Czasami czytam dziwne artykuły – w jednym z nich znalazłem wstrząsającą wiadomość: aż 70% nastoletnich odbiorców bardziej ufa influencerom niż tradycyjnym celebrytom. Nie do końca wiedziałem, kto to influencer, niezdarnie tłumaczyłem sobie to słowo jako „wpływacz”. Kim są wpływacze i na co wpływają? W jaki sposób zdobyli zaufanie młodzieży? I co na to tradycyjni celebryci? Czy załamali się po utracie pozycji wśród nastolatków? Intrygujące pytania. Moja ciekawość jeszcze wzrosła, gdy wyczytałem, że każdy dolar wydany na kampanię marketingową bazującą na influencerach przynosi sześć i pół dolara zysku. W tym momencie zawahałem się: samemu zostać influencerem czy może zainwestować w ich marketingowe zdolności? Mogliby reklamować moją książkę, by stała się powszechnie rozpoznawalnym brandem.
Zapytałem żonę, czy zna jakichś influencerów. Wymieniła nazwisko (chyba raczej pseudonim) pewnej stylistki. Okazało się jednak, że to chyba raczej tradycyjna celebrytka, bo w tradycyjnych telewizjach śniadaniowych opowiada, jak się malować do kolacji. Pani chyba nie zna wyników przytoczonych na wstępie badań, gdyż przeszła drogę odwrotną niż zaufanie nastolatków – z influencerki stała się zwykłą celebrytką, jakich dziesiątki można spotkać przy byle ściance, gdzie ćwiczą wspinanie po szczeblach kariery. Nic dziwnego, że nie ufa im młodzież spragniona autentyczności i wiarygodności przekazu.
Naturalnym środowiskiem dla influencerów wydają się pełne sieci miasta portowe – w portach mogą oni sobie wpływać do woli na redę (jeśli dadzą radę), tam gdzie statki przywożące rudę. Nie zdziwiłbym się więc, gdyby to w Gdańsku, Gdyni albo Szczecinie powstała Wyższa Szkoła Influencerów (aż się boję utworzyć skrót), kształcąca w cyklu dwuletnim na studiach podyplomowych fachowców w tej nowej branży. Kierunek może zresztą powstać na każdej uczelni i na każdym wydziale – wszędzie tam, gdzie akurat będzie za dużo zatrudnionych wykładowców. Na Radzie Wydziału ktoś zada pytanie o niż demograficzny, a wtedy jakiś bystry młody asystent zaproponuje otwarcie na nowe trendy. – Utwórzmy nową specjalizację, skoro stare nie cieszą się powodzeniem. – A co w tym dziwnego, że stare nie cieszą się powodzeniem? – zażartuje seksistowsko doktor przed habilitacją, za co (prawie) wyleci z uczelni. Zrehabilituje się samokrytyką, ale za karę będzie musiał opracować materiały dla kandydatów na nową specjalność.
Studenci pod okiem doświadczonych tutorów poznają podstawy komunikacji społecznej i wiedzy o kulturze. Posiądą umiejętność sprawnego poruszania się w nowych formatach social mediów, co jest obecnie warunkiem uzyskania dobrej pracy w sektorze przemysłów kreatywnych. Ulotka zostanie wydrukowana i rozdana na targach edukacyjnych, może ze stoliczka zwieje ją przeciąg otwartych drzwi. Chętnych nie zbraknie – coś przecież studiować trzeba.
A inne trendy? W nadchodzącym roku bardzo modne będą live streamy i podcasty. Coraz więcej osób przedkłada oglądanie transmisji na żywo nad komentowanie tradycyjnych postów. Tradycyjne posty pozostaną domeną tradycyjnych celebrytów, pozbawionych wiarygodności wśród młodzieży i wśród dorosłych czerpiących od młodzieży wzorce zachowań. Ani chybi przygotuję niedługo jakiś podcast, muszę tylko przejść szkolenie firmy doradczej. W moim podcaście poruszę kwestie zrównoważonego rozwoju, dochodu gwarantowanego oraz zmian klimatycznych – młodzież na pewno mi uwierzy. Tak na 70%.
Rys. Paweł Kwiatkowski