Powyższe słowa – sprytnie rozwijające tytuł – można czytać jako ocenę najnowszej książki Naomi Klein. Tak, tej Naomi Klein od No logo, która sama stała się logiem (ikoną) ruchu alterglobalistów. Choć Donald Trump jest prezydentem 15 miesięcy, Naomi zdążyła już napisać książkę o jego prezydenturze (a wydawnictwo Muza zdążyło ją już wydać w Polsce). Jak się zapewne państwo domyślają, nie jest to laurka dla aktualnego prezydenta USA. Co więcej, nie jest to też laurka dla amerykańskiego systemu politycznego ani dla współczesnego kapitalizmu. Nie to za mało to polityczny manifest sprzeciwu, w którym – trochę wbrew tytułowi – nie ma zbyt wielu propozycji pozytywnych. Ciekawy ze względu na przytoczenie kilku mało znanych faktów i ze względu na analogie do sytuacji w Polsce.
Opowieść rozpoczyna się w listopadowy wieczór, gdy ogłoszone zostaje zwycięstwo Trumpa. Naomi jest w Australii i – jak wielu tego dnia – przeżywa szok. Co robi autorka w Australii? Uczestniczy w spotkaniu z obrońcami środowiska. Od razu dodaje, że nieprędko wróci na australijski kontynent, bo ślad węglowy pozostawiony po takiej podróży jest ogromny (czyli prościej mówiąc – samoloty zatruwają środowisko), ale to samousprawiedliwienie jest znaczące. Według Naomi Klein ochrona klimatu to najpilniejsze zadanie ludzkości, a koncerny paliwowe to największe zło. No chyba, że akurat musimy polecieć na spotkanie z australijskimi ekologami. Trochę się czepiam, ale taki rodzaj podwójnej oceny w tej książce powraca. Trump jest finansowany przez lobby bogaczy – źle, przeciwnicy Trumpa dostali po wyborach setki tysięcy darowizn – sukces. Niektórych zarzutów nie rozumiem (np. przedstawiania idei bonów oświatowych jako zamachu prawicy na szkolnictwo – gdy uczyłem w szkole społecznej, marzyliśmy o wprowadzeniu takiego bonu w Polsce), inne bulwersują mnie tak samo jak autorkę.
Donald Trump zrobił karierę w nieruchomościach. Ale – podaję to na odpowiedzialność autorki – od pewnego momentu nie budował już wieżowców, a jedynie sprzedawał markę Trump, sprzedawał licencję na nazwę, będącą jego nazwiskiem. Jego marka to zresztą nie tylko nieruchomości, ale też kolekcje odzieży, woda kolońska i woda mineralna, okulary i wiele innych dóbr luksusowych. Według Klein aktualny prezydent najpotężniejszego kraju na świecie traktuje prezydenturę jak kampanię reklamową swoich produktów. Takiej strategii nauczył się podczas występów w programie Praktykant – reality show ze świata biznesu, w którym Trump był kimś w rodzaju Magdy Gessler w Kuchennych rewolucjach. Program był dla niego oraz jego marek świetną reklamą i tak też rozumiał – zdaniem Klein – kampanię wyborczą. Czy po zwycięstwie nadal tak traktuje swój udział w polityce? Czy należące do niego (i do członków jego rodziny) biznesy zyskują? W książce mamy na to dowody, choć – z drugiej strony – autorka wspomina też, że przeciwnicy prezydenta organizują bojkoty jego „produktów” (z niektórych luksusowych apartamentowców nazwa Trump – na prośbę mieszkańców – zniknęła).
Dostaje się też współpracownikom Trumpa – wziętym do rządu milionerom (miliarderom), ludziom od handlu ropą, pazernym bankierom i przedstawicielom branży zbrojeniowej. To oczywiście rodzi pytania o granice wpływów biznesu na politykę (w tym na politykę międzynarodową). Tyle że – jak przytomnie zauważa Klein – to Bill Clinton zderegulował banki, a Obama po kryzysie zamiast je ukarać, wspomógł państwowymi dotacjami. Na konto fundacji państwa Clintonów płynęły dotacje od sponsorów, mimo że Hilary miała zostać prezydentem (prezydentką – tłumacz książki ulega modzie na podwójne nazwy i konsekwentnie pisze o naukowcach i naukowczyniach, nie podkreślaj tego mi Wordzie). Czyżby więc Trump robił to, co poprzednicy, tylko bardziej? Taka jest puenta książki – Trump to ukoronowanie cywilizacji chciwego kapitalizmu.
Dlaczego zatem wygrał? I tu dochodzimy do wątku, który jest ciekawy z polskiej perspektywy. Dlaczego przegrali demokraci, dlaczego przegrała PO? Klein odpowiada – Trump wiedział, co chcą usłyszeć ludzie, upomniał się o zubożałych po kryzysie robotników, miał pomysł na nowe miejsca pracy. Poza tym ludzie mieli dość waszyngtońskich (warszawskich) elit. No i jeszcze coś – wina leży też po stronie przegranego w wyborach obozu demokratów. Brak programu, wycięcie w prawyborach Berniego Sandersa, media uprawiające polityczną nawalankę zamiast merytorycznych debat – to wszystko pozwoliło Trumpowi wygrać. Brzmi znajomo? Znajomo brzmią też formy protestu, który rozpoczął się od razu po wyborach. Czytamy w książce Klein o demonstracjach, akcji „murem za”, marszach kobiet…
Analogie są, ale… Spójrzmy, co Klein proponuje jako program zjednoczonej opozycji. Dużo mówi o prawach ludności rdzennej, a nawet o wypłatach rekompensat (takie indiańskie 500+), o ekologicznych źródłach energii i ekologicznym transporcie (samochody elektryczne), o podwyższeniu płacy minimalnej, zatrzymaniu prywatyzacji i odbudowie sektora usług publicznych. Domaga się programu budowy mieszkań dostępnych dla ludzi o niskich dochodach (mieszkanie+), a także debaty o dochodzie podstawowym (gwarantowanym). Oczywiście mówi też o prawach kobiet i osób LGBTQ (tych literek ciągle przybywa). Analogie idą więc w różnych kierunkach. Skąd autorka chce wziąć pieniądze na ambitne programy? Chce ograniczyć wydatki na wojsko, opodatkować bogatych i trucicieli środowiska. Dość to wszystko ogólnikowe i napisałbym, że się nie da, ale tyle już rzeczy uznano za niemożliwe, a stały się możliwe.
W każdym razie przeczytać warto – nawet jeśli się nie zgadzamy z poglądami autorki.
Ponadto w tym tygodniu polecam:
- koncerty fortepianowe w Galerii Browarna w Łowiczu – 3 i 5 maja o 17.00
- Arcydzieło na śmietniku w Tetrze Powszechnym – 2 maja o 19.15
- Songwriter Łódź Festiwal – 5 maja o 20.00 na Piotrkowskiej wystąpią
Runforrest / Pola Chobot & Adam Baran.