Dziś źródłem problemów wielu ludzi jest nadmiar – rzeczy, informacji, obowiązków, kiepskiej literatury, a nawet nadmiar dochodów. Uwierzycie? Inwestorzy po prostu nie wiedzą, co robić z pieniędzmi. Nie wiedzą do tego stopnia, że pożyczają rządom na ujemny procent (ujemnie oprocentowane obligacje sprzedają się podobno całkiem nieźle). Pożyczają stówę, by po roku odebrać dziewięćdziesiąt dziewięć, a i tak im się opłaca. Jak to możliwe? Czasami chodzi podobno o różnice kursowe, czasami o niepewność na rynkach. A czasami takie obligacje to po prostu oddanie forsy na przechowanie za drobną opłatą. Wyjaśnijmy, że nie chodzi tu o wspomnianą wyżej stówę, tylko o kupę kasy tak dużą, że zajmuje sporo miejsca. Nie da się jej trzymać w portfelu ani pod poduszką, forsa w gotówce zajmuje kilka pokojów i biedny bogacz nie miałby gdzie mieszkać, więc kupuje sobie obligacje. 1% straty to i tak mniej niż koszt wynajęcia magazynów, strażników z bronią, kamer, krat i czego tam jeszcze. Niech się bank martwi, jak tego pilnować.
Na szczęście nie mam takich problemów. Ale jeśli chodzi o książki, chętnie przystałbym na podobną propozycję: ktoś wynajmuje mi pokój (nawet nie cały, powiedzmy dwie ściany) z regałami, na których mogę ułożyć 2000 książek. Mogę też raz w miesiącu tam zajrzeć i wziąć coś, czego akurat potrzebuję. W zamian właściciel mieszkania może przez cały czas cieszyć oko efektowną dekoracją, może też czytać do woli. Po roku dostaje 1%, czyli 20 wybranych przez siebie tytułów. Niech bierze – do niczego nie warto się zbytnio przywiązywać. Poza tym na zwolnione miejsce można będzie coś przynieść z mieszkania i z czystym sumieniem… wybrać się do księgarni.
I tak oto doszliśmy do tytułowej teorii. Wyobraźmy sobie imieniny/urodziny, na które goście przychodzą bez prezentów. A nawet przynoszą prezenty ujemne, to znaczy godzą się zabrać coś z rzeczy przygotowanych przez solenizanta. W specjalnie zaaranżowanym pokoju składa się życzenia, buzi buzi i gość bierze sobie niepotrzebną płytę, za mały sweter albo kiczowaty wazon. W rogu stoi stół do pakowanie prezentów, przygotowany jest papier ozdobny i kolorowe wstążki. Obdarowani śpiewają sto lat i przechodzą do pokoju z poczęstunkiem. Po imprezie zostają naczynia do umycia i… jeden opróżniony pokój. Można go wynająć z zyskiem, choćby i ujemnym.
Problem jedynie z dziećmi, które mogłyby nie pojmować idei prezentu ujemnego. Można by je od małego wychowywać w duchu prezentowego minimalizmu (Dziś masz urodzinki, babcia i dziadek zabiorą ci trochę zabawek, ale będzie super!), ale to ryzykowny eksperyment. Chyba lepiej przyjąć inny sposób świętowania dla dzieci i dla dorosłych – wtedy pierwsze urodziny z zabieraniem prezentów mogłyby być czymś w rodzaju ceremonii inicjacyjnej (Synu, jesteś już dorosły, dziś po raz pierwszy zabierzemy ci coś w prezencie). Nauka, że dorosłość to też wyrzeczenia, wielu młodym ludziom oszczędziłaby rozczarowań.
Ujemny prezent na Walentynki? Można skraść komuś serce.