Ma swoje specjalne krzesło – wysokie krzesełko z tacą, które zapewnia bezpieczeństwo podczas jedzenia. Według opisu katalogowego – krzesełko pozwala rozwijać umiejętności społeczne maluszka. Bo maluszek w swoim krzesełku siedzi z nami przy stole. Siedzi i skupia na sobie uwagę – wszyscy do niego zagadują, mrugają, patrzą na niego jak w święty obrazek. On patrzy w obrazek nieświęty i rozpoznaje pociąg. Brum, brum – mówi i pokazuje narysowaną lokomotywę. Ale pokazuje cudzym palcem, co wygląda bardzo śmiesznie. Palec mamy jest lepszy do pokazywania, trzeba go tylko umiejętnie chwycić. Tak, brum, brum, lokomotywa, brawo. No to klaszczemy. Tak to się rozwijają umiejętności społeczne.
Obserwowanie małego dziecka sprawia przyjemność, pozwala afirmować życie, daje radość. Jego śmiech zaraża, choć maluch nie opowiada kawałów. Ma rok, uczy się mówić, uczy się chodzić, uczy się właściwie wszystkiego. Przypatrywanie się tej nauce jest fascynujące, bo dziecko uczy się zachłannie – metodą ryzykownych nieraz prób i bolesnych błędów. Kto zrobił bach? – pytamy niezbyt mądrze. Gdzie jest piesek? Gdzie masz nosek? – niezbyt błyskotliwie wymyślamy tematy rozmowy, ale nasza propozycja dialogu i tak zostaje przyjęta z niesłychanym entuzjazmem. Radość rozumienia, radość poznawania. Gdyby tę radość zachować na resztę życia i chłonąć świat z dziecięcą intensywnością!
Mój wnuk urodził się kilka dni przed Wigilią, pierwsze urodziny obchodził więc w okresie przedświątecznych przygotowań. Narodzenie i urodziny, dzieciątko i dzieciątko. Pan Jezus urodził się dokładnie w Boże Narodzenie (choć niekoniecznie było to 25 grudnia), którego jeszcze nikt wtedy nie obchodził. Gdy skończył rok, Maria z Józefem pewnie mu wyprawili jakieś urodziny. Jakie mógł dostać zabawki? Ile znał słów? Umiał już chodzić? Czasami się pewnie przewracał, a wtedy Maria z uśmiechem pytała: Kto zrobił bach? Jak by nie było, rodzice musieli mu ten świat pokazać i ponazywać. Niesamowite! To owca, a to krowa – człowiek objaśniał Bogu znaczenie słów. Słowu, które stało się ciałem.
Gdy ma się urodzić dziecko, rodzice zapisują się do szkoły. To się nazywa szkoła rodzenia, ale uczy się tam także opieki i pielęgnacji malucha. Wiadomo – trzeba się przygotować, skompletować wyprawkę, kupić łóżeczko albo kołyskę, może odmalować osobny pokój dla dziecka. Potem trzeba dbać o temperaturę powietrza i wody do kąpieli, o czyste pieluchy i regularne spacery. W odpowiednim czasie wprowadzać soczki i przeciery z marchewki, pamiętać o szczepieniach. W domu oczywiście nie palić, nie puszczać głośno muzyki, być łagodnym i spokojnym. Dziecko zmienia rodzicom życie, zmienia priorytety. Niektórzy nawet nagle dorośleją.
Mickiewicz przestrzegał, że Bóg ma się narodzić nie tylko w betlejemskim żłobie, ale i w nas. W tobie, czyli w każdym z nas. A może między nami – jak chciał Karpiński. W naszych rodzinach, domach, w kraju. Ma się urodzić i trzeba się nim zaopiekować. Przytulać, przewijać, mówić do niego i śpiewać mu kołysanki. Niech zdrowo rośnie! I bądźmy dla siebie lepsi – to dziecko ma nas uratować.
Gerard van Honthorst „Adoracja dzieciątka przez pasterzy” – domena publiczna (wikimedia)