Rozmawiałem o życiu z panią kurator. Nie z taką od dozoru chuliganów z wyrokiem w zawieszeniu, z taką od dozoru artystów i koordynacji projektów. Jej akurat projekt dotyczył jedzenia, wyżywienia planety i innowacyjnych pomysłów w tej dziedzinie. Że niby ludzi przybywa, ziemi ubywa i co można z tym zrobić. W pewnym momencie młoda pani kurator powiedziała: A wie pan, że jeszcze pięćdziesiąt lat temu nie było na świecie lodówek? Ponieważ mam ponad 50 lat i z dzieciństwa pamiętałem stojącą w kuchni lodówkę „Iglo”, pozwoliłem sobie na zdanie przeciwne: Chyba były, jedna stała u mnie w kuchni. Zdziwienie, jakby przemówił świadek polowań na mamuty i wykłócał się o mało istotne szczegóły.
Sprawdziłem: w Polsce lodówki domowe zaczęto sprzedawać w 1956 roku, więc w 1967 rodzice mogli już mieć taki sprzęt. Nie wiem, czy lodówkę miała wtedy babcia. Prababcia na pewno nie miała jeszcze długo, bo prababci lodówka nie była potrzebna. Masło trzymała w kamionkowym garnku i zalewała zimną wodą, ser czy kiełbasę trzymała w spiżarce z półkami wykutymi w grubym murze, a większe garnki z psującymi się potrawami wynosiła na dwór lub chowała do piwnicy. Jakoś dało się żyć bez lodówki w tamtych czasach. Przez lata w sklepach stosowano chłodzenie lodem, który przywoziło się z zamarzających zimą stawów (taki lód cięło się piłą na bryły). Whisky nikt nie pił z lodem, bez lodu zresztą też raczej nie. Dziś nie wyobrażamy sobie życia bez lodówki, całkiem niedawno nikt nie wyobrażał sobie życia z lodówką.
Podobny dyskomfort poznawczy przeżywałem w dzieciństwie w kwestii dobranocek. Nie mogłem uwierzyć, że pokolenie rodziców nie oglądało przed snem bajek w telewizji. (Pamiętam swoją myśl, że ludzie w dawnych czasach musieli być bardzo nieszczęśliwi, bo nigdy nie mieli telewizorów). Tato, czy jak byłeś mały, to oglądałeś Rumcajsa? Porządek telewizyjnych programów wydawał się wynikać z naturalnego porządku świata. Spać dzieci chodzą po dobranocce, a dorośli po hymnie (gdy pierwszy raz dotrwałem do Mazurka Dąbrowskiego na tle flagi, to było to jak inicjacja w dorosłość). Kryminał musi być w czwartek, a teatr w poniedziałek – to są zasady równie oczywiste, jak poszczenie w piątek czy rosół na niedzielny obiad. I co? Minęło ćwierk wieku i dobranocki zaczęli nadawać 24 godziny na dobę, kryminały są codziennie, a hymn usłyszysz w telewizji tylko przed meczem reprezentacji. Dziś dzieciom trzeba wyjaśniać, że kiedyś nie było Internetu, a telewizory nie miały pilotów, tylko pokrętło albo trzy klawisze do zmiany programów (jeden rezerwowy).
Wydaje się, że obraz świata kształtuje się w nas do pewnego wieku. Wszelkie innowacje, które pojawiają się po naszych czterdziestych (nie kłóćmy się o dokładną datę) urodzinach, uznajemy za dziwactwa wariującego na naszych oczach świata. Kiedyś sałatka to były ziemniaki, groszek, jajko, ogórek i majonez, sól i pieprz do smaku, natka pietruszki dla ozdoby. A teraz wszystko jest sałatką, byle pomieszane w jednej misce, nawet kurczak to jest sałatka. Znacie takie teksty? Albo te spodnie, krok opuszczony do kolan, na górze wystają majtki i idzie taki jak pokraka, bo mu to wszystko przeszkadza. Każda nowa moda to głupia moda, każda stara moda to wzorzec z Sevres. Tatuaże to kiedyś nosili więźniowie, przestępcy, a teraz każdy wytatuowany jak w cyrku. Ciekawe, co zrobią na starość, gdy im skóra obwiśnie i te wszystkie motylki się pomarszczą. Świata naszych dzieci nie rozumiemy, świata naszych dziadków nie znamy.
Artur Schopenhauer porównał ludzkie życie do wycieczki. Przez pierwszą połowę idziemy pod górę, radośnie się rozglądając i chłonąc widoki. Ale gdy mijamy szczyt, zaczynamy dostrzegać już kres podróży. Dodatkowo jesteśmy coraz bardziej zmęczeni, więc smutek i powaga powoli wypierają młodzieńczą wesołość. Być może ma to coś wspólnego z usztywnieniem przekonań. Nasz świat został po tamtej stronie szczytu, tego po tej stronie nie mamy czasu ani siły oglądać, więc wspominamy i narzekamy. Na ogół ten szczyt to właśnie 40 lat, choć u ludzi sentymentalnych może wypaść wcześniej, u innych może pojawić się później. Od tego momentu powoli zaczynamy koncentrować się na przeszłości. Zamiast zapełniać nowe strony w naszej księdze, analizujemy i komentujemy już zapisane. Przypominamy sobie pierwszą lodówkę rodziców, w myślach przywołujemy dawnych znajomych i stare dzieje. Zaczynamy żywić się wspomnieniami.