Niektórzy to mają po prostu dobrze w życiu. A jak jeszcze trochę się przyłożą, to mają bardzo dobrze. Na przykład mają szczęście urodzić się w kraju, w którym słońce świeci, kultura kwitnie, a problemy wydają się jakieś mniejsze. To rzecz jasna iluzja człowieka patrzącego z zewnątrz, ale czymże byłby świat bez iluzji. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, a stereotypy muszą być. Zwłaszcza, gdy są prawdziwe.
Niektórzy załapali się w dodatku na epokę, w której owoce wisiały jeszcze na niskich gałęziach i można je było zrywać nawet w pojedynkę, lekko tylko podskakując. Nie to co dzisiaj, gdy wszystko obrane i trzeba konstruować wieloosobowo różne podnośniki i drabiny, by tych technologicznych owoców dosięgnąć. A i tak nie pomaga.
Ta wczesna epoka odkrywców technologicznych, znaczy się wiek XIX, miała coś w sobie. Dosyć fascynująca była to eksplozja innowacyjności. Do tych, którzy się na nią załapali, należeli niewątpliwie bracia Alinari. Ich zakład jest uznawany za pierwszą firmę fotograficzną świata. Fratelli Alinari, Florencja, Włochy… tfu, jakie Włochy! Włoch wtedy nie było! Wielkie Księstwo Toskanii było, pod panowaniem bocznej linii Habsburgów von Österreich-Toskana. Właśnie stłumiono tam pierwsze oznaki włoskiej zjednoczeniowej Wiosny Ludów, gdy Leopoldo Alinari postanowił uniezależnić się od dotychczasowego pracodawcy i otworzyć własny zakład, zajmujący się stricte fotografią. To był rok 1852 (lub 1854, jak podają niektóre źródła). Właściwy człowiek na właściwym miejscu we właściwym czasie. Leopoldo Alinari żył szybko i umarł młodo, niczym Jimmi Hendrix. Niemniej miał szczęście urodzić się w kraju, w którym było co fotografować i trafić na epokę, która wsparła go mimochodem swą falą i wyniosła wysoko.
Dziwnym trafem wszystkie swoje kroki urlopowe kieruję do Włoch. Nie tylko ja zapewne. Ten kraj odwiedza rocznie 48 milionów ludzi. Wyobrażacie sobie? Półtorej Polski przyjeżdża tam każdego roku w odwiedziny. Nieźle, co? A połowa XIX wieku to akurat początek masowej turystyki, już nie turystyki wielmożów, ale takiej, na którą załapywała się klasa średnia. Dzięki Bogu wszędzie powstają linie kolejowe, Thomas Cook zakłada swoje szacowne biuro podróży, a pan Karol Benz, zagryzając wąs, konstruuje pracowicie w swej ogródkowej szopie pierwszy samochód. Pojedyncze efekty nie przychodzą może od razu, ale skomasowane – dają gwałtowny przyrost mobilności, a dzięki bogaceniu się społeczeństw, skłaniają do zwiedzania, poznawania świata. No i przywożenia pamiątek z podróży. Pamiątka, koniecznie!
Tymczasem Lepoldo Alinari w wieku zaledwie 20 lat zakłada swoją firmę fotograficzną. Terminował wcześniej u Luigiego Bardiego, miedziorytnika, specjalisty od widoków Florencji, powstających zapewne na bazie wczesnych przyrządów optycznych, a potem pierwszych technik fotograficznych, które Alinari zgłębiał z synem pracodawcy – Giuseppe Bardim. Obok widokówek graficznych w sklepie Bardich zaczynają się pojawiać pierwsze komercyjne fotografie i widokówki, a wkrótce Leopoldo Alinari otwiera obok swój zakład fotograficzny, nie zrywając do końca związków z poprzednim miejscem pracy. Wciąga do działania swoich braci – starszego Romualdo i młodszego Giuseppe. Pierwszy zajmie się „marketingiem i księgowością”, a drugi wraz z Leopoldem będzie fotografował i zgłębiał techniki wywoływania odbitek.
W swojej firmie bracia Alinari przez pierwsze kilka lat nabierają rozpędu, opracowują zestaw pierwszych 46 fotografii, sprzedawanych jako naklejone na kartoniki i sygnowane „Fratelli Alinari at Luigi Bardi”, a przedstawiających „Posągi i monumenty z Florencji i Pizy”. Muszą przy tym dopracować technikę fotografowania w zupełnie innych warunkach, niż te z jakimi mierzą się, na przykład, Anglicy. Otóż jak wie każdy, kto próbował zdjąć ciocię Krysię na tle katedry we Florencji w czerwcu, lipcu, lub sierpniu – albo na zdjęciu widać ciocię Krysię w pełnym słońcu, a katedrę spowijają smoliste czernie, albo katedra jest ładnie naświetlona, a ciocia Krysia ma przepalone lico. Po prostu słońce południa stwarza wielkie kontrasty. (…) najpierw silne przemywanie zwykłą wodą, którą zmieniamy trzy lub cztery razy, następnie kąpiel w złotym roztworze Andersona, kolejno skoncentrowany hyposiarczan, następnie przepłukać wodą, potem znowu kąpiel w siarczanie złota, następnie ponownie przemycie wodą za pomocą pędzelka, potem złoty roztwór Gelis et Fordos, przepłukać gorącą (nie wrzącą) wodą i, wreszcie, zanurzenie na kilka godzin w łaźni wodnej, którą należy zmieniać od czasu do czasu. Pozytywy, które uzyskujemy tą metodą, są znacznie lepsze niż wszystkie jakie dotychczas zrobiliśmy. Jest to może i dodatkowa praca, ale z wielkim sercem pracujemy, i jeśli po tej robocie z odbitkami będziemy czuć się wyczerpani, mamy ogromną satysfakcję, widząc że zrobiliśmy ogromny krok, w kierunku doskonałości, którą kiedyś osiągniemy – całkowitej perfekcyjności zdjęć. (Z artykułu ogłoszonego przez Leopoldo Alinariego we francuskim „La Lumiere”).
Bracia nawiązują liczne kontakty handlowe i artystyczne we Francji, gdzie wysyłają do sprzedaży jeszcze liczniejsze odbitki z florenckich zabytków do sprzedaży. Ich zdjęcia chwalone są głośno w prasie i wśród ówczesnych fotografów za doskonałą jakość techniczną i wypracowanie światłocieni, dające bardzo „żywy i naturalny” efekt. Przypuszcza się też, że Leopoldo pomagał w powstaniu albumu francuskiego fotografa Piot’a L’Italie Monumentale, zaprezentowanym w Paryżu w 1850 roku. Leopoldo i Giuseppe przesiadują w ciemni, eksperymentując z coraz to nowymi chemikaliami i metodami, wzorują się początkowo na Anglikach, potem dopracowują własne sposoby. W kwietniu 1855 oferują już „trzydzieści dziewięć obrazów z Florencji, dwadzieścia pięć z Pizy, dwanaście z Sieny i ośmiu z innych części naszego Wielkiego Księstwa”. W 1856 publikują dwa katalogi z obrazami fotograficznymi, oferowanymi w formatach 35 x 27 i 41 x 31 cm.
Widok Florencji z Mostu Złotników, fotografie ze schodów baptysterium w Sienie, a także widoki wodospadów Marmore robią wielką karierę. Bracia prezentują swoje zdjęcia na paryskiej wystawie w 1855 roku i zyskują międzynarodową sławę. Leopoldo podróżuje do Anglii, nawiązując kontakty z fotografami z Wysp. Wkrótce bracia nawiązują kontakty w galerii Uffizzi i jako pierwsi fotografowie wykonują reprodukcje znanych dzieł sztuki. Latem 1858 roku książę Albert , mąż królowej Wiktorii, prosi Alinarich o wykonanie reprodukcji rysunków Rafaela. W tym celu bracia jadą do Wenecji.
Tymczasem „nasze Wielkie Księstwo” nie pożyje już długo. We Włoszech 1860 – Garibaldi, zjednoczenie, wyzwolenie, euforia! I tu nasuwają się porównania. W mieście Łódź, w zaborze rosyjskim , w latach 60. XIX wieku także pojawiają się zakłady fotograficzne. Pisałem już o pierwszych fotografach TUTAJ (Nawet odkryłem zdjęcia jednego na fotografiach drugiego!). Dominik Zonner, Eliasz Stumman, Józef Zajączkowski robią zdjęcia usługowe i fotografują plac Wolności, ustawiają swoje drewniane, magiczne skrzynki na światło na Piotrkowskiej, albo podczas wystawy przemysłowej w Parku Helenowskim. Ale jednak, z jak różnymi warunkami muszą się mierzyć – tam Risorgimento Włoch i stany euforyczne. Tu – czas między powstaniem listopadowym a styczniowym. W tym ostatnim spiskuje fotograf Zajączkowski, po klęsce musi zwijać żagle i uciekać do Galicji. Represje, szykany, aresztowania, egzekucje. Nie mówiąc już o tem, że tu zimno i pada, i zimno i pada na to miejsce w środku Europy.
Bracia Alinari realizują coraz częściej na zdjęciach ideały konserwatorsko-dokumentacyjne. Praca przy reprodukcjach dzieł sztuki wzmocniła w nich świadomość znaczenia naukowego fotografii, jej wartości dla zachowania zabytków historycznych. Tymczasem w świeżo zjednoczonych Włoszech wielu dostrzega ten aspekt – powstaje Commissioni Conservatrici di Antichità e belle Arti, która ogłasza program „Poznać, by zachować”, ideę zdokumentowania wszystkich zabytków w kraju. Bracia Alinari zostają zatrudnieni do tego dzieła. Fotografują zbiory galerii narodowych i prywatnych, dokumentują i wydają kolejne albumy, między innymi Rysunki Rafaela i innych mistrzów, w galeriach Florencji, Wenecji i Wiednia, reprodukowane w fotografii przez Braci Alinari, wydane przez L.Bardi, Florencja. Muszą pokonywać wielkie trudności, techniczne i biurokratyczne, przełamywać opór urzędników galerii muzealnych. Piszą liczne listy w tej sprawie, a nawet proszą o interwencję księcia Alberta. Zdobywają w końcu zaufanie Galerii Uffizzi, która pozwala im na dokumentację zbiorów, nawet na czasowe wypożyczanie obiektów do zdjęć, choć odbywa się to pod ścisłym nadzorem historyków sztuki. Leopoldo i Giuseppe fotografują też historyczne wnętrza. Zważywszy na epokę – jest to istna katorga. Materiały światłoczułe są niskiej czułości, wymagają silnego oświetlania światłem elektrycznym (bateriowym, bo inne jest niedostępne) lub eksplozjami magnezji, te z kolei mogą uszkodzić cenne obiekty. Królewski Instytut Techniczny we Florencji musi wydać ekspertyzę, zanim Alinari rozpoczną pracę przy dokumentowaniu fresków w kaplicy Palazzo Pretorio, profesor Benchi wypisuje rygorystyczne zalecenia (wytwornice prądu muszą pozostać na zewnątrz, żeby opary azotu nie uszkodziły malowideł) i zabrania używania magnezji.
Do reprodukcji obrazów z Gallerie de Firenze, w naturalnej wielkości 1:1, fotografowie używają ekstremalnie trudnych do wyprodukowania płyt kolodionowych o wymiarach 150 x 90 cm. Ten rozmiar jeży dzisiaj włos na głowie, jak pisze Wikipedia o technice kolodionowej: Proces ten był kłopotliwy, gdyż szklana klisza musiała być pokryta kolodionem tuż przed naświetleniem, a następnie wywołana niezwłocznie, zanim on zastygł (stąd nazwa – „mokra płyta”). Było to trudne, zwłaszcza poza atelier, gdyż fotograf był zmuszony zabierać w plener ciemnię wraz z wszystkimi niezbędnymi substancjami i sprzętami. Za owe wielkoformatowe płyty bracia zostali nagrodzeni później złotym medalem na wystawie w Paryżu w 1889 roku. Płyty istnieją do dzisiaj w archiwach fundacji Alinari.
Bracia specjalizują się i dopieszczają techniki reprodukcyjne, powtarzane wielokrotnie eksperymenty pozwalają już przenosić na fotografię nawet obrazy olejne, stosując odpowiednią chemię, można na czarno-białym zdjęciu oddać nawet różnice pomiędzy kolorami o tym samym walorze. Nie zaniedbują też coraz bardziej popularnego portretu. Ich zakład w ciągu dziesięciu lat działalności zdobył sławę, fotografowanie znanych person jest zatem łatwiejsze. Alinari tworzą fotograficzną encyklopedię postaci zasłużonych dla włoskiego Zjednoczenia, wydają albumy z panteonem włoskich polityków i twórców, które stają się wielce popularne nie tylko w kraju, ale i w Europie. Wkrótce Leopoldo, Giuseppe i Romualdo przenoszą się z małej pracowni do specjalnie zaprojektowanego dla nich budynku, przy via Nazionale 8 (dziś via Alinari), gdzie znajdują się specjalnie doświetlane studia, laboratoria, drukarnie, archiwa i galeria wystawowa. Na początku lat 60. firma Alinarich oferuje 60 tysięcy zdjęć sprzedawanych we wszelakich rozmiarach i albumach tematycznych. Służą nie tylko turystom czy miłośnikom architektury, ale także naukowcom, historykom sztuki, studentom malarstwa i rysunku. Kupują je nawet w Ameryce.
W 1865 umiera w wieku 33 lat Leopoldo Alinari. Zarządzanie firmą przejmuje młodszy brat – Giuseppe, który do tej pory pozostawał nieco w cieniu. Ale daje radę i firmowa galeria jest wkrótce miejscem, gdzie wystawia się projekty renowacji florenckiego kościoła Santa Maria del Fiore, proponowane przez znanego architekta Andreę Scalę. Alinari tworzą do tej prezentacji specjalne fotomontaże, wykorzystują tę technikę także do innych wystaw prezentujących plany przebudowy miasta. Na ich bazie podejmowane są istotne urbanistyczne decyzje.
Zdjęcia Alinarich czerpią pełnymi garściami z epok minionych. Ciekawe, jak mieszkanie w renesansowym mieście i obcowanie z wszechobecną klasyką wpłynęło na fotografie braci. Te centralne kompozycje, złote podziały, piękna korekta perspektywy, wystudiowane kadry, niesamowita dokładność. Wszystko to przypomina obrazy starych mistrzów. Tchnie duchem.
Po śmierci Romualdo i Giuseppe firmę pod koniec XIX wieku przejmuje syn Leopolda –Vittorio. Zakład zatrudnia 36 ludzi, którzy są w stanie wyprodukować 2500 odbitek dziennie, i jest dominującym warsztatem… właściwie dominującą fabryką fotograficzną w całych Włoszech. Vittorio prowadzi przedsiębiorstwo silną, ale sprawiedliwą ręką, stosuje ostry rygor, ale jest szanowany. Firma Alinari wychowuje rzesze techników fotograficznych i fotografów, staje się czymś w rodzaju agencji fotograficznej. Jej pracownicy realizują projekty dokumentacyjno-krajoznawcze nie tylko we Włoszech, ale i w Dreźnie, Paryżu, Wiedniu i Grecji. Przed rokiem 1900 kończą wielkie dzieło obfotografowania caluśkiej Kaplicy Sykstyńskiej od góry do dołu, nikt wcześniej nie dokonał takiej roboty. Równolegle opracowują już techniki barwne do reprodukcji. W 1920 roku starszy już Vittorio sprzedaje rodzinną firmę grupie przedsiębiorców z baronem Firidolfim na czele. Od tego czasu działa ona pod nazwą Fratelli Alinari I.D.E.A. (Instituzio di Edizzioni Artistiche). W 1958 roku zainicjowała działalność Muzeum Historii Fotografii we Florencji. Sto sześćdziesiąt sześć lat! To jest jednak coś!
Jaka była recepta na sukces? Oprócz właściwego miejsca i czasu – praca, praca, praca! Poprzednicy Alinarich, pionierzy fotografii, tacy jak Talbot czy Niepce, byli w większej części po prostu zamożnymi hobbystami, fanatykami utrwalania obrazów, którzy dla przyjemności i rozrywki rozstawiali po kątach swoich pałaców „pułapki na światło”- LINK. Tymczasem Leopoldo i jego bracia byli zdeterminowani uczynić z fotografii swój zawód, a przy tym cechowali się wyjątkową przedsiębiorczością i uporem. Rozwijali się nieustannie, oprócz wykorzystywania cudzych doświadczeń byli pełni inwencji. Zostali jednymi z licznych przedstawicieli swojego narodu, którzy zjednoczenie i rewolucję przemysłową przekuli w wielki sukces. Dzięki podobnym sukcesom jeździmy do dziś włoskimi samochodami (niektórzy nawet wieszają plakaty z niektórymi nad łóżkiem), po naszych torach zasuwa Pendolino, nie wspominając o czasach zamierzchłych, kiedy to włoskie stocznie produkowały statki MS Batory i MS Piłsudski. Trafili na dobry czas. Nam poszło, niestety, trochę gorzej.
Fabrykant, foto: Wikimedia, domena publiczna
P.S. Za podsunięcie zdjęć Alinarich dziękuję Krzysiowi Golcowi.
Źródła i źródełka:
http://hobbyfotografia.weebly.com/i-fratelli-alinari-cronologia.html
https://pl.wikipedia.org/wiki/Fratelli_Alinari