Jak to dawno, piętnaście lat? No dość dawno to było. Ale pamiętam jak dziś. Weszliśmy do księgarni na Piotrkowskiej. Hm… Było to tak dawno, że ta księgarnia już nie istnieje. To była bodajże księgarnia „Pegaz” na rogu Narutowicza, do czasu zamknięcia – najstarsza w Łodzi. W 1882 roku założył ją Ludwik Fiszer. Piętnaście lat to naprawdę pikuś.
W każdym razie wtedy jeszcze książki w niej leżały, po bożemu. Chciałoby się, ale pieniędzy nie starczało. Pensja niewielka, a na wakacje trzeba było wyjechać. Zatem książki były dobrem luksusowym. Ale powąchać i polizać przez papierek zawsze można. Kto ubogiemu zabroni. Leżała jedna książka, która wryła mi się w pamięć. Może i nawet trochę mnie przeorała, jak dzisiaj o tym myślę. Skromny tytuł: Iwo Zaniewski „Fotografie”. Wtedy dopiero wnikałem w fotografię. Zaczynałem się interesować i zgłębiać. O tyle o ile.
Na studiach miałem taki przedmiot nawet. I nawet nawet mógłbym się dziś chwalić, że sam Marek Janiak ze słynnej w niektórych kręgach grupy „Łódź Kaliska” był moim wykładowcą. Niestety, nie mogę się chwalić za bardzo, bo miałem wtedy na fotografię wyjechane. Oczywiście, niektóre zdjęcia fotografie robiły na mnie wrażenie i lubiłem je oglądać, ale żeby ich z własnej woli ich szukać – to nie bardzo. Kiedyś już pisałem – LINK, że w czasach licealnych odwiedziłem wystawę Weegee’ego, która poniekąd też mną wstrząsnęła. Na tyle, że zapamiętałem jego nowojorskie kadry na całe życie i z łatwością potrafię je w myślach przywołać.
Tymczasem w księgarni „Pegaz” wlazł mi w ręce album Iwo Zaniewskiego i przeorał wyobraźnię. Dzisiaj dopiero zastanawiam się – dlaczego? Tak. Myślę że była to właśnie ta chwila, która nawróciła mnie na głębsze widzenie fotografii. Nie pamiętam, co wtedy dokładnie pomyślałem, ale było to coś w rodzaju- „O kurde! Niezłe! To tak można? Też bym tak chciał!”. Polazłem do tej księgarni nawet drugi raz, żeby sobie dokładnie ten album przejrzeć.
Zaczyna się wstępem. Jest to najmniej egzaltowany wstęp ze wszystkich wstępów do wszystkich albumów fotograficznych, jakie oglądałem.
Najwspanialszym sposobem zwiedzania świata jest według mnie podróżowanie z ekipą filmową. Kierownicy produkcji załatwiają wszelkie uciążliwe formalności, a ja mogę się rozglądać na wszystkie strony. Kiedy nie filmujemy, a takich dni zawsze jest trochę, można na przykład w odpowiedniej asyście zwiedzić ubogie dzielnice Johannesburga i nie zostać zamordowanym. Niezwykle miłym uczuciem jest również kompletny brak pojęcia, gdzie się człowiek za chwilę znajdzie i jakie widoki się przed nim odsłonią. (…)
Zauważyłem wtedy, że wystarczy opanować metodę prawidłowego naświetlenia nieba z jednoczesnym nietraceniem detali na dużo ciemniejszej ziemi, żeby uzyskać warte powiększenia zdjęcia. (…)
Tak generalnie, to fotografuję co popadnie. Właśnie to w fotografii podoba mi się najbardziej, że zdjęcie czyhać może na nas w każdym kącie. Ja tylko specjalnie się nie męcząc chodzę sobie, albo jak już wspomniałem, jestem wożony i po prostu daję mu się uchwycić.
Do dzisiaj w pamięci zostały mi te zdjęcia, zdjęcia wyciągów w mglisty dzień. Zdjęcia kóz wbijających się klinem w kamienną wioskę. Dawały mi do myślenia – przecież ja takie wyciągi oglądałem nie raz. Oglądałem – i nie widziałem. To było jednocześnie familiarne i nokautujące. Nigdy nie pomyślałem, żeby skierować na nie aparat, żeby z mglistych struktur wydobyć coś ciekawego. Kozy w greckiej wiosce były jakimś zewem podróży, ale takiej na wyciągnięcie ręki przecież, którą wtedy, w miarę możliwości, uprawiałem. Też kiedyś widziałem kozy, ale nic mi z tego dobrego nie przyszło. Żadne ciekawe zdjęcie.
W każdym razie te fotografie wytyczały drogę. Trzeba patrzeć uważnie. Trzeba się zastanawiać nad tym, co się widzi. Tak trzeba żyć!Ciężko, co prawda, mierzyć się z Iwo Zaniewskim, malarzem, autorem sporej liczby wystaw i albumów, który z Konstantym Przyborą stworzył chyba najbardziej rozpoznawalną agencję reklamową PZL, tę od pierwszych reklam Frugo, a potem od reklam Plusa z kabaretem Mumio. Fotografia była dla niego raczej odskocznią niż sztuką uprawianą na maksa. Wydał tylko ten jeden album. Potem, jak mi napisał, do fotografii raczej już nie wracał. Szkoda.
Po piętnastu latach wypatrzyłem album w internetowym antykwariacie. Przyznam, że dość trudno było go znaleźć, wyszedł pewnie w niezbyt dużym nakładzie. Nie ma daty wydania, nie ma numeru ISBN, taki skromny biały kruczek. Ciekawy byłem, czy dobrze zapamiętałem te zdjęcia. Dobrze zapamiętałem.
Są malownicze. Urocze. Wszechstronne. Autor szuka w nich trzech rzeczy – światła, struktur i ciekawej gęby. Struktury panoszą się wszędzie, gęsto, żywo, tworzą anturaże do portretów, wypełniają kadry pejzażami, od brzegu do brzegu kadru, jak u jakiego Boscha, gdzie w każdym centymetrze coś się dzieje. Spora część tych zdjęć jest prześwietlona ciekawym, zastanawiającym światłem. To między innymi na ich bazie, piętnaście lat temu, nabierałem coraz mocniejszego przekonania, że światło z kontry robi najlepszą robotę, o ile udaje nam się je złapać. Kompozycja jest bardzo klasyczna, spokojna, w wielu przypadkach centralna, ale Zaniewski zawsze umie znaleźć coś zakręconego, co w tym centrum jest umieszczone. Umie patrzeć. O to właśnie chodzi.
Zdjęcia Zaniewskiego są gęste i zmysłowe. Malarskie, chce się powiedzieć, choć to banalne, bo malarz się za nie zabrał. Widać też w nich pewną przypadkowość, rzeczywiście – bezpretensjonalność, beznapinkowość. Każdy by tak mógł. Gdyby umiał, niestety. Zmysłowość potęguje też soczysta czarno-biel tych kadrów, wzmocniona o ewidentne analogowe ziarno, ponadto bardzo dobra techniczna jakość – wszystko to powoduje, że te zdjęcia są fizycznie wręcz namacalne. Bardziej niż dzisiejsze klarowne obrazki z cyfry. Może tu właśnie leży urok i przewaga analogowej techniki, o które lubią się sprzeczać puryści.
Wszystko razem – taka zmysłowość mimochodem. Stara miłość nie rdzewieje. Miłość do fajnych zdjęć także. Fajnie mieć coś takiego, co przestawia na inne tory. Żeby wciąż po tych samych, codziennych, w kółko nie jeździć. Dziękuję za tę zwrotnicę.
Zdjęcia publikowane za zgodą autora.
Strona Iwo Zaniewskiego: http://www.iwozaniewski.com