Od kilku dni jestem za granicą, mam więc alibi, by nie komentować sądowych sporów i protestów. Być może do sprawy odniosę się później, w pewnym sensie uznając apel opozycji o „wolne sądy”. Wydawać sądy będę od dziś powoli, starannie je uzasadniając i uwzględniając rozmaite konteksty. Na razie wydaję pieniądze i – jak to za granicą – w zupełnie obcej mi walucie, w związku z czym nieustannie przeliczam, ile by coś kosztowało, gdybym został w Polsce. 65 eurocentów za wodę to dużo czy mało? Mnożę, dzielę, dodaję, obliczam.
Przeliczam w pamięci, bo gdzie niby mam przeliczać? W zapomnieniu? Inaczej pani w kantorze – chciałem u niej dokupić 100 euro tuż przed wyjazdem, zgodziłem się nawet na cenę (4,23 zł). I wtedy pani wzięła do ręki kalkulator i pomnożyła: 100 x 4,23 = 423. Dałem 450, więc nastąpiło elektroniczne odejmowanie, by obliczyć resztę. To odejmowanie bym jej jeszcze wybaczył, ale mnożenia nie mogę. To jakby pisemnie dodawać 5 + 3 albo 8 razy 7 liczyć na liczydle. Pani ma jednak taki odruch, odruchowo posługuje się maszynką.
Wszyscy tak mamy. Na przykład większość kierowców, z którymi ostatnio jeździłem, nadużywa samochodowej nawigacji, więc podróżowanie staje się powoli ćwiczeniami z musztry: głos pani z pokładowego komputerka coś tam podpowiada, a żywy człowiek skręca, gdzie mu każą. Owszem, bardzo to przydatne, ale uzależnia. Potem już bierzemy nawigację na spacer, do sklepu, tam, gdzie król piechotą chodzi. Program przelicza satelitarne dane o naszym położeniu, które często bywa marne. O włóczeniu się po zabytkowych dzielnicach, o spontanicznych wędrówkach po ulicach odwiedzanych miast możemy zapomnieć – po prostu wstukujemy cel i najkrótszą drogą do tego celu zmierzamy. Skąd znamy cele? Z internetowej listy celów wartych poznania w danym mieście. Skąd znamy miasto, do którego pojedziemy? Z internetowej listy miast, do których warto pojechać.
Politycy postępują podobnie – liderzy mają swoje maszynki do głosowania (ich głosy też liczą maszyny, choć wynik na ogół jest znany od początku), które są uruchamiane w razie potrzeby. Po głosowaniu opozycja uruchamia maszynę protestów i tak toczy się koło poselskie za poselskim kołem. Wszystko to przypomina szachowe pojedynki superkomputerów albo sumo dla robotów. Sterowane radiem (i telewizją) mechaniczne ludziki rywalizują o to, kto kogo wypchnie poza matę. Takie zawody mają też swoich sędziów.
Bankomat wypluje nam pieniądze, Internet podpowie, jak je wydać. Samochód nas zawiezie albo nam przywiezie – z dostawą do domu. Zwiedzam obce kraje za granicą, bo nie da się obejrzeć obcych krajów w Polsce. Śpię w hotelach, jadam w restauracjach, zaliczam muzea i lokalne targowiska. Przetwarzam wrażenia na wspominkowe zdjęcia, formułuję zdawkowe opinie, sprawdzam w Wikipedii. Jestem maszyną turystyczną, mieszczę się w walizce. Mam alibi na ten tydzień.