Pewnego letniego dnia wziąłem udział w spacerze szlakiem łódzkich obiektów socrealistycznych. Spacer był podwójnie historyczny. Po pierwsze, wiele obiektów z tej epoki nie przetrwało ocieplenia stylowych elewacji – detale i gzymsy zniknęły pod styropianem. A po drugie – na koniec jeden z uczestników zaproponował drugiemu pisanie felietonów. Propozycję złożył mi… Piotr Grobliński, jako świadek występował Adam Brajter. Felietony te pisałem dla internetowego Reymonta przekształconego później w E-Kalejdoskop. Styl mojego pisania charakteryzowały trzy podstawowe rzeczy: nazwa cyklu, tematyka i forma. Cztery Kanty opisywały zjawiska z pogranicza architektury, społeczeństwa i przyrody. Tytuły kolejnych felietonów „O…” („O zatrzymaniu czasu” na przykład) sugerowały minirozprawki i miały formę bezosobowej narracji wszystkowiedzącej. Pisałem je z pozycji samozwańczego eksperta, używającego sformułowań typu „jak powszechnie wiadomo”, „zdawałoby się, że”, „niezaprzeczalnym jest”, jednym słowem unikałem pisania w pierwszej osobie i ukrywałem własne ja i swoje ego.
Niedawno znowu zadzwonił do mnie Piotr Grobliński i zaproponował pisanie felietonów dla SNG Kultura. Po upewnieniu się, co oznacza ten skrót, jakże podobny do skrótów typu ING, PNB, PGE, PGNiG itp., zgodziłem się i szybko pomyślałem, że nowe miejsce dla mnie jest okazją do zmiany bezosobowej formy pisania felietonów na formę osobistą, pełna wynurzeń, nastrojów i dygresji prywatnych, co niniejszym już czynię. Od dziś przestanę ukrywać swoje „ja” za gładko brzmiącymi sformułowaniami, przestanę udawać wszechwiedzącego niezależnego eksperta od wszystkiego. Jeszcze będą mieli Państwo dość moich rozterek i łzawych wynurzeń, gdy wstanę lewą nogą, albo pyszałkowatych opisów przewag nad różnymi typkami. Na pewno zdarzy mi się pisać o niczym ubranym w atrakcyjne szatki (o nikim może raczej?), albo podrabiać złośliwie styl któregoś z kolegów, moi mili Państwo. Pożyjemy, przeczytamy…
Niewątpliwie w każdym z nas, mieszczan, zbiera się coraz większe kłębowisko częściowo niedokładnie rozpoznanych myśli o świecie nas otaczającym. Negatywnych bodźców jest dość, by myśli te zaczynały być formowane i artykułowane jako frustracja. Pisanie ma tę zaletę terapeutyczną, że pozwala myśli porządkować, konstruktywizować pomysły i dzielić się z innymi w sposób bezpieczny, kulturalny, a może nawet zaraźliwy ideowo. „Jak powszechnie wiadomo” znakomita większość furiatów popełniających gwałtowne czyny jest wspominana jako ludzie cisi i zamknięci w sobie. Niedawny autor strzelaniny w biurze prasowym w Gdańsku do nikogo się nie odzywał i dzwonił tylko do żony na Białoruś. Może więc dobrze jest pisać, czytać i kulturalnie komentować – mile widziane przez autora i promotora.
Felieton może być jak błysk noża w szarówce zmierzchu, może pokazywać nieoczekiwane paradoksy, wzmacniać kontrasty, może przebijać się przez twardą skorupę rzeczywistości i pokazywać miąższ prawdy. Może być luźną wariacją na zadany temat, może mieć funkcje interwencyjne. Może być aktualny tylko dwa tygodnie, może i sto lat. Nie ma drugiego gatunku, dającego tak duże możliwości przy stosunkowo małym nakładzie. Wyśmienity stosunek jakości do ceny!
Obiecuję pisać na tematy architektoniczne, nie odchodzić od nich zbyt daleko. Przy odrobinie natchnienia do felietonów wkraść może się nawet poezja, prozy i dramatu w sprawach łódzkiej architektury nigdy nie brakuje. Proza pracy architekta to żmudne ślęczenie nad projektami i ich przepychanie w urzędach, o dramatach pisze czasami prasa. Tematy od Sasa (rozpasanie urzędników i inwestorów) do Lasa (obrona lasu na Brusie). Dla każdego coś niemiłego, połechczemy własne ego. Dlatego, kolego, do następnego!