Noworoczne porządki w przepastnych szufladach biurka przynoszą nieoczekiwane odkrycia. Oto biała broszura, wydana przez jedną z instytucji kultury w roku 1979. Minęło 40 lat, upadły mury i cenzury, zmienił się styl programowych dokumentów, a nawet używane do ich zapisania czcionki. Zapraszam do muzeum upowszechniania kultury. Oto akapit omawiający jeden z ważnych programów z tamtych lat:
Dotychczasowa ocena realizacji programu „Sojusz świata pracy z kulturą i sztuką” wskazuje na konieczność podniesienia jakości kontaktów środowisk twórczych ze środowiskami pracy. W wielu przypadkach kontakty te mają charakter zbyt sformalizowany i odświętny, brak im autentycznej spontaniczności. Nie wszędzie też udało się stworzyć płaszczyznę wzajemnie korzystnej współpracy. Poza zasięgiem działań „Sojuszu” w dalszym ciągu pozostają małe środowiska miejsko-gminne, dla których sprawa bezpośredniego kontaktu z twórcami jest jednym z istotnych czynników warunkujących dalszy rozwój życia kulturalnego.
A zatem najpierw powstał program. Twórcy wymyślili mu nazwę, w której świat pracy zawiera co prawda sojusz z kulturą i sztuką, ale jest też kulturze i sztuce przeciwstawiony. Tak jakby kultura i sztuka (czyli artyści) częścią świata pracy nie byli. Sztuka to nie praca? A upowszechnianie kultury? Ci, co wdzięcznie nazwany program wymyślili, pracowali czy nie? Byli w swoim mniemaniu częścią świata pracy czy częścią świata kultury? A może byli czymś pomiędzy – łącznikiem, pasem transmisyjnym, katalizatorem wzajemnych reakcji… Jak by nie było, program został wymyślony i wprowadzony w życie, a potem poddany ocenie. Nie wypadło to dobrze. Zwróćmy uwagę na samokrytyczną szczerość, według której kontakty – mówiąc wprost – są marne i wymuszone. Brak im spontaniczności. Robotnicy nie chcą się bratać z artystami, a może to artyści nie chcą się autentycznie zaprzyjaźnić z robotnikami. Coś tam udają i pozorują, w dodatku tylko od święta. Zauważmy: przymiotnik odświętny użyty jest tu w znaczeniu pejoratywnym. A przecież wyjście do teatru (czy przyjazd teatru) to w środowisku miejsko-gminnym mogłoby być święto.
Na czym miałaby polegać wzajemnie korzystna współpraca – nie wiadomo, choć jak wynika z tekstu, czasami jednak udaje się płaszczyznę takiej współpracy stworzyć. Czyli różnie bywa, może czasami udaje się przełamać opory i spontanicznie wymienić się doświadczeniami. Na szczęście autorzy broszury obiecują poprawę: Działania nasze zmierzać będą do pogłębiania kontaktów i udoskonalenia form współpracy środowisk twórczych ze środowiskami pracy. Czy udoskonalone formy współpracy będą mniej sformalizowane? Czy artyści mieli wypić z robotnikami brudzia? A jeśli tak, to przed czy po spektaklu/akademii/koncercie?
No to sobie powspominaliśmy, trochę żartując przy okazji. Młodopolski wątek chłopomanii okazał się wśród działaczy kultury epoki PRL-u wiecznie żywy, choć uzyskał nową odsłonę – już nie lud, ale świat pracy stał się bohaterem opowieści. Animatorzy kultury byliby swatką kojarzącą ten artystowsko-robotniczy związek, który zresztą rok później stał się ciałem… Solidarności. Taka wizja wciąż czeka na nowego Wyspiańskiego, który nazwałby ją mniej górnolotnie. Sojusz? A może alians, pakt lub przymierze? Spółka, koalicja, współpraca? Dziś niektórzy mówią o partycypacji, o zarządzaniu partycypacyjnym. Przenieśmy się zatem w czasie jeszcze raz – tym razem 30 lat do przodu, licząc od wydania starej broszury. Oto fragment publikacji Małopolskiego Instytutu Kultury z 2011 roku (publikacja zatytułowana Kultura lokalnie miała podtytuł Między uczestnictwem w kulturze a partycypacją w zarządzaniu):
…dokonano identyfikacji kierunków zmian, których w opinii badaczy obecnie potrzebują lokalne instytucje kultury, aby mogły otworzyć się na wykorzystanie metod zarządzania partycypacyjnego. Propozycje tych zmian wynikają ze zidentyfikowanych barier utrudniających korzystanie z partycypacyjnych instrumentów zarządzania, a często w ogóle uniemożliwiających skuteczne zarządzanie instytucją kultury. Odnosząc się do tych barier, przedstawiono rekomendacje dla wdrażania zarządzania partycypacyjnego w samorządowych instytucjach kultury.
Czy za trzydzieści lat też będą powstawać broszury o kulturze? Kto je nam napisze i jakim językiem?