Jeśli lubią państwo farsy, polecam Wszystko w rodzinie Roya Cooneya w Teatrze Powszechnym. Jeśli państwo tego gatunku nie lubią, jest okazja, by się do niego przekonać. Reżyser Giovanny Castellanos, scenograf Wojciech Stefaniak i aktorzy Powszechnego skonstruowali precyzyjnie działającą maszynkę do rozśmieszania. Komedia omyłek, kłamstw i przebieranek, trochę pieprznych dowcipów, a w bonusie aluzje do problemów służby zdrowia. No i oczywiście wszystko się dobrze kończy.
Na bocznej ścianie obok tablicy do badania wzroku wisi zegar odmierzający czas pozostały do rozpoczęcia ważnego wykładu dla 200 neurologów zebranych w szpitalu św. Andrzeja na dorocznym kongresie. Doktor Dawid Mortimore (w tej roli Janusz German) usiłuje powtórzyć sobie swoje wystąpienie, ale co chwila ktoś mu przeszkadza – a to kolega reżyserujący świąteczne przedstawienie dla pacjentów, a to żona prosząca o drobne na parking, a to szef ingerujący w treść wykładu, a to… kochanka sprzed lat z wiadomością o osiemnastych urodzinach ich syna. Sprawy się komplikują, bo chłopak koniecznie chce poznać ojca. W dodatku jest w stanie wskazującym na hucznie obchodzone osiemnaste urodziny i awanturując się, sprowadza do szpitala niezbyt rozgarniętego sierżanta policji. Do tego dwie siostry, pacjent w rodzaju staruszek-kawalarz i mama jednego z lekarzy. Są jeszcze babeczki… proszę się częstować, upiekła je siostra z zakaźnego. Skoro wszyscy gotowi, możemy zaczynać przebieranki, zamykania w łazience i nieprawdopodobne wytłumaczenia piętrzącego się absurdu.
To może jakieś żarty przytoczę? Żart angielski – Znajomi mówią na mnie Bill, wie pani dlaczego? Bo tak mam na imię. Żart rubaszny – siostra dostała palpitacji na dole. Żart medyczny – w szpitalu panuje gangrena. Są jeszcze żarty autotematyczne, np. gdy doktor Hubert Bonney (znakomity Artur Zawadzki) woła przez interkom: Mayday, mayday. A może: Mayday, Mayday 2? No i jest nieudany żart sytuacyjny (już to widziałem w innej sztuce – jakaś obsesja farsopisarzy?) – młodzieniec łka z głową wtuloną w okolice brzucha doktora, na co wchodzi ordynator i myśli, że…
Trzeba przyznać występującym w przedstawieniu aktorom, że są nieźli. Przepraszam, dziś mówi się tak: trzeba przyznać występującym w przedstawieniu aktorkom i aktorom, że są niezłe i nieźli. Niezły jest zwłaszcza wspomniany wyżej Artur Zawadzki, który gra zbyt wolno kojarzącego poczciwca. Doktor Bonney jest najlepszym przyjacielem głównego bohatera, takim trochę porucznikiem Zubkiem u boku doktora Borewicza. Zawadzki stworzył postać charakterystyczną, śmieszną w sposobie mówienia i poruszania się. Ale nie ograniczył się do kilku opracowanych grepsów – jego Hubert jest żywą postacią, reagującą na zachodzące wypadki, a jednocześnie nie traci nic ze swojej śmiesznej oryginalności. Bardzo dobrze grają też Beata Ziejka i Mirosław Henke. W kategorii „udający pijanych” nagroda należy się Piotrowi Lauksowi. W ogóle aktorstwo jest mocną stroną przedstawienia. Zastrzeżenia mam jedynie do roli Lesliego (Damian Kulec), który zdecydowanie za dużo płacze i ma raczej 8 niż 18 lat. Nie winiłbym tu jednak aktora, a reżysera, który zaproponował (zaakceptował) takie poprowadzenie postaci.
W tle zabawnej akcji ukryty jest morał o potrzebie miłości. To, że dojrzewający chłopak potrzebuje ojca, to nie jest problem wydumany. Podobnie jak to, że wychowująca go samotnie matka chce dla siebie trochę uczucia. W rodzinie wszystko jakoś pójdzie. Nawet w tej przyszywanej.
Foto: materiały teatru.
Ponadto w tym tygodniu polecam:
- spotkanie z Dariuszem Bugalskim – 17 stycznia o 18.00 w Muzeum Kinematografii
- premierę płyty 19 Wiosen „Cesarstwo zwierząt” – 19 stycznia o 21.00 w klubie Format, Tymienieckiego 3
- finał plebiscytu Energia Kultury – 19 stycznia o 19.00 w klubie Wytwórnia
- książkę Lecha Majewskiego „Pejzaż intymny”