Ten tytuł może się kojarzyć z antyporadnikiem zachowania się przy stole albo z jakąś biografią Casanovy. W rzeczywistości Jak zwierzę Charlesa Fostera jest to książka z serii Eko Wydawnictwa Poznańskiego. Podtytuł Intymne spotkania z naturą wyjaśnia wiele, ale nie wyjaśnia wszystkiego. Albowiem jest to pozycja naprawdę niezwykła – niezwykła z racji metody pisarskiej autora. Charles Foster postanowił na tyle intymnie zbliżyć się z naturą, że w ramach swoich eksperymentów próbował wieść życie borsuka, wydry, lisa, jelenia i jeżyka (małego ptaszka).
Oczywiście Charles Foster nie jest szaleńcem, któremu się coś przywidziało (choć jak sam przyznaje – wiele razy był o to posądzany). Charles Foster wie, że nie da rady uwolnić się od ludzkiej świadomości i anatomii, by przeżyć doświadczenia dzikich zwierząt. Ale pragnie chociaż w przybliżeniu wyobrazić sobie ich świat, by uwolnić się od stereotypowych, literackich obrazów zwierząt i aby poszukać wspólnych doświadczeń umożliwiających zrozumienie odmienności. W tym celu ekscentryczny naukowiec pomieszkuje tygodniami (niczym borsuk) w wykopanej w zboczu góry norze, żywi się (niczym lis) odpadkami wyrzucanymi do londyńskich śmietników albo miesiącami nie obcina paznokci, by poczuć, czym jest kopyto jelenia.
Do wielu z tych eksperymentów wciąga swoje dzieci, aż dziw, że się to nie skończyło pozbawieniem praw rodzicielskich. Syn, który nocuje zimą w pełnej robaków norze, mógłby się skarżyć na rodzicielską opiekę. A co powiecie na rodzinne znaczenie terenu robionymi nad rzeką kupami (jak to robią wydry) i eksperyment polegający na próbach rozpoznawania , do kogo dany „znacznik” należy? Mąż, żona i trójka dzieci w zapachowej zgaduj-zgaduli. Niezła jazda. W rodzinie autora takie niecodzienne metody edukacyjne były tradycją. Jego biologiczną pasję zapoczątkował ojciec, przywożąc mu kiedyś dwa martwe lisy – chciał w ten sposób rozbudzić ciekawość dziecka. Chyba wyszło to autorowi na dobre. W każdym razie na dobre wyszło to książce.
Jak zwierzę to rzecz pełna przyrodniczych ciekawostek, zawsze jednak przytaczanych w jakimś celu, mówiących coś ważnego o danym zwierzęciu. Na przykład gdyby człowiek chciał jeść tyle co wydra w przeliczeniu na kilogram masy ciała, musiałby dziennie pochłaniać 800 kotletów. W dodatku wydra zjada to wszystko w 6 godzin, gdyż przez 18 godzin na dobę śpi. A ponieważ jedzenia nie kupuje w supermarkecie, jej całe życie to uganianie się za pożywieniem w szaleńczym tempie. Wpadła w błędne koło – by więcej zjeść, musi więcej polować, ale żeby więcej polować, musi szybko pływać i wydatkuje więcej energii, więc musi więcej jeść. Skutek uboczny – nieustanne wizyty w (leśnej) toalecie. Na filmach przyrodniczych wydry wesoło baraszkują w wodzie, w rzeczywistości nie mają na to czasu.
Albo jerzyki – ptaszki, które nawet śpią w locie. W ciągu życia przemierzają ponad milion kilometrów – 2,5 odległości między Ziemią a Księżycem, pozostając w locie nawet 2-3 lata bez przerwy. I nie jest to powolne szybowanie, jerzyki latają z szybkością porównywalną z biegiem Usaina Bolta. Całe życie zasuwać jak jamajscy sprinterzy, w dodatku z przeznaczoną dla dzieciaków kulką owadów w dziobie. Autor książki słusznie zauważa, że musi to dawać zupełnie inny obraz świata od naszego, inną intensywność przeżywania czasu. No to jeszcze jedna ciekawostka: pewien gatunek motyla wylęga się na granicy USA i Kanady, a zimuje na meksykańskich wyżynach. Wiosną wraca na północ. Tyle że w międzyczasie mija kilka pokoleń motylej populacji. W to samo miejsce wracają pra pra prawnuki emigrantów – sama podróż trwa dwa pokolenia.
Oprócz ciekawostek przyrodniczych książka zawiera wiele ważnych spostrzeżeń dotyczących ludzi (wszak została napisana także po to, by lepiej poznać siebie). Na przykład takie: większość ludzi nie przynależy już do miejsc, nasze rodziny wciąż się przenoszą, zmieniamy miejsce zamieszkania i nie jesteśmy nigdzie osadzeni. Nie znamy – jak się to mówi – każdego kamienia w swojej okolicy. Radzimy sobie z tym udając, że w całym świecie czujemy się jak w domu, albo wmawiając sobie, że kwestia wrośnięcia w jakieś środowisko nie ma większego znaczenia. Zdaniem Fostera w praktyce kończy się to zbyt częstym oglądaniem telewizji.
Do listy zalet omawianej książki wypada też dopisać styl i humor autora. Znakomity jest fragment, w którym analizuje on smaki dżdżownic, posługując się terminologią znawców win. Dżdżownica smakuje ziemią, odznacza się wyraźnym terroir. Tu następuje bogate w określenia i skojarzenia omówienie smaku robaków z różnych regionów Francji i Anglii, godne najlepszych enologów. Podobnie dowcipnie autor potrafi opisać życie w bogatych londyńskich dzielnicach albo zwyczaje angielskich myśliwych.