Urodziny, wesele, jubileusz – zawsze przebiega to podobnie. W kulminacyjnym punkcie uroczystości na stół wjeżdża tort, a biesiadnicy wydają z siebie pełne podziwu i zaskoczenia okrzyki. O, tort, a to ci niespodzianka – jakby spodziewali się podania w tym momencie pizzy albo wielkiej miski budyniu. Ale zawsze jest tort i trzeba pomyśleć życzenie, więc podpowiadam po cichu jubilatowi: Żeby tort nie był za słodki. Ale i tak jest za słodki, przynajmniej moim zdaniem. Im jestem starszy, tym mniej lubię smak słodyczy. Wolę grejpfruty, migdały, ziołowe likiery i gorzkie zioła. Gorzko, gorzko – niech będzie!
Piszę więc o torcie nie dla jego walorów smakowych, ale z powodu jego wielkiego potencjału metaforotwórczego. Podział tortu to ulubiony zwrot ekonomistów, publicystów i filozofów piszących o korzystaniu z bogactwa. Sprawiedliwy podział tortu to ostatnio stały motyw publicznej debaty. W ogóle twórcy przysłów i powiedzeń związanych z pieniędzmi mają jakąś obsesję cukierniczo-wypiekową. Nie można zjeść ciastka i mieć ciastka – racja, ale dlaczego akurat ciastka? Przecież nie można też zjeść kalafiora i mieć kalafiora. Bez pracy nie ma kołaczy, czyli ciasta nie ma bez pracy. Ale bez pracy nie ma przecież wielu innych rzeczy, na przykład parówek. Chodzi tylko o rym? Więc proszę: Bez harówki nie ma parówki. Albo: Bez wysiłku nie ma posiłku.
Ale wróćmy do podziału tortu – z tej metafory korzystał m.in. John Rawls w epokowym dziele Teoria sprawiedliwości. Powoływał się przy tym na prace naszego matematyka Hugo Steinhausa, który sprawiedliwy (tzn. równy w subiektywnym odczuciu) podział tortu rozpracował teoretycznie. Steinhaus podał zasadę podziału dla trzech osób, a jego uczniowie pociągnęli sprawę dalej. Gdy chętnych na tort jest dwóch – sprawa jest prosta: jeden kroi, a drugi wybiera. Gdy chętnych jest trzech – trzeba pokombinować. W skrócie – jeden dzieli, pozostali oceniają, które kawałki są większe niż 1/3, i w zależności od wyniku tej oceny – biorą sobie słuszne (w ich mniemaniu) porcje albo dzielą się dwoma połączonymi kawałkami według zasady „jeden kroi, drugi wybiera”. Tyle zachodu, by podzielić tort?
Może na dziecięcych przyjęciach ma to znaczenie, gdyż nierówny podział może się tam skończyć histerycznym płaczem. Ale w świecie dorosłych? W praktyce wygląda to inaczej. Kobiety zarzekają się: dla mnie malutko, bo nie chcę przytyć, szczupła kuzynka, której nie grozi przytycie, w ogóle nie może jeść wypieków z uwagi na gluten, wierny zasadom abstynent odmawia ze względu na nasycenie tortu rumem, a ideowa weganka bojkotuje masło. Ja – chcąc uniknąć zamulenia – niby niechcący upuszczam swój kawałek na podłogę. Pies wydaje się jedyną istotą naprawdę śliniącą się na widok tortu. Czy zatem to drogie i tłuste ciasto zasługuje na bycie symbolem PKB?
Załóżmy, że tak. Możemy wtedy stworzyć cukierniczą historię ekonomii. Feudalizm: książę dzieli tort, jak chce. Spory kawałek odkrawa dla duchownych, a resztą obdarowuje siebie i swoich wasali. Okruchy rozrzuca się na ulicach w dni świąteczne ku uciesze tłumów. Dziki kapitalizm: tort wjeżdża na stół i każdy łapie, ile da radę. Kapitalizm ucywilizowany: jak wyżej, ale nie wolno atakować widelczykiem, gdy ktoś sięga akurat po swój kawałek ręką. Socjalizm utopijny: tort dzielimy na równe kawałki. Socjalizm realny: powołujemy komisję do spraw podziału tortu, członkowie komisji przyznają sobie podwójne porcje. Kominizm: na etapie rewolucyjnym wszyscy rzucają się tortami, potem cukiernie się zamyka, bo nie ma w nich czego sprzedawać.
Na tak zarysowanym tle starania zwolenników sprawiedliwości społecznej wydają się mało poważne. Dążenie do równego podziału wszelkich dóbr jest równie dziecinne jak fascynacja landrynkami. A jest przecież jeszcze kwestia wisienki, której nikt normalny nie będzie dzielił na dwanaście części. Owoc ten symbolizować może jakieś dobro słabo podzielne, na przykład prestiż. Mistrz świata, a nawet mistrz osiedla w czymkolwiek może być tylko jeden – gdy wszyscy są mistrzami, wisienka traci smak. Można oczywiście losować, kto dostanie wisienkę. Można też zrobić konkurs, kto najładniej powie wierszyk. Albo napisze najlepszy felieton.