Człowiek nie zna się na medycynie, a i tak musi czasem o niej porozmawiać. Ja na przykład po spotkaniu autorskim z młodym poetą udałem się w kilkuosobowym gronie do restauracji, by spędzić miły wieczór kulturalno-gastronomiczny. Traf chciał, że usiadłem obok partnerki (muzy?) autora, która pięknie i inteligentnie się uśmiechała, ale raczej nieśmiało brała udział w rozmowie. Pospieszyłem więc z oczywistym w takich sytuacjach pytaniem: A pani czym się zajmuje? Odpowiedź miała w sobie coś z zagadki Sfinksa: Patrzę ludziom w oczy. Większość biesiadników obstawiła psychologię, ale ja nie dałem się zwieść. Od razu wiedziałem, że to okulistka – zobaczyłem to w jej spojrzeniu. Gdy potwierdziła, stało się to, co się stać musiało – każdy swoją chorobę sobie przypomniał i o radę poprosił. Czy laserowa korekcja jest bezpieczna? Co wkraplać na zapalenie spojówek? Jak gapić się w ekran, by sobie nie zaszkodzić? I tak dalej. Taki widać los lekarza, że musi przyjmować nawet w knajpie.
Postanowiłem coś bardziej ogólnego poddać pod dyskusję i z zakamarków umysłu wyciągnąłem wyczytaną gdzieś informację, że wiele nowych leków przeciwbólowych nie może przejść testu placebo. Mówiąc prościej, tworzone w laboratoriach preparaty są równie skuteczne jak tabletki z cukru. Byłem ciekawy, co pani doktor na to. Też jesteście ciekawi? Otóż podbiła stawkę informacją, że efekt placebo nie dotyczy jedynie leków, ale też zabiegów. Chodzi o pozorowane operacje, polegające jedynie na przecięciu i zszyciu skóry pacjenta (oraz całej operacyjnej otoczce), które – jak się okazuje – w niektórych schorzeniach dają znakomite efekty. Na przykład przy bólach zwyrodnieniowych kolana po takiej operacji pacjenci często odczuwają poprawę.
Niesamowite, jak wiele zależy od nastawienia psychicznego, od wiary (choćby od wiary w medycynę). Być może samo przecięcie skóry uruchamia jakieś procesy naprawcze w ciele, ale to na pewno także sprawa psychiki (sugestii?) – podobno zastrzyki placebo są skuteczniejsze od tabletek placebo. Wierzymy w procedury medyczne, w zabiegi ekspertów i… sami sobie pomagamy. Być może tylko sobie wmawiamy poprawę, ale co to za różnica? Jeżeli wydaje mi się, że czuję się lepiej, to czuję się lepiej – kolano mniej boli (choć pewnie obiektywnie zwyrodnienie pozostało). Ale najciekawsze przeczytałem sobie już w domu. Otóż z badań harvardzkich naukowców miałoby wynikać, że placebo może pomagać, nawet gdy pacjent zdaje sobie sprawę z braku substancji aktywnych w podawanych mu tabletkach (odsyłam do artykułu).
Od razu pomyślałem, co z tym można zrobić. Jak przenieść tę strategię w inne dziedziny życia? Czy placebowy doping w sporcie jest dozwolony? Dla ciężarowców garść lentilków tuż przed startem, dla kolarzy buteleczka z czystą wodą, ale z torby doktora. Jeśli zawodnicy ulegną sile sugestii – zostaną mistrzami. Kiepsko idzie naszej firmie? To może zróbmy jakiś integracyjny wyjazd. Albo dajmy pracownikom podwyżkę o zero złotych. Samo słowo podwyżka zadziała mobilizująco – taka nowa szkoła zarządzania. Może nawet służbę zdrowia dałoby się jakoś uzdrowić efektem placebo. Albo domowy budżet… Gdy na koncie pusto, wystarczy założyć drugi rachunek i robić sobie między nimi przelewy. W ten sposób będziemy dużo wydawać, ale i nasze przychody (wpływy) będą rosły. Może dostaniemy w którymś z banków złotą kartę VIP, a wtedy kelner postawi przed nami kieliszek szampana „na koszt firmy”.
Właściwie to i literaturę można potraktować jako tabletkę placebo na egzystencjalne lęki. Coś tam sobie zapisujemy, wydajemy i czasami pomaga. Zapominamy o chorobach.