Czy jest progres panie pułkowniku? Musi być. Trenujemy, trenujemy, nie obijamy się. Czasu mało, a tu kolejne lektury czekają, następne się pchają drzwiami i oknami. Zamykam zamki. Wchodzą przez komin, osaczają łóżko. Nie ma wyjścia, trzeba czytać, czytać! Może wreszcie zmądrzejemy.
Skala sześciogwiazdkowa:
****** – Tusku, musisz!
***** – bardzo dobra, wysoka satysfakcja.
**** – dobra, warta przeczytania.
*** – może być, ale może też nie być.
** – słabo, jest słabo.
* – w ogóle nic ni ma.
Marcin Wicha Rzeczy, których nie wyrzuciłem ******
Wspaniale napisana, niesłodka i niesentymentalna książka o odejściu matki Marcina Wichy, a przy okazji rozważania o wychowaniu, kształtowaniu i nasiąkaniu. A przy tym o tożsamości własnej. W anegdotach, historiach z dziecinnych wspomnień autor wizualizuje trudny charakter swojej mamy, zastanawia się nad żydowskim pochodzeniem i nad stosunkiem do świata. Lakoniczne, celne, gorzko-ironiczne. Piękne! Dużą recenzję tej książki napisałem TUTAJ.
Jacek Fedorowicz Chamo sapiens ****
Dowcip w starym stylu, znaczy się z klasą i elegancją. Ta książka jest troszkę listą „złotych przebojów” Fedorowicza, bo jest w połowie przeglądem archiwaliów ukrytych w (licznych) szafach autora i okraszonych bogato komentarzem i współczesnymi humoreskami. Jest w tej książce nimb niejakiej osobności autora, który nie chlaszcze na odlew, tylko dyskretnie podgryza, rzuca kąśliwe uwagi i operuje aluzyjnie. Inteligenckie, a przez to w czytaniu przyjemne. Niemniej jest to groch z kapustą, począwszy od wspaniałych monologów Kolegi Kierownika, których słuchałem z nielegalnie przegrywanych kaset za czasów dogorywającej komuny, aż po żarty z Naczelnika Kaczyńskiego. Groch z kapustą nie do końca spójny i równy. Jackowi Fedorowiczowi można jednak wybaczyć to z łatwością.
Graham Alison Skazani na wojnę? Czy USA i Chiny unikną pułapki Tukidydesa *****
Nie interesowałem się geopolityką, ale geopolityka zainteresowała się mną. Trzeba było przysiąść fałdów kory mózgowej. Alison pisze dobrze, przystępnie. Na wstępie przytacza fakty, którym trudno zaprzeczyć – znany nam świat zmienia się dynamicznie. Europa i Atlantyk z każdym rokiem tracą na znaczeniu na rzecz Pacyfiku i Azji. Chiny osiągnęły dziś większy dochód narodowy niż USA i od dwudziestu pięciu lat NIEUSTANNIE mają wzrost gospodarczy (choć zachodni eksperci prognozowali już wielokrotnie załamanie gospodarki Chin). Chiny stanowią dobitny przykład, że nie tylko liberalna demokracja jest w stanie stworzyć współczesną potęgę gospodarczą, w co do tej pory święcie wierzono i propagowano.
Świetna jest w tej książce analiza celów i perspektywy geopolitycznej, jakie mają USA i w Chiny. Otóż politycy amerykańscy mają perspektywę sięgającą nie dalej, niż najbliższe wybory, a efekty swoich działań pragnęliby oglądać natychmiast. W tradycji amerykańskiej góruje przekonanie, że lepiej jest działać jakkolwiek, niż powstrzymać się od działania (co w dużej części przypadków przynosi spodziewane efekty). Chińczycy patrzą na swój kraj i swoją strategię z gruntu odmiennie – według ich doktryny Chiny istniały od zawsze i będą istniały wiecznie, aktualna polityka jest tylko drobnym niuansem na osi czasu tego kraju i nawet rządy zamordystycznego Mao były takim drobnym niuansem. Olbrzymią część działań poświęca się tam strategi długofalowej i planowaniu rozpisanemu na pokolenia. A aktualnie właśnie kraj ten rozpoczyna aspiracje mocarstwowe. Chiny prowadzą też odmienną politykę wobec krajów, na które chcą uzyskać wpływ – sytuacja polityczna i ustrojowa tych państw pozostaje na ostatnim planie ich zainteresowania i z założenia Chiny nie mają zamiaru (przynajmniej w teorii) narzucać czy wpływać na nie w tym zakresie. Opierają się wyłącznie na wpływach gospodarczych i w drobnej części na propagandzie osiągnięć swojej kultury. Jest to doktryna z gruntu inna, niż prowadzą Amerykanie, pragnący zainstalować w każdym kraju świata liberalną demokrację. Czy skuteczniejsza? Należy spojrzeć na Afrykę, z którą Chiny prowadzą ożywioną wymianę surowców w zamian za inwestycje, oraz na Bliski Wschód, na którym Ameryka zdestabilizowała wiele krajów, pod egidą szerzenia liberalnej demokracji wśród wcześniejszych totalitarnych zamordystów. Oczywiście my jesteśmy już (mniej czy więcej) demokracją liberalną, a USA mamy za sojusznika, więc patrzymy na to innymi oczami, niż Syria czy Iran.
Czy konflikt interesów skończy się konfliktem wojennym na Pacyfiku, a może i konfliktem światowym? Graham Alison bardzo ciekawie analizuje ten temat – za pomocą dogłębnego spojrzenia na historię i sytuację, w których rosnące aspiracje nowego mocarstwa zagrażały dotychczasowemu hegemonowi. W książce przedstawiono szesnaście analogicznych konfliktów, od starożytności (Sparta kontra Ateny), przez bismarckowską wojnę Prus z Francją, konflikty Wielkiej Brytanii z Hiszpanią i USA, pierwszą i drugą wojnę światową, aż po czasy znanej nam zimnej wojny. Na szesnaście przypadków dwanaście skończyło się konfliktem zbrojnym, a tylko cztery pozwoliły zachować pokój. Dzięki tym analizom możemy zorientować się, jak postrzegały się obie strony i jaki punkt zapalny spowodował wybuch krwawych działań. Książka jest podstawą do rozmyślań dla przyszłych geostrategów i polityków, a także dla rozmyślań szarego człowieka. Pocieszające jest to, co nasunęło mi się podczas czytania książki, a czego autor nie wyraża expressis verbis (zapewne nie chcąc dawać złudnych nadziei) – im bliżej współczesności, tym unikniętych wojen więcej, choć przedzielone są niestety przykrymi epizodami wojen światowych. Krzepiące jest jednak dla mnie to, że przez 70 lat USA i ZSRR, pomimo całkowicie sprzecznych dążeń i posiadania nuklearnego potencjału, potrafiły jednak uniknąć realnej wojny mocarstw. Może uda się i tym razem? Książka Alisona jest jedną z cegiełek, która być może pozwoli zbudować równowagę, bez sięgania po shot-guna.
Gustaw Herling-Grudziński Inny świat *****
Ponowna lektura, pod wpływem eseju Pawła Kwiatkowskiego – LINK. Dobre, mocne, ale też i chłodne. Przez swą dokładność Herling buduje obraz wiarygodny i wstrząsający, jednak przez swoją drobiazgową analityczność – zimny i mało emocjonalny. Jak laborant obserwujący pod mikroskopem bakterię poddawaną trującym enzymom. Należy tu dodać, że siebie samego właśnie traktuje jak ową bakterię – językiem psychologicznej analizy zgłębia tajniki swojej duszy i duszy współwięźniów, przy okazji podobnie traktując en masse duszę niesławnego Związku Sowieckiego. Absurd okrucieństwa, nielogiczność działań, kompletne odhumanizowanie, opisywane z detalami, naoczne i zanalizowane. Utrata człowieczeństwa i zastanawianie się nad jego istotą. Najgłębszą, wobec potwornych wyzwań.
Zastanawiam się, czy książka trafi do współczesnego, urodzonego po latach dziewięćdziesiątych czytelnika – jest wszak lekturą dla klas licealnych. Pewną niepokojącą odpowiedź dają recenzje „Innego świata” pisane w czasach jego wydania na Zachodzie. Wielu autorów uznawało, że nie można Herlingowi wierzyć, jako Polakowi, tradycyjnie antyrosyjskiemu, że przesadza w opisach pokazujących dno upodlenia. Czy dzisiejsze pokolenie, wychowane w czasach dobrobytu, czasach promujących chwilowe emocjonalne erupcje, jest skłonne wniknąć w tę książkę i dać jej wiarę? Utożsamić się?
Piotr Zychowicz Żydzi 2 *****
Bardzo ciekawe, choć kompletnie rozstrzelone tematycznie. W wielu miejscach zaskakujące. Poruszane tematy to gruntowna analiza postępowania granatowej policji wobec Żydów oraz to, jak mocno była podporządkowana lub niepodporządkowana niemieckiej władzy, zastanawianie się nad postępowaniem i motywacjami żydowskich służb porządkowych w gettach, a potem nad powojenną oceną i tych służb – były i procesy sądowe policjantów z getta. Duży rozdział poświęcono Chaimowi Rumkowskiemu, „królowi łódzkich Żydów”, postaci kontrowersyjnej i nie wszystkim znanej, człowieka, który wydał na śmierć dzieci z getta w nadziei na ocalenie dorosłych.
Jedna z części naświetla aktualne stosunki pomiędzy żydowskimi i palestyńskimi kibicami, obrazując nie tyle nacjonalizm, co wręcz zaskakująco faszystowskie współczesne poglądy pewnej części żydowskiego społeczeństwa.
Duża część „Żydów” jest relacją z badań archiwalnych autorów, którzy napisali słynną ostatnio pracę „Dalej jest noc”. Zatem dotyczy kolaboracji Polaków z Niemcami w zagładzie Żydów i skali tej kolaboracji. „Dalej jest noc” zostało niedawno skrytykowane przez wielu historyków, głównie prawicowych. Zychowicz, choć za takiego uchodzi, jest daleki od krytyki, jego tekst jest przede wszystkim komentarzem do tego opracowania. Główna myśl Zychowicza brzmi „Ludzi nie wolno oceniać w sposób kolektywny. Każdy odpowiada za własne czyny”, zatem w książce nie ma łatwych ocen, pochopnych potępień i masowej gloryfikacji. Do przemyślenia.
Jacek Bartosiak Rzeczypospolita między morzem a lądem. Rzecz o wojnie i pokoju **** i pół
Każdy, kto chce się dowiedzieć czegoś o sytuacji politycznej na świecie i wysnuć z niej wnioski co do naszej przyszłości, powinien czytać książki amerykańskich geopolityków. Ale między wierszami, kochani, między wierszami. Ich główne idee nie wyrażają wprost kierunków działania największego żandarma świata wobec Europy Środkowej, bo dla Ameryki taki pyłek jak nasz kraj jest tylko jednym z puzzli, jakie układa sobie na mapie świata. My zaś z pozycji puzzla musimy rozglądać się i być czujni, żeby próbować znaleźć się we właściwym miejscu układanki. Ale pojawiają się dobre analityczne książki, w których intencje Amerykanów, Chińczyków i Rosjan wobec nas są analizowane wprost, dokładnie i dogłębnie. Taka właśnie jest „Rzeczypospolita między morzem a lądem”. To bardzo napisana od „Adama i Ewy” publikacja, opisująca dzieje przeszłe i teraźniejsze naszego geopolitycznego i strategicznego położenia, relacje z sojusznikami i wrogami, potencjalne zagrożenia i możliwości. Z początku papierkami zaznaczałem co celniejsze moim zdaniem ustępy tomu Bartosiaka, ale po kilku dniach czytania książka wyglądała jak papierowy jeż – zbyt obszerny to wywód i zbyt dużej wagi, żeby streścić go w trzech słowach. Powinniście przeczytać go sami, jeżeli sytuacja strategiczna Polski leży wam na sercu.
Mam jednak parę zastrzeżeń do tej publikacji – jest w kilku miejscach wręcz przesadnie szczegółowa, zarzuca czytelnika w niektórych akapitach np. litanią wymienianych dziesiątek wojskowych formacji, albo litanią nazw miejscowości, która świadczy o erudycji i wiedzy autora, ale dla ogólnego wywodu wydaje się mało istotna. Bibliografia do tego tomu zajmuje z resztą kilkadziesiąt stron. Drugi zarzut to słaba edycja tego tekstu. Można zauważyć tam kilka literówek, a także powtórzeń słów.
Po przeczytaniu dowiedziałem się masy faktów, o których nie wiedziałem i z których większość komentatorów, dziennikarzy, polityków i politykierów nie zdaje sobie sprawy – przede wszystkim z determinizmu geograficznego każdego miejsca na Ziemi, w tym Polski. Wszyscy są przekonani, że geografia czy położenie są zupełnie nieistotne – Amerykanie przecież przyślą wszędzie swój lotniskowiec pełen myśliwców i bombowców, a Rosjanie wystrzelą swój pocisk w dowolne miejsce Europy i pozamiatane. Otóż NIE wyślą i NIE pozamiatane, bo realna wojna i podbój przemieszcza się nie pociskami, a drogami i koleją. Te zaś nie idą „wszędzie”, tylko tam, gdzie można, tworząc wąskie gardła, odbijając się od barier szerokich rzek czy pasm górskich dogodnych do obrony. Rosjanie panują w tej chwili swoim „parasolem antydostępowym”, czyli możliwością zestrzelenia wszystkiego co lata nad 3/4 Europy, zatem w razie próby najprawdopodobniej samoloty nie będą specjalnie przydatne, zarówno ze strony broniących się, jak i atakujących. Wielką kwestią pozostaje przemieszczanie się sprzętu i wojska, bo wysłanie rakiet co prawda niszczy przeciwnika, ale nie zapewnia jeszcze sukcesu podboju.
Dobrze, że powstają takie książki, w których poruszane są kwestie strategii geopolitycznej. Wreszcie ten temat przebija się do myśli publicznej, choć nadal Polska porusza się w tej przestrzeni jak przedszkolak wśród gimnazjalistów. Ma przynajmniej coraz większą tego świadomość. Ogólnie rzecz biorąc, to przed przeczytaniem książki wiedziałem tyle samo co po – jesteśmy w czarnej d… jeśli chodzi o położenie i sojusze: niewielki interes mają w pomaganiu nam nasi sojusznicy, a nasi wrogowie, to przykre, nigdy nie znikną.
Ewa Różycka Reguła Klajna ******
Bardzo nietypowa, oryginalna minipowieść. Ciężko nawet zakwalifikować ją gatunkowo. Można by nazwać ją psychologiczno-obyczajową z elementem fantasy, ale owa fantastyczność jest właściwie żydowską ezoteryką, strukturalnie powiązaną z wydarzeniami. I to zupełnie nie taką, jakiej można by się spodziewać, zupełnie „nie-chagalowską” z ducha. Nie słodko-poetyczną. Raczej gorzką, mroczną. W gruncie rzeczy to także moralitet.
Spojrzenie autorki na społeczno-historyczne judaika, i kwestie polsko-żydowskie również jest zupełnie nie tym, czego się spodziewacie. W wielu miejscach to książka weredystyczna, opisująca bez ogródek i wprost rzeczy, o których zwykło się nie mówić, „żeby nikogo nie drażnić”. Mnie na przykład uderzyło podkreślenie egoizmu żydowskiej kultury i tradycji, który pozwolił tej społeczności przetrwać przez wieki, ale też pozostać obojętnym na losy innych nacji. W naszym kraju, znanym z nadmiaru filo- i anty-semitów bohaterowie żydowskiego pochodzenia zawsze byli w literaturze traktowani na specjalnych prawach (in plus lub in minus), a ich los oraz stosunek do świata był albo osią konfliktu, albo niezabliźnioną raną, albo corpus delicti. Rzadko spotykamy się w książce z normalnym, zwyczajnym, nienacechowanym emocjami tylko psychologią konstruktem takiego bohatera. Z jego pozytywami, ukrytymi motywacjami, ale i wadami. Postaci tej książki są wiarygodne, dobrze napisane i wyraziste. Zarzuciłbym „Regule Klajna” tylko jedno – żadnego z bohaterów nie daje się tak naprawdę polubić. Są zbyt drażniący w swym egoizmie.
Książka zakręcona i zostająca w głowie.
Bolesław Lesman Recepta na miliony ******
Mała wielka książka. Jej wyjątkowość jest skromna i ukryta. Same zaś treść tworzy biografię niezwykle ciekawego człowieka, self made mana, który rządził połową przemysłowej Łodzi w dwudziestoleciu międzywojennym – Oskara Kohna. Dokładna i potoczyście pisana historia niedoszłego rabina, który został królem włókienniczym, rządził silną ręką, nie licząc się z niczym, a oprócz tego, jako jeden z pierwszych w Polsce wyczuł, dokąd zmierza świat. A zmierza od manufaktur i przemysłowych fortun w stronę wielkich, międzynarodowych, wielobranżowych korporacji finansowych. I ta książka jest poniekąd kroniką tych zmian, na tle rozedrganej i rozgrywanej przez zagraniczny kapitał Polski, biedującej Łodzi i środowiska łódzkich fabrykantów. De facto to kolejna część „Ziemi Obiecanej” Reymonta, tylko bardziej prawdziwa. Niezwykle ciekawe. Książkę zrecenzowałem dokładniej TUTAJ