Na wszystkie pytania odpowiadamy „pomidor”, ale czy pomidor jest odpowiedzią choćby na część naszych pytań? To było w jeden z wyjątkowo ciepłych wrześniowych dni. Jadłem śniadanie w ogrodzie – dieta środziemnopolska: chleb, kiełbasa, ser, oliwki, pomidory. Pomidory pokrojone w ćwiartki, sól, pieprz, oliwa. Smaczne, ale ostatnia ćwiartka coś nie bardzo – gorzka, jakby nadgniła. Niewiele myśląc, wyrzucam ją w kąt ogrodu. Taka szybka segregacja.
I oto w październiku odkrywam, że coś tam wyrosło – pod płotem, na kupie zgniłych liści przysypanych ziemią pojawiła się mała roślinka. Nie po owocach, a po liściach ją poznałem – to był pomidor. Wzruszyła mnie jego determinacja, ta miłość życia do życia mimo wszystko – jak u brzóz wyrastających z pęknięcia muru, z odrobiny piasku między cegłami gzymsu.
Pomidor rósł sobie spokojnie – żarł światło, popijał wodą, ukorzeniał się w ziemi. Tuż przed 1 listopada wsadziłem go do donicy i przyniosłem do domu, chroniąc przed zimnem. Teraz sobie stoi na parapecie, podlewam go codziennie i czule doń przemawiam. W słoneczne dni wystawiam do ogrodu, jakbym wyprowadzał go na spacer. Patrzę sobie na niego z nadzieją. Może zakwitnie? Może na Boże Narodzenie obsypie się czerwonymi owocami. Wtedy będzie mógł udawać choinkę.
Natura jest dla nas dobra, wcale nie każe nam ciężko pracować. Darmo daje nam różne dobre rzeczy do jedzenia i leczenia, a nawet do picia. W dodatku sprząta – po sobie i po nas (niestety ma ograniczone możliwości). Wyrzucamy kawałek pomidora – wraca do nas cały krzak, liście zgrabione pod płot rozkładają się na kompost, a zalane wodą owoce zmieniają się w kompot. Gdyby tak było ze wszystkim… Przepaloną żarówkę wsadzałoby się do ziemi i wkrótce wyrastałoby drzewo żarówkowe, porzucony w lesie monitor rozkładałby się na poszczególne piksele i wracał do nas w snach kolorowymi obrazami, specjalnie wyhodowane bakterie przetwarzałyby makulaturę w kulturę.
Mój krzaczek stoi sobie na parapecie naprzeciw telewizora. Obawiam się, że od tego zdziczeje. Czasami włączam mu jakiś film przyrodniczy, niech sobie poogląda naturę. Na ogół jednak zmuszam go do słuchania wiadomości i rozmów z politykami. Na wiele kłopotliwych pytań odpowiadają „pomidor”. Wtedy pomidor jakby się denerwował, a może tak mi się tylko wydaje. Może zbyt go uczłowieczam po udomowieniu.