Podobno niedzielne wybory parlamentarne były dla losów Polski ważniejsze, niż wszystkie poprzednie. Chyba większej zachęty do uczestnictwa w nich nie było trzeba. Z pełną mocą ruszyła mobilizacja niezorientowanych i niezainteresowanych (urna wiele wytrzyma). Udałem się więc do swojego lokalu i zagłosowałem, by mieć skromny udział w tworzeniu się rzeczywistości, która gęstnieje, zastyga, przemienia się w trwałą i niezmienną historię. A teraźniejszość? Zaskakuje, czasami nawet boli. Piszę te słowa tuż przed ogłoszeniem wyników. Wkrótce do sztabów wyborczych spłyną pierwsze sondaże exit poll i w komitetach powieją różne wiatry. Czy będą to wiatry zmian? Czy mury runą?
Tegoroczna kampania zaimponowała profesjonalizmem: spektakularne konwencje, doskonała gra świateł, nastrojowe kolory, barokowy przepych aranżacji wnętrz, dynamika ujęć. Trochę gorzej z przemowami. Niedobrze dzieje się w debacie publicznej, której uczestnicy nie błyszczą, nie olśniewają i nie zaskakują. Dyskurs w polskiej demokracji nie trzyma się miary. Przeważają nadęte tyrady pełne egzaltowanego moralizatorstwa i żenującej ironii. Pobrzmiewa w nich echo marnej argumentacji. Debaty w studiach telewizyjnych infantylizują widzów, ich uczestnicy sprowadzają retorykę do poziomu okręgu. Zaciemniają sytuację.
Do zrozumienia polskiej debaty publicznej niezbędna jest psychoanaliza. Nie ma tu żadnej wymiany argumentów, sporu na racje, żadnej sensowności. Są jedynie emocje i chęć postawienia na swoim – wyjąć, co kto ma najcięższego, i przywalić przeciwnikowi, zniszczyć go. A prawda? Nie leży ani po jednej stronie, ani po drugiej, ani – tym bardziej – pośrodku. Prawda leży tam, gdzie leży. I kwiczy.
Na czym społeczeństwo opiera swoje wyborcze preferencje, skoro brak zaufania do polityków jest tak powszechny? Według badań socjologicznych grupą społeczną cieszącą się najmniejszym zaufaniem są dziennikarze. Nie politycy, a właśnie dziennikarze. W tych samych ankietach, zapytani o to, na czym opierają swoje polityczne decyzje, ankietowani odpowiadają, że na czytanych i oglądanych przez siebie mediach. Wynikałoby z tego, że dziennikarze kłamią, mówiąc prawdę, a ich odbiorcy mówiąc prawdę, kłamią. Sterowanie emocjami ma na pewno duże znaczenie, ale chyba nie decydujące. Może ludziom chodzi o pieniądze i poprawę warunków bytowych?
Niektórzy twierdzą, że jesteśmy tak słabi, jak silne są między nami podziały. Im bardziej angażujemy się w wewnętrzne szarpaniny, tym serdeczniej poklepują nas po plecach sąsiedzi. Świat nie jest dla nas przyjazny, dlatego zejdźmy z krawędzi. Warto by było wreszcie te wewnętrzne podziały zniwelować, porozumieć się co do podstawowych kwestii i wskazać wspólny interes. Tylko najpierw trzeba ustalić, kim jesteśmy.