Niestety nie z nią, a z nim, ale przecież nie można mieć wszystkiego. Umówiłem się w sprawach zawodowych, więc przynajmniej nie muszę brać od szefa akonta (i tak by zresztą nie dał), by kupować bukiecik róż. Akonto dzisiaj, w dobie przelewów na konto, jest praktycznie niemożliwe. Już widzę księgową, którą proszę o zaliczkę na poczet wypłaty. – Jak bym to miała rozliczyć? – spytałaby, a bukiecik pozostałby w sferze marzeń (moich i obiektu moich westchnień). Pozostaje mi podśpiewywać sobie starą piosenkę Eugeniusza Bodo, która się do mnie przyczepiła w momencie, gdy kontrahent zaproponował: To może umówmy się na dziewiątą. Chciałem zapamiętać, więc powiedziałem sobie w myślach: Umówiłem się z nim na dziewiątą, a melodia sama przyszła. I teraz za mną chodzi. A ja śpiewam sobie niczym Bodo w filmie „Piętro wyżej” z 1937 roku.
Przedwojenny amant gra w tej komedii prezentera (speakera – jak głosi napis na wizytówce) radiowego, który zakochał się w pewnej pannie. W słynnej piosence wyznaje, że się z nią umówił i snuje plany na wieczór. Zatrzymajmy się przy słowach Emanuela Schlechtera, na chwilę wyłączając muzykę Henryka Warsa. Otóż prezenter Pączek umówił się z panną gdzieś w mieście na dziewiątą. Raczej na dziewiątą wieczorem, bo o wpół do trzeciej chce brać od szefa zaliczkę. Zatem policzmy: spotkanie o 21.00, potem kino, cukiernia i spacer. Załóżmy, że seans zaczynał się o 21.30 i trwał półtorej godziny (tyle trwa na przykład film „Piętro wyżej”), reklam chyba nie było, ale może była kronika. Zatem z kina wychodzą trochę po 23.00 i idą do cukierni. Cukiernie były jeszcze otwarte? Być może… Ale co ze spacerem? Nawet jeżeli Pączek zakłada, że zjedzą w cukierni tylko ciastko i napiją się kawy, to i tak trzeba na to liczyć jakieś pół godziny. Zatem jeśli ma ich rozdzielić północ, to raczej sobie nie pospacerują. Nie dziwi więc, że umawiają się na jutro. Tylko czemu na dziewiątą tak jak dziś? Późno, może któreś z nich długo pracuje.
Nie bądźmy małostkowi i nie rozliczajmy ich z każdej minuty. Zajmijmy się raczej finansami podmiotu jakże lirycznego. Otóż bierze on od szefa akonto (zaliczkę), by kupić pannie bukiecik róż. Prezenter ma aż tak mało forsy? Być może film sobie, a piosenka sobie, być może podmiot jest biednym subiektem, który musi pożyczać na kino, cukiernię i róże. Ale co wobec tego zrobi jutro? Czy o dziewiątej przyjdzie bez kwiatów? Czy zamiast kina i cukierni od razu zaproponuje spacer, by zaoszczędzony w ten sposób czas (przy okazji oszczędzając pieniądze) spożytkować na wspólny odpoczynek na jakiejś ustronnej ławeczce? A może codziennie będzie pożyczał od lichwiarzy, wpadając w błędne koło zadłużenia? Oglądane filmy przestaną go cieszyć, nie będzie mógł przełknąć ciastka, podczas spaceru będzie wciąż myślał o odsetkach. Może nawet sprzeda zegarek i nie będzie wiedział, że już północ…
Nie bądźmy pesymistami, to tylko piosenka. Podejrzewam, że to akonto było po prostu rymem do dziewiątą. Przestawmy zatem zegarki i wybawmy go z kłopotów, przy okazji reklamę produktu bankowego proponując:
Umówiłem się z nią na dwudziestą/ Tak mi do niej tęskno już/ Zbliżeniową moją kartą świetną/ Kupię jej bukiecik róż
Albo dajmy im jeszcze pół godziny:
Umówiłem się z nią wpół do ósmej/ Tak mi do niej tęskno już/ Zrezygnuję dziś z zabawy hucznej/ Kupię jej bukiecik róż
No cóż… Z piosenkami nigdy nic nie wiadomo. Obejrzałem sobie film „Piętro wyżej” i inny szlagier się do mnie przyczepił. „Sexapil” – to nasza broń kobieca. To też – wbrew pozorom – Eugeniusz Bodo (świetna interpretacja, świetna muzyka i aranżacja). Śpiewam to sobie pod nosem w drodze do pracy, nucę sobie w pokoju i w firmowym bufecie. Po prostu nie mogę przestać i gdy wzywa mnie dyrektor na rozmowę z kontrahentem (z którym umówiliśmy się na dziewiątą), wchodzę do gabinetu akurat przy słowach sexapil to coś, co was podnieca. O dziwo dyrektor podchwytuje: Wdzięk, styl, charm, szyk, nasza broń to sexapil! Kontrahent na to: ech, och, ach, ach! I gra muzyka.