Scena pierwsza: mam cztery lata i jestem z Dziadkiem na wakacjach. Dziadek się mną opiekuje, pokazuje świat. Musi mi też przygotować obiad i wpada na świetny – jego zdaniem – pomysł. Zupa jagodowa, czyli zebrane w lesie jagody, cukier, woda, trochę śmietany, a do tego niespodzianka – pokruszona bułka. Wcinaj – mówi dziadek. – Wcinaj, bo nie urośniesz. Minuty mijają, bułka pęcznieje, wszystko rośnie w ustach. Gdy wreszcie się nade mną lituje, przed domem chciwie piję wodę z beczki na deszczówkę.
Scena druga, przedszkolna: na podwieczorek podają chleb z rybą wędzoną. Nie lubię wędzonej ryby, nie lubię to mało powiedziane (dziś uwielbiam). Ale zasada zadekretowana przez Panią jest prosta: zjadasz – możesz iść. Wsuwaj, wsuwaj – mówi Pani. – Rodzice już czekają. Ostatnie gryzy chowam w kieszonce między dziąsłem a policzkiem niczym jakiś pelikan. W naszej pelikaniej rodzinie to młody przynosi pokarm do gniazda. W domowym zaciszu lepię z tego kulkę i chowam za kaloryferem. Co tu tak dziwnie pachnie? – pyta Mama. Ale po kilku dniach przestaje.
Scena trzecia: obóz sportowy w czasach liceum. W latach 80. wyżywienie raczej marne. Masło na kartki, ale naszej grupie podają go przypadkiem jakoś za dużo. Chleb, ser i mielonka są już zjedzone, a sporo masła w równych kosteczkach wciąż leży na talerzu. I wtedy Trener w odruchu troski o nasze zdrowie nakazuje: każdy zjada jedną kostkę! Próbuję połknąć, ale jakoś mi nie wchodzi. Walcz, młody! – radzi Trener.
Scena czwarta: karmię pasztetem swojego chorego psa, wkładam mu ten pasztet do gardła, bo pies nie może już gryźć, i zaciskam zęby z bezsilności. No jedz, bo zdechniesz! Wcinaj – mówię. – Wsuwaj, walcz! Pies nie daje rady i wkrótce trzeba go uśpić. A potem wykopać w zmarzniętej ziemi spory dół. Walcz, walcz! – mówię do siebie przez łzy. Trudno coś przełknąć tego dnia.
Nie wiem, co z Panią, ale Dziadek i Trener już nie żyją. Wszystko bym zjadł, by się z nimi jeszcze zobaczyć. Zastawiam stół na przyjście gości. Następny pies kręci się po pokoju.
Zdjęcie z próby prasowej spektaklu „Ich czworo” w Teatrze Jaracza, foto: PG