Ostrzegam przed szokiem poznawczym, jaki może przeżyć czytelnik tego tekstu. Jako i ja przeżyłem, gdy wiedziony ciekawością, sprawdziłem pewne daty. Kabaret Starszych Panów nadawany był w telewizji polskiej od października 1958 do lipca 1966. Ostatnie odcinki miałbym nawet szansę obejrzeć tuż po przyjściu na świat, gdyby rodzice kupili już telewizor. Ale kupili trochę później, więc widziałem tylko powtórki z tej szlachetnej rozrywki. Ach, te piosenki, ten styl, ten szyk. Szok pojawia się, gdy sprawdzimy daty urodzenia Przybory i Wasowskiego. Jeremi Przybora urodził się w 1915 roku, a Jerzy Wasowski w 1913, czyli jako starsi panowie debiutowali w wieku 43 i 45 lat, a zakończyli działalność, mając lat 51 i 53. Czy naprawdę w wieku 51 lat człowiek jest za stary nawet na starszego pana?
Ktoś mógłby powiedzieć, że starość (starszawość) to rzecz względna i że zależy od punktu odniesienia. Kiedyś ludzie żyli krócej, więc starość zaczynała się wcześniej. Według danych GUS we wspomnianym roku 1958 mężczyzna żył przeciętnie 63 lata (dziś 73), więc i starość powinna się wtedy zaczynać wcześniej niż dziś. Może i zaczynała się wcześniej, ale prawdziwie starszych panów i wtedy nie brakowało. Sam pamiętam z dzieciństwa rodzinne imprezy, gdzie średnia wieku (mimo mojego w nich udziału) przekraczała siedemdziesiątkę, sam pamiętam szachowe stoliczki w parkach dosłownie oblepione starszymi kibicami (ile mogli mieć lat? dla mnie – dużo). Przybora i Wasowski byli więc raczej panami starszymi od samych siebie, byli przebrani za starszych panów – po prostu grali przedwojennych gentlemanów. Inna sprawa, że obowiązujące w tamtym czasie fryzury postarzały każdego o dziesięć lat.
Pomysł, by w kabarecie pokazywać mocno dojrzałych facetów, uważam za piękną polską ekstrawagancję. W Moulin Rouge czy Crazy Horse mogą sobie występować półnagie tancerki, my wolimy oglądać starszych panów. Przybora i Wasowski to tylko wierzchołek łysej góry lodowej – za tytanów polskiego kabaretu uchodzić wszak mogą Piotr Skrzynecki, Jan Pietrzak czy Jacek Fedorowicz (z młodszych Krzysztof Daukszewicz i Andrzej Poniedzielski). Laseczki – owszem, występują, ale jako rekwizyt kompatybilny z cylindrami albo muchami (Andrzej Rosiewicz). Polska rozrywka kocha szkła kontaktowe i aparaty słuchowe. Nawet młody kabaret postarza się i mumifikuje nazwą.
Szlachetny zwyczaj doceniania życiowego doświadczenia stwarza nam wszystkim pewną nadzieję. Może na starość, może w końcu? Może świat nas dostrzeże, posypią się angaże i propozycje… Może jakaś nowa Kalina Jędrusik zaśpiewa, spoglądając właśnie na nas: Takiemu ja oddam wśród łez, i duszę, i sex. A może to my zaśpiewamy na scenie Opola czy Sopotu? Wystarczy być uroczym i szarmanckim starszym panem.
Ale jak rozpoznać, że niespodziewanie dla samych siebie staliśmy się członkami tego elitarnego grona? Jakie są kryteria bycia starszym panem? Jakie symptomy? Niespodziewane sukcesy na scenach kabaretowych to mimo wszystko przypadek rzadki, łatwiejsze do zaobserwowania oznaki to:
a) szron na głowie i nie to zdrowie,
b) kaszkiet, pulower i szelki (szelki nie dotyczą przypadku giełdowych maklerów),
c) porażka z wnukiem w szachy (według niektórych – już samo posiadanie wnuka),
d) moment, w którym na zrobienie 50 pompek trzeba przeznaczyć dwa dni,
e) moment, w którym emeryturę kradną ci metodą „na wnuczka”.
Na zdjęciu: Piotr Fasola na wycieczce w górach.