Koszerne, trefne i myk do mykwy
Większości nie-Żydów potrawa koszerna kojarzy się wyłącznie z brakiem w składnikach mięsa wieprzowego. Prawda jest niestety o wiele bardziej skomplikowana. Słowo koszerne znaczy „zgodne z przepisami religijnymi”, ale też – czyste, odpowiednie, najlepsze. Według niektórych koszerność wynika nie tylko z nakazów religijnych, ale też z racjonalnego myślenia proroków, którzy wiedzieli, że np. mięso w połączeniu z mlekiem szybciej gnije, a wieprzowina obfituje w pasożyty. Dlatego zabronili jedzenia wieprzowiny czy mieszania nabiału z mięsem. Koszerność dotyczy zresztą nie tylko jedzenia, ale i przedmiotów, ubrań, książek, filmów, ludzi – właściwie całego otaczającego nas świata. Nieczyste mogą być wszelkie nowe technologie, Internet, książki i filmy zabronione przez rabina, ubrania zrobione z dwóch rodzajów włókna (np. z mieszanki włókien syntetycznych i bawełnianych), niekoszerne mogą być w końcu nawet słowa czy myśli.
Kodeks dietetyczny (kaszrut) bardzo szczegółowo określa produkty „czyste”, które mogą być spożywane, i sposób, w jaki powinno się je przyrządzać, oraz „nieczyste”, trefne, których nie należy jadać. Mięso jest koszerne, gdy pochodzi ze zwierzęcia jednocześnie parzystokopytnego i przeżuwającego. Mogą to być cielęta, woły, sarny, jelenie, owce, kozy, bawoły, ale – co ważne – zabite w odpowiedni sposób, z błogosławieństwem, 2–3 cięciami noża i pozbawione krwi przed przyrządzeniem. Nie jest rytualnie czysta świnia, dzik, koń, wielbłąd, osioł oraz pies i kot (chodzi tu również o samo posiadanie psa czy kota). Spośród ptactwa za przydatne do spożycia uznaje się kaczki, kury, gęsi, indyki, gołębie, a także kuropatwy, przepiórki i bażanty. Do ryb rytualnie czystych należą te, które mają i łuski, i płetwy, np. karp, pstrąg, śledź czy łosoś. Nie wchodzi zupełnie w rachubę spożywanie, tak w Polsce lubianych, jesiotrów czy węgorzy. Nie wolno również jeść rekinów ani żadnych owoców morza – krewetek, krabów, homarów czy małży. Ponadto jedzenie nabiału i mięsa musi być całkowicie rozdzielone. Po zjedzeniu sera czy wypiciu mleka wyznawca judaizmu może zjeść potrawę mięsną odczekawszy godzinę, która przeciąga się czasem do sześciu (zależy to od zaleceń konkretnego rabina), a potrawę z nabiałem po potrawie mięsnej wolno mu zjeść dopiero po godzinach dwunastu. Żeby nie było zbyt prosto, pobożny Żyd nie może do przyrządzania potraw mięsnych czy nabiałowych użyć tych samych naczyń. Wymusza to w każdym ortodoksyjnym domu budowę właściwie dwóch kuchni, a co najmniej dwóch ciągów kuchennych z osobnymi piecykami, zlewami, lodówkami i oczywiście naczyniami. Potrawy mięsne jemy zatem osobnymi sztućcami na osobnych talerzach do mięsa, a potrawy zawierające nabiał na talerzach do sera. I nigdy, przenigdy nie może nam się to pomylić! Jak zatem, wobec tych wyzwań, może działać państwo Izrael i jego administracja? Na przykład armia?
W kantynie wojskowej, która przygotowana jest również na przyjęcie ortodoksyjnych Żydów, a przynajmniej Żydów ściśle przestrzegających zasad koszerności, talerze do potraw zawierających mięso są w kolorze krwistoczerwonym, talerze do potraw z nabiałem – w kolorze białym. Sztućce posiadają olbrzymie wyryte stemple informujące korzystającego ze stołówki, do której potrawy służą, aby broń Boże nikomu nic się nie pomieszało.
Największym jednak problemem społeczno-kulturowym (przynajmniej moim zdaniem) jest zakaz spożywania pokarmów przygotowanych przez osobę niebędącą Żydem. Zakaz ten obowiązuje nawet w przypadku jedzenia, które nie zawiera niedozwolonych składników i przygotowane zostało w odpowiednio posegregowanych naczyniach. Jak słusznie sugeruje Ela Sidi, prawo to sprawia, iż pogłębia się wzajemne niezrozumienie, nieufność, żal i niechęć pomiędzy wyznawcami judaizmu, a tymi, którzy Żydami nie są.
Bo przecież w większości (może nawet i w każdym) narodzie, społeczności czy religii zaproszony gość w dom to „Bóg w dom”. Trzeba go przywitać, odpowiednio ugościć, podać na stół najlepsze potrawy, specjalnie przygotowane przez gospodarzy dla tegoż gościa. Do dobrego tonu u zaproszonego należy z kolei spożycie, podziękowanie i pochwalenie posiłku, nawet jeśli czasem nie do końca mu smakował. W przypadku goszczenia u siebie ortodoksyjnego Żyda, ten schemat nie zadziała. Bo ortodoksyjny Żyd nic nie zje! Nie może. Religia mu zabrania. Czasem nie wypije nawet wody, bowiem nigdy nie będzie pewien, czy szklanka, w której mu ją podano, nie służyła przedtem do picia mleka i bulionu z kury naprzemiennie. Nic, co zostało przygotowane przez nie-Żyda, spożyć nie można i szlus.
Na produktach, które Żydzi kupują, znajduje się widoczny certyfikat koszerności (haszgacha). Wszelkie napoje: soki, alkohole, woda również są koszerne, bądź nie. Zabrania się na przykład picia wina, które zostało wyprodukowane lub choćby dotknięte przez nie-Żyda. Dlatego też nie powinno się przysyłać wina przez posłańca niebędącego Żydem, chyba że butelka zostanie zalakowana dwiema pieczęciami. Co więcej, zabronione jest również picie wina dotkniętego przez Żyda, który dopuścił się zbezczeszczenia Szabatu.
Rabini mają pełne ręce roboty, przeczesując receptury produktów spożywczych oraz wszystkie zakamarki zakładów produkcyjnych, by stwierdzić, czy nic nie zagraża koszerności produkowanych towarów. Przy okazji poznają największe tajemnice firm. Kluczowy składnik koszernej (sic!) Coca-Coli, tzw. Marchandise 7X, którego opis znajduje się ponoć w sejfie nowojorskiego Chase Banku, poznało tylko kilka szych z zarządu firmy oraz rabin przyznający certyfikat koszerności. Zdarzyło się to co prawda w latach trzydziestych XX wieku, ale napój do dziś cieszy się koszernością, o czym informuje symbol na etykiecie: K lub OU (Orthodox Union). Interesującym faktem jest, że największa rozlewnia Coca-Coli znajduje się w Bnei Braku, w najbardziej religijnym mieście Izraela, skupiającym ortodoksyjne i ultraortodoksyjne społeczeństwo wyznawców judaizmu.
Po namyśle wiem już, jak wybrnąć z problemu ugoszczenia w nieżydowskim domu ortodoksyjnego Żyda! Należy mu podać Coca-Colę – prosto z puszki!
Nowe naczynia i przybory kuchenne, których będzie się używać do przygotowywania jedzenia, wymagają natomiast zanurzenia w mykwie, zanim posłużymy się nimi po raz pierwszy. Co to jest mykwa? Mykwą jest każdy akwen, który zawiera w sobie wodę „żywą”, czyli naturalną – rzeka, jezioro, morze czy zgromadzona woda deszczowa. Buduje się również specjalne budynki – baseny/zbiorniki. Właściwy zbiornik tego typu powinien zawierać przynajmniej 270 litrów wody, tak żeby możliwe było zanurzenie całego ciała. Woda nie może być „czerpana”, tzn. nie może być np. uzupełniana wiadrami, ma pochodzić bezpośrednio z rzeki, źródła lub wody deszczowej doprowadzonej wprost do zbiornika.
Obmycie w mykwie jest odrodzeniem duchowym i dokonuje się przez całkowite zanurzenie ciała nago. Wymagana jest absolutna czystość pod względem higienicznym (sprawdzana przez obsługę mykwy przed rytualnym zanurzeniem). Kąpiel w mykwie odbywają również neofici (w obecności trzech świadków) jako element obrzędu przyjęcia do synagogi. Z mykwy korzystają głównie kobiety, bowiem prawo religijne nakazuje im oczyścić się po każdej menstruacji, przed własnym ślubem oraz po porodzie. Mężczyźni natomiast przychodzą do mykwy, jeżeli czują taką potrzebę, a zobowiązani są do tego jedynie przed świętem Jom Kipur.
W przypadku zanurzania nowych przyborów kuchennych należy usunąć z nich wszelki brud, rdzę oraz naklejone etykietki, a także klej, który mogły pozostawić. Nic nie może oddzielać przedmiotu od wody. Przed zanurzeniem naczynia należy odmówić odpowiednie błogosławieństwo. Woda w mykwie powinna całkowicie zakryć naczynie. Nawet najmniejsza jego część nie może wystawać ponad powierzchnię. Dlatego należy na chwilę wypuścić naczynie z rąk lub jedynie luźno trzymać je podczas zanurzania. Należy upewnić się, że woda dotknęła zarówno jego powierzchni zewnętrznej, jak i wewnętrznej.
W każdej gminie żydowskiej działają mykwy, również w Polsce. Na stronie internetowej synagogi przy ul. Twardej 6 w Warszawie zamieszczono aktualnie obowiązujący cennik korzystania z tego przybytku dla członków gminy: kobiety:20 zł, mężczyźni: 20 zł, naczynia: 10–30 zł.
A co zrobić, jeśli przypuśćmy, nieuważny goj (na przykład pomoc domowa) zbezcześcił talerz „mięsny” zjedzeniem na nim kanapki z żółtym serem? Byłam zresztą świadkiem takiej sytuacji, kiedy pracowałam jako opiekunka do dzieci w Marsylii – moja koleżanka Polka dokonała tego „przestępstwa”, pracując w domu ortodoksyjnych Żydów. No cóż, jeśli to jeden talerz, rzecz należy po prostu wyrzucić – będzie prościej. Gorzej jak „zepsuliśmy” całą rodową zastawę. Wtedy jedynym ratunkiem jest poddanie naczyń koszerowaniu.
Pan Szymon Zadumiński, który jest podrabinem gminy żydowskiej w Poznaniu doradza na swojej stronie internetowej: Zabrania się korzystania z naczynia, które stało się niekoszerne (na przykład naczynie przeznaczone do produktów mlecznych, które zostało użyte do mięsa), dopóki nie zostanie ono poddane koszerowaniu. Celem koszerowania naczyń i przyborów kuchennych jest usunięcie wszelkich zapachów jedzenia, które mogły zostać wchłonięte przez dany przedmiot. W świetle halachy naczynie po koszerowaniu jest uznawane za zupełnie nowe. Metoda koszerowania wymagana dla danego przedmiotu zależy od tego, w jaki sposób był on wcześniej wykorzystywany. Dla przykładu naczynie, którego używano do gotowania, należy koszerować przez zanurzenie w gotującej się wodzie, zaś naczynie używane do pieczenia koszeruje się ogrzewając je do bardzo wysokich temperatur.”
A co potem? No skoro po koszerowaniu naczynie jest zupełnie nowe, to – myk do mykwy.
Człowiek strzela – pan Bóg kule nosi
„Posiadam uregulowany stosunek do służby wojskowej”. Takie zdanie, jeszcze za czasów mojej młodości, młodzi mężczyźni pisali na końcu CV, które składali do potencjalnego pracodawcy. W PRL-u było to ważne. W Izraelu nadal jest. Większość Izraelczyków posiada ten stosunek uregulowany i to porządnie. Jako że niepodległość Izraela kwestionowana jest przez nieomal wszystkich sąsiadów, służba wojskowa jest obowiązkowa dla prawie wszystkich obywateli tego kraju powyżej 18 roku życia i trwa przez 3 lata dla mężczyzn i 21 miesięcy dla kobiet. Dziewczęta ze zobowiązania zwalnia ciąża i posiadanie małych dzieci. W takich przypadkach muszą one odbyć tzw. służbę zastępczą jako osoby cywilne. Jednym z zadań w armii jest wychowanie młodzieży izraelskiej w duchu patriotycznym. Po spełnieniu obowiązku służby wojskowej każdego roku, dla przypomnienia, odbywają się miesięczne ćwiczenia rezerwy. Można więc powiedzieć, że przeciętny Izraelczyk właściwie nigdy nie wychodzi z munduru, nawet gdy żyje jako cywil i nie kontynuuje kariery wojskowej. Zwolnione z obowiązku wojska są osoby deklarujące swoją przynależność do palestyńskiej mniejszości narodowej, co wcale mnie nie dziwi, bo najgroźniejsze jest ryzyko rozsadzenia czegoś od środka. Ale Arabowie – Arabowie chrześcijańscy lub Druzowie – są do wojska serdecznie zapraszani.
Druzowie to zresztą bardzo ciekawa mniejszość etniczna zamieszkująca Izrael. Pochodzą głównie z Libanu i Syrii. Ich religia (druzyzm) łączy cechy religii muzułmańskiej i chrześcijańskiej, jednakże nie uznają podstawowych pięciu filarów islamu. Nie mają kościołów, kapłanów, modłów, wznoszą prośby do Boga swoimi słowami, mają pokojowe nastawienie, unikają konfliktów, są cisi, spokojni i tworzą zamknięte społeczności, do których trudno jest przeniknąć. Druzowie mieszkający w Izraelu są znani ze swojego patriotycznego stosunku do tego państwa, więc chętnie odbywają zasadniczą służbę wojskową, pomimo że stronią od wszelkich wojennych awantur. W Syrii, gdzie obecnie toczy się wojna domowa, Druzowie zachowują postawę neutralną.
Z obowiązku służby wojskowej zwolnieni są również Żydzi ultraortodoksyjni, co powoduje raz na jakiś czas gwałtowne protesty innych Żydów – religijnych czy świeckich. Prawda jest taka, że wojsko nie jest przygotowane na przyjęcie głęboko religijnej grupy ultraortodoksów, ze wszystkimi jej ścisłymi zasadami i przepisami. Co prawda kuchnia w armii spełnia zasady koszerności (o dwóch zestawach talerzy i sztućców już pisałam), ale wojsko jest koedukacyjne, więc światy kobiet i mężczyzn, tak ściśle izolowane wśród ultraortodoksów, musiałyby się tam, chcąc nie chcąc, przenikać. Co roku tłumy młodych, atrakcyjnych kobiet dostają powołanie do wojska i służą ramię w ramię z mężczyznami w mieszanych oddziałach męsko- damskich. Do słynnego batalionu „Karakal” powstałego w 2004 roku zapraszane są wyjątkowo ładne i zdolne „wojskowo” żołnierki, które stanowią aż 2/3 jego składu. Tak dorodne i piękne dziewczyny, rozebrane w gorącym klimacie często do wojskowych podkoszulek z krótkim rękawem, nie są bynajmniej odpowiednim widokiem dla młodego, głęboko pobożnego Żyda.
W obawie przed łamaniem halachy, a może głównie z powodu nieuznawania państwa Izrael (sporo ugrupowań ultraortodoksyjnych jest przeciwko syjonizmowi) setki tysięcy ultraortodoksyjnych Żydów unikają z łatwością obowiązkowej służby wojskowej. Wystarcza złożenie deklaracji, że studiowanie Tory bądź studia w szkole religijnej zajmują im cały dzień. Z kolei ortodoksyjni prawicowi nacjonaliści głośno protestują i domagają się wprowadzenia obowiązkowej służby bez żadnych wyjątków.
W Knesecie, w związku z tym – wrze. Po 70 latach, w ciągu których ten problem nie znajduje prawidłowego rozwiązania, mam nadzieję, że rozpoczniemy wreszcie historyczny proces, spektakularne zwiększanie udziału ultra-ortodoksów w służbie wojskowej – oświadczył niedawno izraelski premier. Dla zachowania jedności narodu znacznie zwiększymy liczbę tych, którzy będą nosili mundury – dodał szef rządu.
Jedność jednością, ale czy na pewno warto zapraszać do wojska i uczyć strzelać kogoś, kto nie uznaje żydowskiego państwa i regularnie pali narodowe flagi Izraela, skandując obraźliwe hasła? Śmiem twierdzić, że jednak nie.