Odkąd dzieci się wyprowadziły, nie ma kogo pytać: Co tam w szkole? Człowiek wraca z pracy i zagadałby, jak to robił przez całe lata, a tu nie ma do kogo. Trzeba zmodyfikować pytanie i zacząć męczyć nim żonę. – Co tam w pracy? – pytam z autentycznym zainteresowaniem. Ale żonie nie chce się o tym gadać. Ma ciekawe zajęcie, tyle że wykonuje je już ładnych parę lat. – Nic nowego, ile razy mam mówić to samo? Czuję się jak odpytywana uczennica. Czyli moje pytanie jakby ją odmłodziło – myślę sobie. Postanawiam jednak następnym razem zapytać jakoś inaczej, może: Co u ciebie?
– A co u ciebie? – odpowiada (pytaniem na pytanie) żona. – Co robiłeś w pracy? – Przenosiłem pudła. Zmieniam pokój. – Znowu? No właśnie, to już dziewiąty raz na osiemnaście lat pracy. Przy czym mój nowy pokój (pokój numer 10 w historii zatrudnienia) jest jednocześnie pokojem starym (pokojem numer 6). Wracam na stare śmiecie ze starymi śmieciami. Z tymi wszystkimi sprężynkami od długopisowych wkładów, notatnikami zapisanymi do połowy, identyfikatorami z dawnych festiwali, dyplomami uznania, wycinkami z gazet… poruszam się ruchem konika szachowego po piętrach biurowca matowego. Część tego bałaganu można by już dawno wyrzucić, ale nigdy nie ma czasu na przejrzenie zawartości szuflad. Przesypuje się ją do nowych biurek i (chwilowy) spokój.
Współczesne instytucje są w stanie ciągłej reorganizacji. Co jakiś czas dyrektor zarządza przetasowanie, zmianę miejsc, nowe nazwy działów, ich łączenie albo dzielenie. Czasami przy okazji wyburza się jakieś ściany, łączy nie tylko ludzi, ale i pomieszczenia. W tym sezonie modny jest open space, ale już za rok wraca styl osobnych pokoików. Wspólne siedzenie sprzyja wymianie pomysłów. Nie, każdy musi mieć spokój (swój pokój), żeby się skupić. A może w ogóle osobne biurka to przeżytek? Niech pracownicy będą w wiecznym ruchu – nosząc ze sobą laptopy, mogą pracować gdziekolwiek, na przykład w bufecie. Taka reorganizacja daje wszystkim poczucie dynamiki toczących się po piętrach spraw. Ktoś coś przenosi, montuje, drukuje nowe wizytówki. Czasami wyobrażam sobie ludzi z wyższych szczebli korporacyjnych hierarchii, jak te przeprowadzki projektują. Ten dział przeniesiemy tutaj, te dwa zespoły połączymy, tu zlikwidujemy stanowisko i w ten sposób uzyskamy oszczędności. Wielki karton wypełnia się strzałkami i nazwami. Plan jest gotowy, można zwoływać zebranie.
A może kierownikami zostają ludzie o pewnych predyspozycjach i skłonnościach? Może ten typ osobowości po prostu lubi zmianę. Przecież (niektórzy) ludzie przeprowadzają się także po godzinach, w prywatnym życiu. Niektórzy być może to nawet lubią. Zmieniają bloki na domek z ogródkiem albo domek na apartamentowiec. Zmieniają centrum na przedmieścia albo peryferie na śródmieście. Przenoszą się na wieś, przenoszą się do miasta, zimą siedzą w mieszkaniu, latem mieszkają na działce. Zmieniają mieszkanie na większe, a potem, gdy dzieci dorosną, szukają mniejszego. Zmieniają pracę, by zmienić dom. Albo zmieniają dom, by mieć bliżej do pracy, którą w międzyczasie muszą zmienić. Dopiero na starość zapuszczają korzenie, bo przecież starych drzew się nie przesadza.
Oferta firm przeprowadzkowych jest zaiste kompleksowa. Znoszenie i wnoszenie mebli, demontaż i montaż tychże, pakowanie, owijanie folią, wyrzucanie na śmietnik, opróżnianie piwnic, transport pianin, przewożenie antyków. Ceny zależą od piętra, odległości, wagi przenoszonych rzeczy, od konieczności rozkręcania i skręcania, od rodzaju zabezpieczeń (folia, koce, specjalne pasy). W ogłoszeniach często wraca temat fortepianów – że my to nawet fortepian przewieziemy, nawet do mieszkania w blokach wstawimy przez balkon, uprzednio futryny na czas przenoszenia demontując, że przeprowadzający się artysta może nawet ćwiczyć w czasie transportu. I tu uwaga dla planujących przeprowadzkę powtarzana na blogach o urządzaniu mieszkań: nie ufajcie firmom, które nie podają stałego adresu! Które same się przeprowadzają tak często, że w razie czego nie będzie gdzie złożyć reklamacji.
Pracownik firmy przeprowadzkowej wraca do domu po robocie. Żona pyta go jak zwykle: Co tam w pracy? – Dzisiaj przeprowadzaliśmy gościa, który pisze felietony do SNG Kultura. Miał bardzo ciężkie biurko. A na tym biurku lekkie pióro. – A puenta? – Nie zauważyłem, jeszcze jutro sprawdzę.