W recenzji Chłopców z placu Broni stwierdziłem, nawiązując do tytułu: Spektakl dla chłopców w wieku 11-15 lat, ale i dziewczyny powinny znaleźć tu dla siebie coś ciekawego. Zdaniem pewnej pani skompromitowałem się tym seksistowskim poglądem. Czy gdybym coś podobnego (tyle że na odwrót) napisał o Ani z Zielonego Wzgórza, moja wina byłaby mniejsza? Książka dla dziewczyn w wieku 11-15 lat, ale i chłopcy powinni znaleźć tu dla siebie coś ciekawego. Czy w ogóle są książki (raczej) dla dziewczyn i (raczej) dla chłopców? A zabawy? A zajęcia praktyczno-techniczne? Doskonale pamiętam Książkę dla chłopców Jaczewskiego i Żmijewskiego z genialnymi ilustracjami Bohdana Butenki. Może to przez nie erotyka do dziś kojarzy mi się z przygodami Gapiszona?
Z książki wynikało, że chłopcy i dziewczęta różnią się między sobą nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, co po latach zostało uznane przez feministyczną myśl za paternalistyczny przesąd. Teraz dziewczynki i chłopców należy wychowywać identycznie, w nadziei, że te same zabawy i zabawki przyniosą te same skutki i zapanuje równość płci. Być może. Być może dziewczynki zmuszane na ZPT do robienia karmników będą w dorosłym życiu lepszymi majsterkowiczkami. Być może będą nawet majsterkowiczkami lepszymi od swoich mężów. Tylko czy świat będzie od tego lepszy?
Tuto – to jedno z pierwszych słów w moim słowniku. Na wakacjach w Teofilowie mogłem godzinami obserwować szosę Spała-Inowłódz i tryumfalnie obwieszczać przejazd kolejnego samochodu. Zupełnie podobnie reagował w tym samym wieku mój syn, gapiąc się w okno i wykrzykując ato, ato. Coś się przesuwa, coś się porusza, trzeba to śledzić. Atawistyczny instynkt łowiecki? Bo że ta pasja nie ma wiele wspólnego z motoryzacją – to dla mnie oczywiste. Do dziś nie mam prawa jazdy…
Albo weźmy szachy – uczyłem swoje dzieci tej szlachetnej gry, gdy miały mniej więcej pięć lat. Zarówno córka, jak i syn bez problemu opanowali zasady poruszania się figur i mogliśmy zacząć grać. Problem zaczął się przy zbijaniu. Empatyczna i łagodna z natury córka nie mogła zrozumieć, po co ma zbić (zabić) pionka czy gońca. Zwyczajnie było jej żal i wkrótce partia przeradzała się w kukiełkowe przedstawienie. Przychodzi konik do królówki: – Dzień dobry, królowo. – Dzień dobry, koniku. No i sobie piją herbatkę. Taka wersja szachów była z kolei nie do zaakceptowania dla mnie. Chciałem nauczyć ją zbijać, planować, poświęcać coś dla dalekosiężnych celów. No więc zaczynaliśmy bawić się we fryzjerkę.
Nie uważam oczywiście, że dziewczynki są mniej inteligentne czy że nie nadają się do szachów. Wręcz przeciwnie – pomysł uczenia pięciolatki gambitów i końcówek dowodzi, że chciałem być jak Laszlo Polgar, przygotowujący swoje córki do szachowego mistrzostwa. Potem próbowałem być dla córki trenerem w przeróżnych dyscyplinach – od biegania, przez matematykę po analizę poezji współczesnej. Czasami z sukcesami. Do dziś przechowuję sportowe medale i dyplomy, zdobyte na nieosiągalnym dla mnie nigdy poziomie, które nigdy nie budziły jej zbytniego zainteresowania. Odkładała je na półkę i tyle. Co ciekawe – syn swoje dyplomy i medale traktował z wielką atencją i zabrał do nowego mieszkania. Mężczyźni lubią patrzeć na swoje trofea – puchary, poroża, patenty. Kobiety traktują to po macoszemu.
Po macoszemu? Język to jednak narzędzie opresji. Że niby macocha tak słabo dba o dzieci. A ojczym to niby lepiej? Swoją drogą prawidłowa nazwa królówki to hetman. To wojskowy dowódca, a nie żona króla. Przy takiej nazwie z teatrzyku robi się teatr działań wojennych. Język ma znaczenie.