Paweł Sołtys jako Pablopavo gra z zespołem, który nazwał Ludziki. Paweł Sołtys jako pisarz o ludzikach (według terminologii Leśmiana – o ludzieńkach), czyli zwykłych ludziach z peryferyjnej dzielnicy napisał zbiór opowiadań. Mikrotyki to 22 krótkie opowiadania z wyrazistymi bohaterami, sugestywnie zarysowanym tłem, napisane niebanalnym językiem. Ktoś z Państwa szybko przewertował spis treści i chce mnie poprawić, że nie 22, a 23? Daremnie, jedno z opowiadań (Lena) to trochę inna bajka – dłuższa, podzielona na części, rozgałęziona w osobne wątki. Mamy tu całą historię, a nie migawkę, fragment, błysk… Lena pasuje jednak do całości dzięki skupieniu uwagi na ludziach, których głos we współczesnej literaturze słyszymy bardzo rzadko – nazwijmy ich ludźmi pominiętymi, a także dzięki miejscu akcji. Sołtys to piewca nieoczywistych uroków prawobrzeżnej Warszawy, a konkretnie – Grochowa (jak Stasiuk, jak Nowakowski).
Mikrotyki to są historie, które się opowiada przy piwie w peryferyjnych barach o egzotycznie PRL-owskich nazwach, to są historie, że trochę śmiać się, a trochę płakać. Jakieś sprawy z podstawówki, które nagle się przypominają, jakieś (nie)codzienne uliczne awanturki, które prowokują do refleksji o życiu, jakieś dziwne postaci osiedlowych odmieńców – wszystko opowiadane z czułością, ale bez czułostkowości. Z lekką nostalgią za odchodzącym światem ludzi, którzy nigdzie się nie spieszą, ludzi lekko zrezygnowanych, „pozornie nieskomplikowanych, którzy zwykle woleli pogadać niż pomilczeć”. Za światem tanich knajp i cowieczornych rytuałów zamawiania tego, co zawsze, i opowiadania anegdot puentowanych prostymi gestami. Na przykład historia profesora Kruka, który wracając z antykwariatu, obronił bitą przez pijanego męża kobietę. Załatwił agresywnego pijaczka, waląc go w łeb tomem opowiadań Iwaszkiewicza, co w gronie bywalców baru „Stokrotka” stało się okazją do rozważań o metodach ataku i obrony z użyciem dzieł (nie tylko) literackich. Wesoło… ale w tym samym opowiadaniu wspomnienie czasów powojennych i obraz głodnego mężczyzny, który ogryza zawieszoną dla sikorek słoninę.
Bardzo ciekawa jest w tych opowiadaniach narracja. Właściwie nie do końca wiemy, kto mówi. W kilku krótkich tekstach narratora można by utożsamić z autorem, ale w większości nie. Na ogół opowiada się tu w pierwszej osobie, ale narrator nie zawsze monologuje, często jest tylko obserwatorem, który siedzi i patrzy, słucha. Dopuszcza do głosu innych i nagle pojawia się opowieść w opowieści, czasem dwie opowieści wplecione w tę główną. Inny sposób: narracja trzecioosobowa, bohater zaczyna wspominać i przechodzimy na mowę pozornie zależną. Ale w tym wspomnieniu znowu zmiana punktu widzenia i spojrzenie obiektywne, z zewnątrz, jakby oglądało się film. I tak aż do powrotu z tych myśli do rzeczywistości tu i teraz, wiele lat później. I paradoks – powrót ze świata wspomnień do rzeczywistości wiąże się z powrotem subiektywizmu, punktu widzenia postaci… a może samego autora. W dodatku ten narrator-obserwator w poszczególnych opowiadaniach jest człowiekiem w różnym wieku, z odmiennym życiowym doświadczeniem, mówi trochę innym językiem.
Mówi się tu różnymi językami, ale prawie na każdej stronie trafiają się poetyckie zagęszczenia znaczeń, wplecione w tok opowieści świeże metafory. I puściła do mnie perskie oko, jakby niedawno połknęła Kserksesa z Dariuszem I. Ładne. Albo to: Siedzimy w mieszkaniu w bloku z wielkiej płyty. Wyobrażam sobie monstrualny gramofon grający tę wielką płytę, nasze życie, mnie, siostrę na obcasach i tych dwoje przed telewizorem. Trochę gorsze, ale też dobre. Prawie tak dobre jak końcówka opisu kuchni Leny: Chwilę po naszym wemknięciu zza chmur wyszło wrześniowe słońce i przykurzony plastik rozbłysnął: fiolet, żółć, czerwień, zieleń i błękit. Parominutowy neon dla nikogo. Chciałoby się te kuchnię zgłosić do konkursu najpiękniejszych opuszczonych kuchni. Tak, Sołtys potrafi być liryczny, a może to Pablopavo gościnnie się tu pojawia?
Bohaterowie tej prozy gawędzą jak u Hrabala i palą jak u Hłaski. Walą się po głowach Iwaszkiewiczem, a w sercu mają Nowakowskiego, cieszą się małymi rzeczami jak u Filipowicza. Człowiek potrzebuje makroelementów i pierwiastków śladowych, wielkich narracji i małych opowieści, mikrotyków i wielkich płyt.
Ponadto polecamy:
- Trzy siostry w reżyserii Jacka Orłowskiego w Teatrze Jaracza, premiera 29 września.
- Jubileusz Muzeum Książki Artystycznej – 1 października od 11.00 do 18.00.
- Urbanator Days (koncert) – klub Wytwórnia, 26 września o 19.00.
- Premiera tomu Bogumiły Jęcek „Rozdziały” – 2 października o 18.00 w ŁDK.
- Film Kamerdyner – w kinach.