Każdy spektakl Mariusza Grzegorzka w Teatrze Jaracza to duże wydarzenie. Czarownice z Salem, Posprzątane czy Lwa na ulicy krytycy wybierali najlepszym spektaklem sezonu, znakomite Słowo Kaja Munka zdecydowanie zbyt szybko zniknęło z afisza, a wyrafinowany estetycznie Makbet należał do najciekawszych inscenizacji Szeksipra na polskich scenach. Sukcesem artystycznym jest też najnowsze dzieło reżysera – Otchłań Jennifer Haley. Polska prapremiera sztuki odbyła się 6 kwietnia 2018 na Scenie Kameralnej Teatru Jaracza, światowa – 5 lat temu w Kalifornii. Otchłań można określić mianem kryminału (thrillera) science fiction, dramatu psychologicznego albo technologicznej antyutopii. Autorka gra gatunkowymi konwencjami, tak jak jej bohaterowie zmieniają tożsamość w wirtualnym świecie. Można też potraktować utwór jak przypowieść o człowieku – miotanym namiętnościami, ulegającym pokusom, ale zawsze potrzebującym miłości.
Rzecz dzieje się w (niedalekiej?) przyszłości, w której Internet wyewoluował w wirtualny świat zwany Otchłanią. Ludzie logują się i spędzają w tym innym świecie coraz więcej czasu, znajdując tam zaspokojenie swoich – nie zawsze szlachetnych – zachcianek. Niektórzy wykorzystują nowe możliwości technologiczne do tworzenia zakazanych (nawet wirtualny świat przyszłości ma swoje regulacje) treści. Detektyw Morris (Agnieszka Skrzypczak) prowadzi śledztwo w sprawie płatnych stron pozwalających pedofilom na wirtualne wycieczki do świata spełniających się fantazji. Organizatorem procederu jest Tatuś (Papa), zwany też panem Simsem (w tej roli Andrzej Wichrowski). Czy to przypadkowa zbieżność z nazwą popularnej gry wideo? Nie sądzę – tekst sztuki pełen jest takich aluzji, łatwiejszych lub trudniejszych do zauważenia. Zabawa w zagadki z małą Iris (Paulina Walendziak) budzi skojarzenia z Alicją w krainie czarów. Trudniejsza zagadka: skąd wzięła się postać Doyle’a (w tej roli gościnnie Krzysztof Zawadzki), nauczyciela fizyki, który był nałogowym amatorem zakazanych rozrywek? Dostajemy w pewnym momencie informację, że Doyle był kiedyś wybrany nauczycielem roku – zupełnie jak główny bohater Sekretnego życia Friedmanów, przedstawienia opartego na dokumentalnym filmie o rzeczywistym przypadku oskarżenia o pedofilię w Stanach Zjednoczonych. Filmie głośnym, nominowanym do Oskara. No i oczywiście serial Westworld z podobnym motywem futurystycznych symulacji, w których wszystko (?) wolno.
Kilka pytań inteligentny widz sam sobie zada. Na przykład: Czy wraz ze wzrostem realności kreowanego świata rośnie też naganność dokonywanych w nim czynów? Gdzie leży granica między awatarem, postacią a żywym człowiekiem? Czy okrucieństwa w sieci są dokonywane „naprawdę”? Czy to na pewno przyszłość? Kolejne pytania zadadzą nam bohaterowie – czy to źle, że ludzie realizują swe chore skłonności w sieci zamiast w realu? Czy musimy robić to wszystko?
Na razie to tylko literatura, twórcy spektaklu musieli ją przełożyć na sceniczną rzeczywistość. Nie było to łatwe, a jednak się udało. Ascetyczny podest, na który w kolejnych scenach wjeżdżają będące znakami określonych sytuacji meble, projekcje wiktoriańskich tapet i op-artowskich wzorów, stechnicyzowana muzyka przyszłości i Bach w scenach rozgrywających się w (wykreowanej) przeszłości. Znakomite kostiumy Magdy Moskwy – futurystycznie uniformizujące, a jednocześnie różnicujące bohaterów, spójne z XIX-wiecznymi strojami wykreowanego w „Zaciszu” wiktoriańskiego przepychu. Wreszcie dobre aktorstwo – oprócz wymienionych w przedstawieniu występuje jeszcze Marek Nędza w roli nowego klienta „pensjonatu”. W przypadku Andrzeja Wichrowskiego, który postaci twórcy pedofilskiego biznesu potrafił nadać rysy ciepłego człowieka, można nawet mówić o aktorstwie wybitnym. (Bardzo mocny jest też monolog Agnieszki Skrzypczak, w którym grana przez nią postać przyznaje się do wizyt w „Zaciszu”). Wszystko to sprawia, że Otchłań wciąga. Oczywiście nie wszystkie rozwiązania przyjmujemy bez zastrzeżeń. Dyskusyjne jest na przykład użycie mikroportów i elektroniczne przetwarzanie głosów aktorów – mówią trochę jak roboty. Oczywiście tłumaczy się to treścią sztuki, ale gdy w finałowej scenie cała ta aparatura milknie i wracamy do czysto ludzkiego świata – odczuwamy ulgę. Może tak właśnie miało to działać? A propos zakończenia – są dwa, a i tak spodziewamy się ciągu dalszego.
Można oczywiście stwierdzić, że gdzieś to już widzieliśmy. Wiadomo nawet gdzie – w Teatrze Jaracza. Białe tło z projekcjami w Czarownicach z Salem, tarzanie się po podłodze i krzyki w Lwie na ulicy, kostiumy Moskwy w Makbecie, niezwykły rekwizyt (wielkie drzewo – tu: szklany tort) w Posprzątane, stare zdjęcia w plakatach i programach Jaracza. Ale przecież takie autonawiązania można uznać za elemnt stylu. Jeśli ktoś lubi teatr Mariusza Grzegorzka, będzie je smakował. Ja lubię…
Foto: Mariusz Grzegorzek, materiały prasowe teatru.
Ponadto w tym tygodniu polecam:
- oprowadzanie po wystawie zdjęć Bogdana Dziworskiego w Muzeum Kinematografii – wtorek 10 kwietnia o 16.00
- wernisaż Agnieszki Głowackiej w galerii „Krótko i węzłowato” – środa 11 kwietnia o 17.00
- wernisaż Kuby Grzybowskiego w galerii Willa – piątek 13 kwietnia o 18.00
- spotkanie z cyklu Sezon w pięknie w Teatrze Powszechnym – niedziela 15 kwietnia o 16.00
- film Małgorzaty Szumowskiej Twarz w łódzkich kinach.