Skoro po Bożym Narodzeniu nadszedł nowy rok, to pora na jakieś nowe postanowienia, na przykład – częściej pisać felietony… Mam niejasne wrażenie, że w felietonie o słowach prześlizgnąłem się jedynie po temacie i przydałaby się część druga albo nawet cały cykl, w którym przyjrzałbym się trikom reklamiarzy, unikom komplemenciarzy, plikom pisarzy i blikom graficiarzy.
Słowa są twardsze od skały i bardziej plastyczne od gliny, potrafią być gładsze od polerowanej stali i bardziej chropowate od papieru ściernego nr 1. Mogą wyrażać brudne zło i czyste dobro. Mogą być ponure i śmieszne, czułe i tępe, natchnione i wulgarne. Wiedzą o tym pisarze i komplemenciarze, poeci i esteci, zawodowcy i marketingowcy, amatorzy i podrywacze, kaznodzieje i złodzieje. Gdyby ludzie nie posługiwali się słowami, nie zawładnęliby światem. Ludzie słowa zdrabniają, zgrubiają, powtarzają, skracają , adaptują, cedzą, leją, kleją, zapisują, wykrzykują, mielą, przeżuwają i wypluwają. Nigdy dość wypowiedzianych fraz, zawsze można coś dodać słowem skrzydlatym, zachować sobie ostanie słowo bez skrzydeł albo dać słowo odpowiednie dla rzeczy i kontentym być. Stworzyć, ponazywać i odpoczywać siódmego dnia.
Oczywiście istnieje kultura obrazkowa, ale spróbujcie obejrzeć nawet najgłupszy amerykański film bez dialogów albo komiks bez dymków. Zawsze pozostanie niejasna sfera domysłów, a najprostsze rozwiązania scenariusza staną się nieczytelne. Nawet żarty bez tytułu i tekstu muszą opierać się na wspólnocie pewnych znaczeń i doświadczeń opisanych wcześniej słowem w społecznym przekazie. Chcąc się czegoś dowiedzieć, nawet najgłupszego i nieważnego – w wyszukiwarce wpisujemy SŁOWO.
Niewątpliwie wagę wypowiadanych słów wzmacniają takie wynalazki jak wiersz, radio i telefon. Jednakowoż ciemny świat wrogów słowa kontratakuje i usiłuje sprowadzić kulturę do chrząkań i obrazków. Dialogi w filmach są do minimum ograniczane na rzecz wybuchów i pościgów, esemesy zastępowane przez ememesy, ludzie w czasie spotkań zamiast opowiedzieć sobie o tym, co ujrzeli, przeżyli – pokazują sobie nawzajem zdjęcia na smartfonach. Reklamy też atakują na ogół przekazem zdjęciowym, fotomontażem, ale nadal hasło wymyślone dla produktu jest ważne. Słowa pozwalają zapamiętać markę, wierszowane teksty łatwiej zapadają w pamięć, produkty posiadają instrukcje obsługi, umowy teksty drobnym maczkiem warte przeczytania, nawet galerie plotkarskich zdjęć gwiazd są opisane, inaczej skąd wiedzielibyśmy, że to wypina się i wdzięczy Selena Mayoness, a nie Luiza Ciccione?
Może sport obchodzi się bez słów? Ale jak inaczej przekazać wskazówki trenera. Oczywiście można opisać miejsce startu i mety piktogramami, ale na opakowaniu Meldonium chyba jest jakiś napis? I jak inaczej obrazić na stadionie kibiców drużyny przeciwnej jak nie nieświętymi słowami? A może muzyka bez słów? No tak, instrumentalna z pewnością, ale po pierwsze piosenki z tekstami lepiej się sprzedają, po drugie – krytycy promują muzykę klasyczną, orkiestrową sążnistymi elaboratami i annałami, opus po opusie. Wojsko? Rozkazy ustne i pisemne, akty wypowiedzenia wojny i kapitulacji, odezwy i napisy na czołgach i pociskach oraz wojenne opowieści, krzyki i lamenty. Kultura bez słów – nie da się. Proszę, przepraszam. Nauka bez słów – wolne żarty. Medycyna – nieporozumienie! Powszechnie się wydaje, że odpowiednie nazwanie problemu to już jego częściowe rozwiązanie. Obrazuje to (obrazuje!) anegdota o weterynarzu i lekarzu. Pierwszy się żali i zazdrości – „Fajnie masz stary, twoi czworonożni pacjenci nie obmawiają Cię, nie donoszą, nie zazdroszczą pieniędzy, nie narzekają, nie uważasz?” Na co weterynarz – „Muuuuu”.
Wszystko opiera się na słowach, od zaprzysiężenia premiera począwszy, poprzez ustawy, notatki agencji wywiadowczych, konferencje dla prasy, hasła kolejnych kampanii, pomówienia, wystąpienia, kalumnie, plotki, wrzutki. Słowa wyszczekują raperzy, cedzą traperzy, piszą zaufani, dyszą zakochani. Nawet głupie memy mają na obrazki wklejone hasła, nawet najgorszy film ma tytuł. W kulturze przeważa przegadanie nad niedopowiedzeniami. My, Słowianie, kochamy wy-sławianie, choć czasem tak ciężko się wysłowić.
Rozpisałem się, chyba nikt nie oponuje, że słowa są ważne, najważniejsze. Jesteśmy w słowach zanurzeni, nie istnieje życie pozawyrazowe człowieka. „Pisać każdy może, trochę lepiej, lub trochę gorzej”, „Miałem dziesięć lat, gdy pisałem referat”, „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my piszemy”! Zakończę czymś najbardziej oczywistym: „Na początku było słowo (…) i zamieszkało między nami”. Do kogo będzie należeć ostatnie słowo?
Tekst i zdjęcia – Krzysztof Golec-Piotrowski, zwolennik dobra i piękna