Konrad Dworakowski wystawił w Teatrze Pinokio Chłopców z placu Broni (pozwolą Państwo, że będę używał takiej właśnie, prawidłowej według zasad ortografii pisowni tytułu). Chłopcy bronią się jako adaptacja szkolnej lektury i jako nowoczesny teatr komentujący problemy współczesności. Spektakl dla chłopców w wieku 11-15 lat, ale i dziewczyny powinny znaleźć tu coś ciekawego. Spektakl wreszcie dla dorosłych – dla tych, których wzruszają losy Nemeczka, i dla tych, którym na sercu (na wątrobie) leży polsko-węgierskie braterstwo szabli i szklanic. Spektakl dla kibiców futbolu i dla fanów rocka. Na każdym polu (placu) broni się znakomicie, ale też atakuje – zarówno sferę uczuć, jak i sferę przekonań. Bez kitu.
Chłopcy z placu Broni bez przeżuwania kitu? Może się wydawać, że to jak Kubuś Puchatek bez wyjadania miodu. Dziś jednak okien nie uszczelnia się kitem, więc ten wątek przepadł w adaptacji. Podobnie jak palant – gra wycofana z programu podwórkowych igrzysk z powodu skojarzeń. Co innego piłka: rządzi i dzieli zarówno na podwórku, jak i w telewizji. Swoje przyczółki zdobywa też w teatrze. Była Tęczowa trybuna, były też łódzkie Derby, teraz mamy piłkarskich Chłopców – opowieść o kibicach białych i czerwonych. Tych, co robią herbatę z wody po pierogach, i tych, co myślą, że in vitro to pizzeria. Kojarzycie? To było naprawdę trudne: wiarygodnie pokazać konflikty kibiców w teatrze dla dzieci. A jednak się udało.
To nie mogło zdarzyć się w Polsce – tak zaczyna się przedstawienie. Słowa te wypowiadają dziewczyny z CHÓRU CÓR, narratorki i komentatorki, cherleaderki i mażoretki, w dodatku mówiące po węgiersku niczym Ferenc Molnar. To nie mogło zdarzyć się w Polsce, bo Polacy nie umierają, najwyżej giną. Ta przekorna fraza wprowadza w przedstawieniu opowiadanie ramowe – historia węgierskich dzieciaków będzie jedynie rekonstruowana przez naszą młodzież, role Boki, Gereba, Nemeczka czy Feriego Acza odegrają dresiarze z polskich (łódzkich) blokowisk o skłonnościach do radykalnych manifestacji przywiązania do barw (klubowych i narodowych). Taki zabieg uniwersalizuje całą historię, stawiając pytania o budowanie tożsamości na konflikcie z innymi, o podporządkowanie grupie i autonomię jednostki, o odwagę i wierność. Reżyser trochę jednak przesadził, serwując nam dodatkowe aluzje do różnych konfliktów (np. peleryny przeciwdeszczowe z orłem ze znanego w sieci zdjęcia czy nawiązania do sporów wokół działań teatralnych), które zakłócają czystość przekazu – chyba wystarczyłby wstęp, a potem tylko oryginał, kibice i komentarze muzyczne.
Pytania pytaniami – jeśli pójdziecie Państwo na to przedstawienie z dziećmi, będzie o czym rozmawiać w domu – ale jak to się ogląda! Kilka znakomitych pomysłów inscenizacyjnych (kąpanie Nemeczka w wyjeżdżającym na scenę akwarium, przypominający The Wall Pink Floyd układ muzyczno-choreograficzny z umundurowanymi werblistkami, poetycka scena gry w piłkę) wkomponowanych jest w całość, która trzyma tempo i zaciekawia przebiegiem scenicznych zdarzeń. Dynamiczna, oparta na perkusyjnym rytmie, grana na żywo muzyka napędza przedstawienie, ilustrując lub kontrapunktując poszczególne sceny, także poprzez muzyczne cytaty. Mamy tu też momenty wzruszające – na przykład, gdy umierający Nemeczek chce jeszcze raz zobaczyć plac. Albo gdy Nemeczek odważnie rzuca wyzwanie całej grupie silniejszych przeciwników i przybiera pozę kojarzącą się z ukrzyżowaniem. Polska Nemeczkiem narodów?
Gdyby opisani w książce chłopcy mieli gdzie grać w piłkę, gdyby mieli dostatecznie dużo przestrzeni życiowej – być może przestaliby rywalizować o dominację. Konrad Dworakowski w ostatniej scenie proponuje nam mecz, który byłby pojednaniem obu grup. Grałyby w nim nawet dziewczyny, gdyż przy okazji uporalibyśmy się również z genderowymi nierównościami. Problem w tym, że mecz to nie gimnastyka artystyczna, że w meczu muszą być dwie drużyny i chęć pokonania tych drugich. Nie można jednocześnie potępiać futbolu za rozpalanie kibicowskich emocji i zachwalać jako metody na powszechną zgodę. Finałowy mecz wygląda w Pinokiu tak, jakby selekcjonerami grających w nim drużyn byli papież Franciszek i John Lennon. Ale nawet jeśli udałoby się to jakoś załatwić, wcale nie jest pewne, czy konflikt zantagonizowanych grup nie przeniósłby się na inne pole (plac). Może na dzielni zwolennicy Pinokia rywalizowaliby ze zwolennikami Arlekina. Na szczęście na razie nie muszę odpowiadać na pytanie: za kim jesteś?
Ten spektakl trzeba zobaczyć, choć wcale nie będzie to łatwe. Podobno bilety wyprzedane do końca roku, a przyszłorocznych terminów jeszcze nie ma.
Foto: HaWa, materiały teatru.
W tym tygodniu polecam:
- Spotkanie ze Stefanem Türschmidem, autorem książki „Czwarty czerwony” – 15 listopada o 17.00 w WBP im. Józefa Piłsudskiego.
- Prezentację Mikołaja Gospodarka Lofoty w ramach Explorers Festival – 17 listopada o 18.00 w sali widowiskowej Politechniki Łódzkiej, al. Politechniki 3a.
- Wystawę Dom ze snów w Pałacu Herbsta – otwarcie 17 listopada o 18.00.
- Koncert symfoniczny z udziałem Andrzeja Dobbera – 17 listopada o 19.00 w Filharmonii Łódzkiej.
- Film Zgubne piękno, wyświetlany jako prolog Festiwalu Mediów „Człowiek w zagrożeniu” – 19 listopada o 19.00 w Muzeum Kinematografii.