Łódź kiedyś wydawała się marna i martwa. Taki grajdół. Nic się nie działo. W niektórych sprawach nadal się nie poprawiło – spróbujcie na przykład kupić tu jakiś stary i ciekawy obiektyw. Albo, załóżmy, kabriolet – wszystkie sprzedają gdzieś indziej.
Ale zaczęły się dziać ciekawe festiwale, życie zaczęło tętnić mocniejszym rytmem i coraz bardziej znane persony zaczęły nieśmiało odwiedzać miasto. Potem śmielej. Potem jeszcze śmielej. Potem staliśmy się centrum wszechświata. W zeszłym tygodniu odeszły kolejne fotograficzne grajdołowe kompleksy- niejaki Brian Griffin postanowił w Łodzi zrobić premierę swojej książki. W łódzkim ŁTF na Piotrkowskiej jest wystawa zdjęć z okazji tej premiery.
Nie wiecie, kto to jest Brian Griffin? Mogę tylko powiedzieć, że jeżeli słuchaliście muzyki z lat 70. i 80., zwłaszcza brytyjskiego punka, nowej fali i okolic, ewentualnie popu i mieliście w domu oryginalne płyty- z pewnością znacie zdjęcia Briana Griffina. On fotografował wszystkich: Depeche Mode, Siouxie and the Banshees, Queen, Brian Eno, Peter Gabriel, Billy Idol, Frankie Goes to Hollywood, Kate Bush, The Clash, Iggy Pop, John Cale, Talk Talk, Ultravox, REM, The Stranglers. I jeszcze pięćdziesięciu innych wykonawców. Jego zdjęcia są na okładkach płyt. Z tylnej czy przedniej strony.
Facet przy tym nie robił zdjęć miałkich. To, co tworzył, można nazwać portretami konceptualnymi, portretami z kluczem. Nasz rodzimy konceptualny portrecista Krzysztof Gierałtowski- co najmniej równie oryginalny (znane czerwone zdjęcie Jacka Kaczmarskiego „bez mózgu” – wykonane po tym, jak Kaczmarski hołdował Aleksandra Kwaśniewskiego) – wyraził kiedyś mieszającą z błotem opinię na temat „zwyczajnych portretów” robionych przez młodą fotografkę. Okreśłił je jaki coś niegodnego uwagi, wręcz uwłaczającego widzowi.
To przesada. Ja w żadnym razie nie byłbym aż tak pryncypialny w ocenie klasycznego portretu. Ale zdjęcia postaci, naznaczone jakimś dzikim pomysłem fotografa, niespotykanym podejściem, ujęciem portretowanego od strony cech charakteru czy charakterystycznych wrodzonych gestów niewątpliwie mają w sobie coś. I nie są łatwe, w najmniejszym stopniu.
Środowisko młodych muzyków brytyjskich musiało być w latach 70. i 80. ciekawym polem obserwacji, myślę, że niezły ferment tam wtedy fermentował. Można było wiele. Griffin wykorzystał to w różnych swoich działaniach, namawiając do wygłupu, oryginalności i innego spojrzenia, które służyło jego robocie. Kiedyś to były czasy! Nie to co teraz. Chomiczówka, Chomiczówka… przepraszam uniosłem się.
Ciekawa sprawa: na ile dziki da się zrobić portret niektórym osobom, na ile głęboko wejść w relację, omotać i omamić, a może tylko zainspirować i rozbawić, żeby uzyskać zamierzony (a może tylko niespodziewany) efekt. Jak może pamiętacie, ikoniczny portret podpartego pod bok Winstona Churchilla z kwaśno-groźną miną powstał dopiero po tym, jak na dłuższy czas fotograf Yousuf Karsh odebrał mu ulubione cygaro. Tymczasem na wystawie Briana Griffina można obejrzeć portret artystów, na kyórym nikogo z nich nie ma. Też ciekawe.
Jest też sporo portretów zupełnie klasycznych, o co można mieć niejakie pretensje do artysty lub kuratorów, bo na stronie internetowej http://www.briangriffin.co.uk portretów konceptualnych jest więcej, tylko być może mniej znane nazwiska są na nich sportretowane. W każdym razie moim zdaniem nie w ŁTF-ie nie zobaczymy wszystkich najlepszych zdjęć tego fotografa.
Można mieć zastrzeżenia także do niejakiej skromności tej ekspozycji. ŁTF nigdy nie słynął z hucznych i spektakularnych wystaw, ale przy okazji Briana Griffina, fotografa gwiazd, bardziej bombastyczna oprawa byłaby zupełnie uzasadniona. Liczyłbym przede wszystkim na znacznie większe formaty zdjęć – ich skromny rozmiar sprzyja skupieniu, ale zmniejsza efekt rozgłosu i chęć przypadkowych przechodniów z Piotrkowskiej do zobaczenia wystawy. A być może widząc w witrynie ŁTF-u jakąś znaną twarz muzyka w formacie 150 x 200, chętniej wpadliby obejrzeć. Bo warto.
Na wystawie jest co najmniej kilka wspaniałych zdjęć. Jedno z nich jest dla mnie po prostu kultowe – to portret Bryana Maya z Queen. Czuję do tej fotografii niewytłumaczalny pociąg, być może spowodowany sentymentem do czasów mło… tfu!, do wcześniejszej części młodości, kiedy to słuchało się „I want it all”, „Under Pressure” i „Innuendo”. Może też widziałem to zdjęcie wcześniej na okładkach albo w gazetach. Krótko – to jest cały Brian May, mimo że nie widać tu ani kawałka jego twarzy- facet z zespołu zapełniającego stutysięczne stadiony, który jeździł starym Volvem kombi. To zdjęcie kradnie jego duszę i fizys jednocześnie.
Są też dwa zdjęcia z polami zbóż i kukurydzy. Znane zdjęcia. Jedno z nich znają fani Depeche Mode – to okładka albumu „A Broken Frame”, która trafiła do zestawu najlepszych zdjęć lat 80. tygodnika „Life”. Drugie to portret Kate Bush w podobnej stylistyce. Hulał po polach ten Brian Griffin! Notabene to Kate Bush wymusiła na nim podobne do Depeche Mode zdjęcia, jak pisze sam autor – nawiązujące estetyką do radzieckiego socrealizmu.
Griffin zorganizował premierę swojej książki „Pop” w ramach łódzkiego festiwalu Soundedit, który robi coraz większą karierę w świecie producentów muzycznych. Przyjeżdżają bardzo ciekawe gwiazdy, w tym roku na przykład kultowi „The Residents” (to dosyć duże osiągnięcie zaprosić ludzi, którzy „nie istnieją”), Michael Nyman, Marek Biliński i Daniel Miller. Fotograf Brian Griffin jest jednocześnie i w środku i poza środowiskiem muzycznym, nie raz już bywał w Łodzi, dwa lata temu na Soundedit wręczał nagrodę „Człowieka ze Złotym Uchem” Johnowi Cale, ale odwiedzał też łódzki Fotofestiwal ze swoim zupełnie nie popowym projektem „Himmelstrasse” – dokumentalnym projektem zdjęć torów kolejowych, prowadzących do obozów zagłady.
Książka „Pop” jest kopalnią dla żądnych fedrowania w muzyce lat 70. i 80., autorską historią zdjęć topowych gwiazd tamtych czasów, wraz z komentarzem, okraszonym smaczkami i ploteczkami. Są tam wszyscy święci i jeszcze więcej. Aż szkoda, że ŁTF nie robi z tej wystawy większego show w tym kontekście. Na wernisażu można było porozmawiać z autorem i dostać autograf na zakupionej książce. Zapewne otwarcie było najciekawszym punktem programu. Zapewne przybyła na nie cała śmietanka muzyczno- fotograficzna. Zapewne, bo jako pełny półprofesjonalista nie byłem na tym otwarciu.
Wystawa w Łódzkim Towarzystwie Fotograficznym, Piotrkowska 102, do 13 listopada.
PS. Drogi Michale,
W hotelu jest podświetlany basen z barkiem pośrodku i wodospadem.
Obok znajduje się nowoczesna siłownia oraz kręgielnia i sale bilardowe, pięć różnych drink-barów i restauracja z grillem. Kelnerzy podają egzotyczne owoce, melony, arbuzy. Basen w hotelu jest bardzo głęboki. Niestety, my z Luizą nie mieszkamy w tym hotelu.
Elektryczne Gitary (cytat z okładki płyty)