Tłumacze stają się powoli równie ważni jak pisarze. Dowodem niech będzie fakt, że Nagrodę Literacką Gdynia przyznaje się już w czterech kategoriach: poezji, prozy, eseju i tłumaczenia właśnie. Być może jednym z kandydatów będzie w tym roku Jakub Ekier, autor nowego przekładu Procesu Franza Kafki. Książkę wydało łódzkie wydawnictwo Officyna. Czy warto przeczytać arcydzieło Kafki jeszcze raz? Tak, zwłaszcza że Proces Ekiera to trochę inna książka niż klasyczne tłumaczenie Józefiny Szelińskiej (przejrzane i podpisane przez Brunona Schulza).
Co prawda w obu wersjach mamy po 10 rozdziałów, ale nie są to te same rozdziały. Ten zatytułowany Przyjaciółka panny Bürstner został przez Ekiera zaliczony do Fragmentów – kilku niedokończonych tekstów, które miały znaleźć się w powieści, ale nie zostały włączone do przygotowanego przez Maxa Broda wydania (Kafka nie dokończył swego dzieła). Obecnie otrzymujemy tekst z tymi apokryficznymi dodatkami, które możemy sobie wstawić w luźną strukturę książki. Proces z tymi dodatkami czyta się trochę jak zbiór opowiadań o przygodach Józefa K. Ciekawe są zwłaszcza fragmenty Prokurator i Wyjazd do matki. Pierwszy ukazuje K. jako przyjaciela wysokiego rangą prawnika, drugi – jako syna zaniedbującego chorą matkę i zwierzchnika złośliwego wobec swoich podwładnych, co ostatecznie podważa znaną ze szkolnych bryków interpretację, że bohater powieści to niewinna jednostka oskarżona w absurdalnym procesie przez okrutny system. Józef K. jest winny, gdyż wiedzie egoistyczne życie i nie potrafi tego faktu zobaczyć i ocenić. Zamiast się nad sobą zastanowić, za pewnik przyjmuje swoją niewinność.
W książce znajdziemy też dwa ciekawe eseje o Kafce – Łukasza Musiała i samego tłumacza. Przy okazji możemy się dowiedzieć, że Kafka jest po Szekspirze najczęściej komentowanym autorem w historii. 40 000 monografii to liczba tyleż imponująca, co przerażająca. Wyobraźmy sobie sporą bibliotekę, w której wypożyczyć można tylko książki o autorze Procesu – to temat dla Borgesa albo dla samego Kafki. Wystarczyłoby tę bibliotekę Babel umieścić na strychu jakiejś starej kamienicy. Albo na zamku, albo w Ameryce.
Wspomniana wyżej panna Bürstner wcale nie jest panną Bürstner. U Ekiera nazywa się Bzykier – tłumacz uwzględnia wulgaryzm obecny w jej nazwisku. Tłumaczy też inne nazwiska: panna Montag nazywa się Ponedzalek, a jeden z urzędników – Puchaček. Dzięki takim zabiegom w powieści robi się bardziej słowiańsko, a mniej niemiecko. Ale pani Grubach (tak w oryginale) nie jest tłumaczona. W dodatku robi się z niej panią Grobosh. Czemu? Może żeby uniknąć skojarzenia – przez analogię do panny Bzykier – z nadmierną tuszą.
Kilka ważnych słów brzmi inaczej w obu przekładach. W katedrze nie ksiądz, a kapelan wykłada Józefowi przypowieść o strażniku i Prawie. Przypowieść znajduje się według starej wersji – we wprowadzeniu do prawa, w nowej – w pismach wprowadzających do prawa. Słowo „pismo” powraca i wydaje się to słuszną decyzją tłumacza – pismo jest tym, co łączy sferę religijną z jakże odległą od niej sferą urzędniczą (w innym znaczeniu występuje też w żargonie artystycznym). A to przecież kwintesencja paradoksalnego świata Kafki.
Trzeba też zauważyć, że Ekier w wielu akapitach zużywa mniej słów. Porównajmy: Choć obcy człowiek nie dowiedział się właściwie nic, czego by już przedtem nie wiedział, zwrócił się do K. oznajmiając z wersją Nieznajomy, choć nic się nowego nie dowiedział, oznajmił K. tonem meldunku. Wynik 19 : 11 w słowach wydaje się znaczący. Styl jest bardziej zwarty, rzeczowy. Bardziej współczesny.
Ponadto w tym tygodniu polecam:
- charytatywny koncert zespołu DeMono w klubie Scenografia – 28 lutego o 19.00
- promocję albumu Łódź. Pałace i wille w Muzeum Kinematografii – 1 marca o 18.00
- inaugurację Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych (Wesele Jana Klaty) w Teatrze Powszechnym – 5 marca o 19.00
- film Niemiłość w kinie Szpulka w ŁDK
- wystawę studentó ASP Prime Time w Centralnym Muzeum Włókiennictwa.