To miało być wydarzenie teatralne sezonu – na zakończenie Roku Awangardy Jerzy Stuhr wyreżyserował w Teatrze Nowym Szewców Witkacego. To miało być wydarzenie sezonu, ale – niestety – nie było. A może było? Wszak wydarzeniem sezonu jest to, co za wydarzenie sezonu uznaje publika, zagwazdrany jej wszawy gust – jak mawiał Czeladnik II. Tak jak sztuką jest to, co za sztukę uznamy – jak po latach mawiał artysta Donald Judd, dziamdzia jego zafatrany glamzdoń. Niektórzy za wydarzenie sezonu uważają to, co w tej materii zadekretują gazety, a tego racjonalnie przewidzieć się nie da. Zwłaszcza dzisiaj, w czasach medialnej wielości rzeczywistości, gdy raz po raz w głębi wyrasta czerwony piedestał, na który każdy sobie sam kogoś wsadza lub z którego kogoś sobie zrzuca w ramach małej rewolucji.
Kimże ja jestem, by oceniać robotę Jerzego Stuhra, majstra, co to nie jeden nowy fason jest pewno w stanie wymyślić mimo umaszynowienia teatralnej produkcji? Poprzestanę więc na wrażeniach i odczuciach – prosty czeladnik wykształcony na kursach krytyki teatralnej Wolnej Wszechnicy Robotniczej. Nie będziemy gadać niepotrzebnych rzeczy – zagaił aktor grający Sajetana jeszcze podczas wyłączania telefonów komórkowych. Po takiej obietnicy publika, guano jej ciotka, na każde zdanie uważała, by aktualną aluzję wychwycić bezbłędnie. A jeśli nawet błędnie – cóż to szkodzi.
I tak wesołość wzbudził prokurator Scurvy, który przyznał, że ministrem został przez telefon. Gdy wchodził na salę w towarzystwie ubranej w togę blondynki w okularach, ktoś na widowni teatralnym szeptem wymówił nazwisko przewodniczącej trybunału. Ale i gdy szewcy dokonali swej rewolucji i Sajetan z podziwem podsumował ich polityczne dokonania: takie zmiany w tak krótkim czasie!, widownia aluzję pojęła. Jeżeli jednak wspierający się Dziarskimi Chłopcami prokurator to figura obecnej władzy, to dlaczego obalający go szewcy są tej samej władzy obrazem? Sami się obalają, a mimo to trwają? Co prawda akurat w dniu premiery coś podobnego w naszym kraju zaszło, ale tego nie mógł przewidzieć nawet Witkacy.
Przenikliwy i wielopłaszczyznowy tekst Witkacego spłaszczył się nieco w aktualizacjach gotowych do ściągnięcia, skabarecił się w przyśpiewkach disco polo, skingsajził się w buciorach. Dopiero zakończenie mogło nasycić spragnionych intelektualnych wrażeń – paradoksalnie przez inteligentne przywołanie Nienasycenia. Jeśli nasza cywilizacja będzie się dalej wić w paroksyzmach kolejnych groteskowych przewrotów, ktoś tu naprawdę zrobi porządek.
But butowi nierówny, a pomysł pomysłowi. Jest tu więcej rzeczy znakomitych, np. zmiana dekoracji między pierwszym a drugim aktem (w spektaklu nie są rozdzielone, co skutkuje zmianą końcowego wierszyka). Albo kostium Iriny w drugim (trzecim) akcie, he, he. To jeszcze mały witz, naprawdę niezły: gdy czeladnicy zdejmują nagle spodnie, Sajetan upomina ich słowami: Tylko nie róbcie tych sztuczek z tak zwanego „nowego teatru”.
Zdjęcie z próby – HaWa, materiały Teatru Nowego.
Ponadto w tym tygodniu polecam:
- Pokaz filmu „Żywot chruścika” – 12 grudnia o 18.00 w kinie Charlie.
- Wykład „Pieśni okresu Bożego Narodzenia na Litwie” – 14 grudnia o 18.00 w ŁDK.
- Sezon w pięnie: Kawafis – 17 grudnia o 13.00 Teatrze Powszechnym.
- Wystawę Roksany Kularskiej-Król – w Galerii Opus.
- Spotkanie z Olgą Gitkiewicz, autorką książki „Nie hańbi” – 15 grudnia o 17.00 w bibliotece na ulicy Motylowej.