi przez psy uszami. To o Nowym Jorku – Sienkiewicz, nie Woody Allen. Właściwie mógłbym do końca felietonu jedynie cytować co bardziej smakowite kawałki, tak gęsty i treściwy to tekst. Pełen zdziwienia i rodzącej się fascynacji, choć nie bezkrytyczny. Polacy kochają Amerykę, Polacy kochają Sienkiewicza. Lubimy heroizm w pokonywaniu przeszkód, dążenie do wolności, niezłomność ducha, cenimy przestrzeń stepu i energię buntowników, nieokrzesanych i popędliwych.
Ohydny zwyczaj żucia tytuniu zmniejsza się już wprawdzie, (…) ale i dziś jeszcze jest dość powszechny. Rzuciwszy okiem na pierwsze lepsze zgromadzenie ludzi, dostrzeżesz, że większa część mężczyzn porusza systematycznie szczękami, jakby należała do zwierząt przeżuwających, i spluwa co chwila obrzydliwy sos tytuniowy… Zwyczaj żucia tytoniu zmniejsza się, ale tytoń zastąpiła guma do żucia. I jeśli rzeczywiście kultura amerykańska podbiła świat, to namiętne żucie jest na to jednym z dowodów. A plucie? Nie sądzę, by plucie wynaleźli Amerykanie, ale opisywany zwyczaj jest dziś własnością ogólnoświatową. Plują zwłaszcza sportowcy, zupełnie nie krępując się obecnością kamery. Piłkarze plują właściwie bez przerwy, zwłaszcza po przerwie, po czym rzucają się na murawę z radości po zdobytej bramce.
Ale gburstwo amerykańskie nie w tych tylko zwyczajach się uwidocznia. Amerykanie wstają od stołu, nie dziękując sobie wzajemnie za towarzystwo; witają się prostym kiwnięciem głowy lub ręki; (…) na koniec, nie zdejmują kapeluszów nawet w mieszkaniach prywatnych, a surduty zrzucają wszędzie, nawet wobec kobiet… Zaiste, dziś wszyscy jesteśmy Amerykanami. Choć ja na przykład nigdy surduta przy damie nie zrzuciłem, bo rzadko surdut noszę. Ale gdy pytam znane mi damy, czy mogę zdjąć marynarkę, traktują to jako żart. Na ogół bowiem zrzucamy dziś przy damach marynarki, a nawet podwijamy rękawy koszuli. Latem zostajemy w samych podkoszulkach, a niektórzy nawet bez. Dobrze, że Sienkiewicz tego nie ogląda.
A jednak mimo rzeczonego gburstwa Sienkiewicz Amerykę ceni. Chwali na przykład system oświaty za jego powszechność i równy dostęp do wiedzy. W Europie nieliczni wiedzą bardzo dużo, ale też wielkie rzesze nie wiedzą nic, w Ameryce każdy czegoś się tam nauczył, resztę wyczytać potrafi w gazetach. O wszystkim da się z takim człowiekiem pogadać. To ograniczenie nierówności jest – zdaniem Sienkiewicza – warunkiem demokracji. Nie tylko demokratycznego państwa, ale i demokratycznego społeczeństwa, w którym każdy może porozmawiać z każdym. Może, bo mu wolno, i może, bo ma o czym. Podobnie rzecz widzi, jeśli chodzi o obyczaje. Cywilizacja obyczajowa, jeśli będziemy brali pod uwagę (…) jej szczyty, wyżej stoi w Europie. Ale też jakaż to przepaść oddziela w naszym Starym Świecie uobyczajnienie wyższych klas narodu od niższych! Weźmy dwornego kawalera i postawmy go obok chłopa, a będzie się nam zdawało, że ci ludzie z dwóch różnych planet pochodzą (…) gdybyśmy za miarę cywilizacji obyczajowej chcieli brać obyczaje niższych warstw narodu, moglibyśmy powiedzieć, że cywilizacja obyczajowa niżej stoi w Europie.
Ameryka spłaszczała różnice klasowe, dziś różnice spłaszczają już wszyscy. Mówimy sobie na ty i poklepujemy się po ramieniu, nosimy też podobne stroje – najczęściej dżinsy. Można mieć zastrzeżenia do tego zrównywania wszystkich ze wszystkimi, ale faktem jest, że sprzyja ono szacunkowi dla każdej pracy, sprzyja tworzeniu. Społeczeństwo amerykańskie posiada (…) wszelką możność rozwoju: młode jest przy tym, dzielne, energiczne nad wszelki wyraz. Wady swoje rozumie i stara się je poprawić, a ponieważ odważne jest, próbuje więc wszelkich środków i sposobów.
Słucham sobie przemówienia prezydenta Trumpa i podziwiam tę energię, siłę przywództwa. Polityk mówi o Bogu i nie brzmi to klerykalnie, mówi o dumie i nie jest to pretensjonalne, mówi o wartościach i jest przekonujący. Wiem, że trochę to hollywoodzkie, ale Trump jest dobrym aktorem. Wiem, że sam tego nie napisał, ale wiedział, komu dać do napisania. Takie przemówienie mógłby napisać Sienkiewicz?