Komedia romantyczna posiada według mnie trzy główne wyróżniki. Po pierwsze – tematem jest miłość, która na drodze spełnienia napotyka pewne przeszkody, po drugie – bohaterowie pochodzą z kraju, w którym mówi się po angielsku, po trzecie wreszcie – jednego z nich gra Hugh Grant. Wydawałoby się zatem, że komedii romantycznej nie da się wystawić na polskiej scenie. A jednak! Teatr Powszechny przygotował na karnawał Manewry weselne Marka Crawforda w reżyserii Jakuba Przebindowskiego. Hugh Granta w przedstawieniu niestety nie zobaczymy, ale są inni dobrzy aktorzy. I sporo dobrej zabawy.
Autor jest dramaturgiem kanadyjskim i właśnie w Kanadzie, w małym miasteczku z jedną weselną salą, rozgrywa się akcja sztuki. Dwie pary chcą tam w tym samym czasie zorganizować przyjęcie, dla jednej jest to przyjęcie weselne, dla drugiej – zaręczynowe. Takie zaręczyny podobno nazywają się w Kanadzie „Jeleń i łania”, są biletowane, a dochód służy młodym do zorganizowania właściwego wesela. Jeleniem (ha, ha) jest w sztuce Brad (Filip Jacak), a łanią Bonnie (Monika Kępka). Wraz z druhną o imieniu Dee (Małgorzata Goździk) przygotowują wielką imprezę, spierając się przy okazji o wydatki. I wtedy zjawia się w białej sukni Mandy (Marta Jarczewska), której szalejący huragan zepsuł wesele zaplanowane w ustawionym w plenerze namiocie. Miesiące przygotowań poszłyby na marne, więc pary muszą się jakoś dogadać. By sprawy jeszcze bardziej skomplikować, autor wprowadza wątek zerwanego przed laty związku męża Mendy, czyli Roba (Filip Jacak) ze wspomnianą druhną.
Nie będziemy tu streszczać akcji, nie zdradzimy chyba jednak zbyt wiele, wyjawiając, że wszystko dobrze się kończy. Zanim to jednak nastąpi, widzowie wysłuchają kilku mniej lub bardziej zabawnych żartów na temat facetów, alkoholu i życia w ogóle. Część z nich wypowie pomagająca w kuchni Nadia (Arkadiusz Wójcik), której żywiołowy temperament, anegdoty i cięte riposty stają się znakiem firmowym komedii Powszechnego. Postać Nadii jest lubiana przez widzów, więc chodzi tylko o zgrabne dopisanie jej do fabuły. W tym przypadku wypadło to naturalnie, a Nadia stała się dla trzech młodych par kimś w rodzaju obdarzonej życiowym doświadczeniem mentorki.
Dla trzech par? No właśnie – jest jeszcze trzecia para: ratująca znajomych na wszelkie możliwe sposoby Dee wpada w oko wynajętemu na imprezę kucharzowi (Michał Lacheta). Mamy więc trzy pary i trzy fazy występujące w historii każdego związku: zauroczenie, zaręczyny i wesele. Mamy też różne podejścia do narzeczeńsko-weselnych rytuałów i pytanie skierowane do widzów: na ile ważna jest forma? Jak przeżyć wesele, by wzmocnić, a nie osłabić związek? Na pewno najważniejsze nie są w tym wszystkim pieniądze, o które nie warto się kłócić.
Poza nieco zbyt długim początkiem przedstawienie ma dobre tempo. Funkcjonalna scenografia przedstawiająca kuchnię ma w sobie ukryte smaczki. Mało kto chyba zwróci uwagę na abstrakcyjną dekorację pod szafką z lewej strony sceny. Trochę przypomina ona obraz Pollocka – czy to subtelna aluzja do granego na tej samej scenie Arcydzieła na śmietniku? Pochwalić trzeba też kostiumy Doroty Goldpoint, zwłaszcza lekko ekstrawaganckie, zmysłowe stroje pary druhen panny młodej z pierwszego aktu. Delikatne militarne nawiązania powodują, że duet Karolina Łukaszewicz – Magda Zając prezentują się jak uwspółcześniona wersja Aniołków Charliego. Obie aktorki bardzo dobrze grają lekko szalone, upojone zabawą kobiety, których pojawienie się na zapleczu sali tanecznej pozwala poczuć atmosferę trwającej za drzwiami zabawy. Spośród trzech „manewrujących weselnie” par najbardziej przekonujący są Dee i kucharz Jay. Małgorzacie Goździk i Michałowi Lachecie udało się pokazać rodzącą się wzajemną fascynację, a jednocześnie stworzyć sympatyczne, wiarygodne postaci. Michał Lacheta sprawia poza tym wrażenia biegłego w sztuce kulinarnej. Musi tylko trochę poćwiczyć podrzucanie noża, bo momentami boimy się, że zrobi sobie krzywdę.
Manewry weselne można polecieć jako sympatyczną rozrywkę, a same wesela – jako imprezę wartą jednak zachodu. Przecież, tak jak w sztuce, na cudzych weselach poznaje się wiele par, więc nawet jeśli nie chcemy zawracać sobie głowy przygotowaniami – zróbmy to dla innych. I jeszcze mała prośba do autorów programu: wbrew panującej dziś modzie warto chyba podawać imiona bohaterów, a nie tylko wymieniać występujących aktorów – wtedy łatwiej o sztuce rozmawiać i pisać.
Premiera na Dużej Scenie Teatru Powszechnego w Łodzi – 12 stycznia 2019.
Foto z premiery – materiały Teatru Powszechnego