Anglicy potrafią pisać zabawne książki o blaskach i cieniach uprawiania jakiegoś zawodu. Niedawno ukazał się w Polsce „sekretny dziennik młodego lekarza” Adama Kaya, zatytułowany przekornie Będzie bolało. W przypadku książki Shauna Bythella tytuł jest prostszy – do rąk dostajemy po prostu Pamiętnik księgarza (tłumaczenie Dorota Malina, wydawnictwo Insignis). Choć właściwie jest to dziennik – autor dzień po dniu opisuje pracę w swoim antykwariacie na południowo-zachodnim krańcu Szkocji. Małe miasteczko Wigtown, stary dom z prywatnym mieszkaniem na piętrze i 100 000 książek w kilku pokojach na parterze. Do tego kot robiący karierę na Facebooku, zwariowani pracownicy, ekscentryczni klienci i coroczny festiwal książki. Jeżeli ktoś jest doświadczonym antykwariuszem i potrafi to opisać z angielskim poczuciem humoru, dystansem i odrobiną ciepła, to jest duża szansa na przyjemną lekturę. W sam raz na wakacje.
Shaun Bythell nie jest wybitnym intelektualistą. Z rozbrajającą szczerością potrafi wspomnieć, że nazwa zespołu Martwe Dusze nie kojarzyła mu się – podobnie jak bohaterowi jednej z książek – z utworem Gogola. W ogóle nie czyta zbyt wiele – nie ma na to czasu. Prowadzenie antykwariatu to oprócz siedzenia za ladą także niekończące się podróże do klientów chcących sprzedać książki, ciągłe przenoszenie pudeł, wysyłanie przesyłek i wiele innych prac. W dzienniku ślady lektur autora zajmują niewiele miejsca. (Ale czy spodziewamy się, że ktoś, kto prowadzi sklep wędkarski, w niedzielę jeździ na ryby?) Jest jednak tekst, który szkocki księgarz przeczytał bardzo dokładnie i którego fragmenty cytuje na początku każdej części książki (każdy rozdział to zapiski z jednego z 12 miesięcy) – to esej George’a Orwella Bookshop Memories. Orwell w latach 1934-36 dorabiał, pracując w antykwariacie. Bythell przytacza jego zapiski, by porównać funkcjonowanie księgarni sprzed 80 lat z dniem dzisiejszym. Co się zmieniło, a co pozostaje takie samo? Wydaje się na przykład, że nadal powieści kupują głównie kobiety, a panowie wolą literaturę faktu. Ciekawe, która płeć czyta pamiętniki księgarzy.
W biznes księgarski wchodzą nowe technologie – sporą część dochodów antykwariat czerpie dziś ze sprzedaży internetowej. Właściwie to jest czymś w rodzaju podwykonawcy Amazona, bo to technologiczny gigant obsługuje większość transakcji. Dzięki pozycji na rynku wymusza współpracę z małymi firmami, które zajmują się skupem i wystawianiem książek na platformach internetowych. Bythell – jak chyba każdy księgarz – nie lubi Amazona (a jeszcze bardziej klientów oglądających w sklepie książki i zamawiających je w Internecie), ale musi z nim współpracować. Nie lubi też Kindle’a – na ścianie ma oprawiony egzemplarz, do którego strzelił z dubeltówki. Nie wiem, czy czytniki zabiją książkę, na pewno zabiją księgarnie i antykwariaty.
Nowe technologie to także Facebook – konto musi dziś posiadać każda firma. Bohater Pamiętnika księgarza znalazł oryginalną formułę na prowadzenie facebookowego profilu – zamieszcza na nim anegdoty, których bohaterami są klienci. Dziwne pytania, głupie prośby, ekscentryczne zachowania – wszystko opisane z nutkę lekko złośliwej ironii. Te historyjki weszły też do książki, ubarwiając monotonną niekiedy narrację. Śmiejemy się, czytając o kliencie, który za książkę chciał zapłacić punktami Tesco. Inny skarżył się, że szukał pod W powieści Ridera Haggarda, ale nie mógł żadnej znaleźć. Albo pani, która na zajęcia klubu książki miała przeczytać Draculę, ale zapomniała, co on napisał. Goście sklepu potrafią zdejmować przy wejściu buty i chodzić między półkami boso, potrafią dzwonić do antykwariatu z prośbą o przypomnienie tytułu powieści, który wypadł im z głowy, potrafią się targować jak na wschodnim bazarze albo zadawać dowcipne pytania w stylu: A nie macie tu jakichś książek? Ale i Bythell popełnia czasem zabawne gafy – na przykład pytając starsze małżeństwo, będące w Wigtown przejazdem, dokąd jadą. Gdy uzyskał odpowiedź, że do Larne, zaczął im odradzać wizytę w tym okropnym miejscu. „Okazało się, że tam właśnie mieszkają”.
Ekscentryczność klientów jest jednak niczym w porównaniu z ekscentrycznością współpracowników Bythella, wśród których prym wiedzie niejaka Nicky. W miesiącach zimowych przychodzi do pracy w kombinezonie narciarskim (wnętrza nie są dobrze ogrzewane), latem we własnoręcznie tworzonych kreacjach à la dzieci kwiaty. Przez cały rok przynosi przeterminowane ciasta, które znajduje na śmietniku supermarketu. Ma też oryginalne zasady katalogowania książek – umieszcza je w poszczególnych działach na zasadzie wolnych skojarzeń. Innym pracownikiem jest wolontariusz z zespołem Aspergera podesłany przez służby socjalne miasteczka, który próbuje ułożyć kryminały w porządku alfabetycznym. No i studentki zatrudniane w okresie letnim, które niezbyt przejmują się szefem. Oczywiście czytelnik podejrzewa, że opowiadając te wszystkie historie, autor koloryzuje dla zwiększenia efektu. Ale w sumie co to szkodzi?
Bardzo ciekawym wątkiem jest festiwal książki w Wigtown. Mała impreza literacka rozrosła się w ciągu kilku lat do wydarzenia o budżecie 400 000 funtów, na która przyjeżdżają pisarze i czytelnicy z różnych stron świata. Wigtown opiera swój rozwój i promocję na idei miasta literatury i całkiem nieźle sobie radzi. Może więc handel książkami przeniesie się do Internetu, ale księgarnie przekształcą się w miejsca spotkań autorskich.