Co ja sądzę o strajku nauczycieli? Wywołany do tablicy, nie będę się uchylał od odpowiedzi. Nie zgłoszę nieprzygotowania, bo przygotowany do sformułowania kilku uwag jestem chyba całkiem nieźle. Najpierw skończyłem podstawówkę i liceum, potem studiowałem kierunek, który w zasadzie trzeba uznać za czysto pedagogiczny, w końcu przez 11 lat pracowałem jako nauczyciel. I jeszcze dwoje moich dzieci przeszło przez zreformowany, trzystopniowy system edukacji. Każde miało kilku wychowawców i kilkudziesięciu nauczycieli. Nauczycielek i nauczycieli. Zauważyli Państwo, że mimo sfeminizowania tego zawodu od kilku dni wszyscy mówią o strajku nauczycieli? Nawet ci, którzy przy każdej okazji mówią o Polkach i Polakach, obywatelach i obywatelkach. Nawet znani aktorzy fotografują się z kartką „Popieram nauczycieli”. A nauczycielki? To ciekawe, że w negocjacjach to po stronie rządowej mamy kobiety, zaś nauczycielskie związki reprezentują mężczyźni.
A zatem uczyłem przez 11 lat i zrezygnowałem, nie dałem rady. Zrezygnowałem nie tylko ze względów finansowych, choć praca nauczyciela nigdy nie dawała kokosów (no może przed wojną nauczyciele nieźle zarabiali). Zrezygnowałem, bo to bardzo trudne i wyczerpujące zajęcie. Kto nigdy nie uczył, o tych trudnościach ma mgliste pojęcie. Rzucę więc na sprawę wiązkę światła z przeciwmgielnego reflektora: Po pierwsze, po studiach zupełnie nie jesteś przygotowany do tego, co masz robić, wciąż masz wątpliwości, czy uczysz dobrze. Po drugie, bardzo łatwo popełnić jakiś błąd wychowawczy, skrzywdzić kogoś, komu miało się pomagać. Po trzecie, trzeba utrzymać dyscyplinę, ale trzeba też zaciekawić, być kreatywnym, zarażać entuzjazmem. Spróbujcie być naraz mędrcem, aktorem, psychologiem i policjantem. Po czwarte, trzeba uważać, by nie popaść w rutynę, by nie zachorować na gardło, by za wcześnie nie zdziwaczeć, by nie być belfrem dla rodziny i znajomych. Po piąte, nie tylko oceniasz, ale i jesteś oceniany – także twój wygląd, także twój poziom życia.
Nauczyciele powinni więcej zarabiać między innymi dlatego, by mogli żyć w sposób, o którym mówią uczniom – chodzić do teatru, zwiedzać muzea, kupować i czytać książki. By nie byli śmieszni, ucząc „podstaw przedsiębiorczości”. By nie byli żywym zaprzeczeniem tezy, że wykształcenie w życiu pomaga. By mogli się w miarę modnie ubrać, wreszcie by nie byli wiecznie zgorzkniali i zmęczeni. Czy będą wtedy lepiej uczyć? Zapewne, przynajmniej będą się bardziej starać. Oczywiście z niektórych i wyższa pensja nie zrobi wirtuozów nauczania. Wbrew temu, co dzisiaj mówią różni zwolennicy strajku, nauczyciele są różni – wspaniali, przyzwoici, przeciętni i słabi. Jak w każdym zawodzie. Dziś nagle wszyscy mają ze szkoły same dobre wspomnienia, wszyscy mieli wyłącznie wspaniałych pedagogów. Widocznie ja miałem pecha, bo oprócz dużej grupy tych wspaniałych spotkałem też pedagogiczne beztalencia. Być może przy wyższych zarobkach nie przeszliby przez sito pozytywnej selekcji.
Popieram strajk nauczycieli – przypinka 56 mm. Przeceniona na 1,29 zł (bez kosztów wysyłki). To tylko jedna z prób zrobienia interesu na proteście. Nagle wszyscy wspierają nauczycieli, a raczej wspierają strajk. Niektórym wszystko jedno jaki, będą wspierać każdy strajk przeciw złemu – ich zdaniem – rządowi. Duża grupa niezadowolonych to okazja, szansa na polityczny lub medialny sukces. Dlatego nie przypnę sobie przypinki za złotówkę, nie dodam sobie do profilowego zdjęcia kółeczka z wykrzyknikiem. Wybaczcie, koledzy i koleżanki nauczyciele. Nie żałuję wam tej średniej krajowej. Niech wszyscy zarabiają powyżej średniej krajowej (przy obecnym średnim poziomie wiedzy matematycznej ten postulat może trafić na podatny grunt). Niech nauczyciele naprawdę będą elitą (choć jest ich 600 000). Niech elity naprawdę zaczną się uczyć.
A forma protestu? Nie mnie oceniać. Jak to już zostało napisane – ja się poddałem, zmieniłem pracę. Teraz upowszechniam kulturę (za jeszcze mniejsze pieniądze) i piszę felietony. Sprawie przypatruję się z boku (dzieci mam już dorosłe). I widzę ciekawą rzecz – do czego potrzebna jest dziś szkoła. Przede wszystkim ma zapewnić dzieciom opiekę, zorganizować czas, a dopiero później – czegoś nauczyć. Przecież kiedyś mało kto by się zastanawiał, czy brać urlop, bo szkoła zamknięta (na przykład z powodu zimy stulecia). Jak to się wszystko zmieniło (nie wiem, czy na gorsze, czy może na lepsze) – pamiętam, że od pierwszej klasy zostawaliśmy w domach sami. Tylko niektórzy chodzili na świetlicę, reszta z kluczami na szyi biegała po podwórkach i boiskach (zapewne było w tym jakieś ryzyko, coś nam się przecież mogło przydarzyć). Na naszym osiedlu było dużo dzieci, więc czasami lekcje rozpoczynały się o 14.00 – byliśmy już w wtedy po kilku meczach. A gdy bardzo padało, oglądało się w telewizji chemię dla klas VII i fizykę dla klas VI. Naprawdę to lubiłem. Czasami z rozpędu obejrzałem nawet Telewizyjne Technikum Rolnicze. Dziś ciekawsze wykłady można znaleźć w Internecie. Może podczas strajku uczniowie znajdą czas, by je sobie obejrzeć. A dorośli może podyskutują, czym ma być szkoła w XXI wieku. By gdy nauczyciele już wywalczą podwyżki, wiedzieli, co dalej.