Sztukę Franka Wedekinda Przebudzenie wiosny wystawił ze studentami IV roku Wydziału Aktorskiego łódzkiej Szkoły Filmowej Jakub Kowalski. Efekty ich wspólnej pracy można obejrzeć w Teatrze Studyjnym – najbliższy spektakl 14 stycznia.
Pierwsze zaskoczenie spotyka widzów już przed wejściem na widownię – okazuje się bowiem, że kobiety i mężczyźni wpuszczani są do sali oddzielnie. Przewidziano dla nich osobne miejsca, odmienny jest nawet kolor krzeseł – pełna segregacja, jak w tradycyjnych szkołach sprzed epoki koedukacji. Skojarzenie nie jest przypadkowe, gdyż bohaterowie sztuki są nastolatkami – przeżywają dylematy okresu dojrzewania, zadając sobie i otoczeniu zasadnicze pytania. Ich obawy i lęki związane są z jednej strony z zachodzącą w ich organizmach rewolucją, z drugiej – z edukacją, przyszłością, spełnieniem oczekiwań rodziców. Ta dziecięca tragedia, jak brzmi podtytuł sztuki napisanej pod koniec XIX wieku, rozgrywa się zawsze w podobny sposób, choć w innych za każdym razem dekoracjach. Kultura (inni powiedzieliby superego) walczy z instynktami niczym post z karnawałem, a pokojowe negocjacje są utrudnione z powodu słabej znajomości języków obu stron. W dodatku dorośli, którzy mogliby być tłumaczami, nie sprawdzają się w swoich rolach.
Scenografia i kostiumy Agaty Skwarczyńskiej przenoszą nas do sali gimnastycznej – ośmioro młodych aktorów ubranych jest w nieco staromodne sportowe stroje, a z sufitu zwieszają się czerwone liny, na których można się podciągać i huśtać, co wcale nie jest – jak się okazuje – takie łatwe. Duszna atmosfera sali gimnastycznej (pamiętacie ten charakterystyczny zapach potu, skórzanych piłek lekarskich i starych materacy?) staje się metaforą nastoletniej gorączki – pewna niezgrabność szybko zmieniającego się ciała i towarzyszący jej wstyd są problemem zarówno podczas gimnastycznych ćwiczeń, jak i w pierwszych erotycznych doświadczeniach. Pomysł wydaje się zatem dobry, w dodatku można go rozmaicie ogrywać. Problem jednak w tym, że aktorzy w sportowych kostiumach grają nie tylko młodych bohaterów, ale i dorosłych – rodziców i nauczycieli. A jak być dyrektorem szkoły w krótkich spodenkach? To musiało dać efekt groteskowy.
Aktorska młodzież lepiej sobie więc radzi z rolami nastolatków, gorzej – z kreowaniem postaci ze świata dorosłych. Scena rady pedagogicznej mająca pokazać nauczycieli w krzywym zwierciadle wypada blado, jak studniówkowy kabaret. Można by z niej zrezygnować albo przynajmniej skrócić, podobnie jak niektóre monologi. Nie można jednak nie zauważyć, że mimo pewnych dłużyzn przedstawienie ma swój wewnętrzny rytm, wyznaczany świetnie realizowaną przez aktorów, wymagającą zgrania warstwą muzyczną (śpiew, klaskanie, kląskanie, cmokanie i tupanie w skomplikowanych nieraz rytmach). Pięknym elementem scenograficznym są splecione z lin ażurowe klatki, w których aktorzy wyciągani są nad scenę niczym wyłowione siecią z morza ryby. To, co pozwala nam wzlecieć, jest też systemem krępujących więzów.
Zaletą przedstawienia jest też subtelność w przedstawianiu scen erotycznych – zbawienna w epoce teatru epatującego wprost pokazywaną cielesnością. Ten umiar pozwolił zaprezentować Przebudzenie wiosny na festiwalu szkół teatralnych w Maroku (!), skąd łodzianie wrócili z trzema nagrodami: za reżyserię, scenografię i z nagrodą aktorską dla Karoliny Bruchnickiej. Ja wyróżniłbym też Jakuba Zająca, grającego Maurycego (postać określoną mianem „nieszczęsnej ofermy”), oraz Magdalenę Wieczorek, a także cały zespół za sceny zbiorowe. Obok studentów na scenie pojawia się gościnnie Mirosław Henke, grający postać zwaną w sztuce Zamaskowanym Panem. Kim jest Zamaskowany Pan? – nie do końca wiadomo, kimś między Bogiem a Mefistofelesem kuszącym Fausta. Może po prostu Mistrzem? Autorytetem? W przedstawieniu ta postać zyskuje dodatkowy wymiar, gdyż aktor jest dla studentów profesorem. Być może dlatego ze sceny rozbrzmiewa Gaudeamus?
Przedstawienie bardziej może dla dorosłych wychowujących dzieci w „trudnym wieku” niż dla licealistów. W każdym razie przedstawienie o czymś, może niedoskonałe, ale ważne i poruszające. Wiosna, przynajmniej na początku, bywa kapryśna, a kwiecień – jak wiadomo – to najokrutniejszy miesiąc. Budzące się życie potrzebuje wsparcia i ciepła. Tak jak rozpoczynający karierę aktorzy. Powodzenia!
Foto: Michał Siarek, materiały teatru
Ponadto w tym tygodniu polecam:
- spotkanie z Krystianem Lupą w Szkole Filmowej – 9 stycznia o 18.00
- galowy koncert noworoczny w sali Akademii Muzycznej na Żubardzkiej – 10 stycznia o 18.00
- mój własny wieczór poetycki w Centrum Kultury Młodych – 12 stycznia o 18.30
- wywiad-rzekę z Marcinem Świetlickim zatytułowany Nieprzysiadalność
- Akademię Filmu Polskiego w Muzeum Kinematografii (wykład + projekcje) – 15 stycznia o 17.00