14 lutego w naszej galerii otworzyliśmy wystawę Joanny Blanki Garmulewicz. Blisko sto osób przybyło w piątkowe popołudnie do Nowej Gdyni, by cieszyć oczy obrazami artystki, a także by posłuchać, jak opowiada o swojej twórczości. Wystawa nosi tytuł „10 lat mojego malarstwa” i jest podsumowaniem wspomnianego w tytule okresu. Kilkadziesiąt obrazów (warto uważnie się rozglądać, by żadnego nie pominąć) w formacie metr na metr pochodzi z kilku realizowanych przez artystkę serii: są nieco publicystyczne obrazy z wczesnej fazy twórczości, są pastisze cudzych dzieł, są krajobrazy, obrazy religijne, iluzjonistyczne prace zacierające granicę między realnym a namalowanym, a także abstrakcje z cyklu „Imagineskopów”. Wernisaż zainaugurował skrzypcowym popisem syn artystki Wojtek, a na sztalugach został ustawiony portret córki Mai (absolwentki animacji w Szkole Filmowej). W rodzinnej, artystycznej atmosferze rozpoczął się tradycyjny już w naszej galerii wywiad na żywo, prowadzony przez Piotra Groblińskiego.
Pierwsze pytanie dotyczyło dwóch imion artystki i podpisywania prac jednym z nich. Joanna Blanka Garmulewicz zasugerowała, że jej dwa imiona odpowiadają dwóm stronom jej osobowości – Joanna jest poukładana i pragmatyczna, a Blanka to trochę szalona artystyczna dusza. Blanka od zawsze chciała malować, Joanna wybrała bardziej praktyczne studia na wydziale architektury. Praca architekta wnętrz, którą autorka wystawy wykonywała przez kilka lat (nadal zresztą zdarza jej się coś zaprojektować), nie dawała jej wystarczająco dużo satysfakcji i pewnego dnia do głosu doszła skrywana chęć uprawiania sztuki. Bezpośrednim impulsem była wizyta u studiującego na ASP członka rodziny i przeżycie związane z obserwowaniem pracy nad niedokończonym jeszcze obrazem. Następnego dnia rano stałam przed sklepem dla plastyków i niecierpliwie czekałam na otwarcie – tak Blanka Garmulewicz wspominała na wernisażu początki swojego malowania. Kupiła farby, blejtramy i… przez pół roku malowała swój pierwszy obraz, precyzyjnie cyzelując każdy szczegół. Dziś te pierwsze próby artystka darzy sentymentem, ale nie pokazuje ich na wystawie. Jest świadoma, że powoli zdobywała doświadczenie i umiejętności. Bardzo pomógł jej w tym – jak sama stwierdziła – profesor Ryszard Hunger, obecny zresztą na wernisażu.
Artystka mówiła też o przyczynach wyboru nietypowego formatu (1m x 1m) – jej zdaniem narzucane sobie ograniczenia sprzyjają kreatywności, poza tym taki moduł to efekt architektonicznego myślenia o przestrzeni. Ciekawie mówiła też o swoich spontanicnie tworzonych pastiszach sławnych obrazów. Za dobry przykład tej metody twórczej artystka podała obraz inspirowany pracami Magdaleny Abakanowicz – dialog z cudzymi pracami pozwala pokazać swoją wrażliwość i pomysłowość.
Galeria obrazów artystki tutaj.
Wystawę można oglądać do 15 kwietnia.