Tak samo chodziła wczoraj i tak samo chodzi dziś. Imienia jej nie dawałam. Pytają mnie czasem – jak ja w ogóle do niej wołam. Nie wołam. No to, pytają mnie dalej, jak ona przychodzi, jak ja jej nie wołam. A no przychodzi i już. Ona tam już najlepiej wie, kiedy i jak ma przyjść, i tego jej uczyć nie muszę. A ja jak mam na imię? A to nie jest ważne – tak sobie myślę. Bo skoro ona imienia nie ma, to po co i mi miałoby być potrzebne? Jej wołać nie trzeba i na mnie też już krzyknąć nie ma komu. Bo jakbym nawet miała, to co? Ona by może i je krzyknęła, ale to pewne, że jakoś tak inaczej, wiadomo – po swojemu. A tak w ogóle, to może nie jest wcale tak, że to ja tę moją kurę wkoło drzewa chodzić nauczyłam, bo może jest i tak, że to ona nauczyła mnie jak jej ziarno sypać. Czasami to i nawet tak mi ludzie mówią.
Kiedy tu przyjechałam, to ja już nie pamiętam, ale wyjeżdżać stąd już nie będę. Dobrze mi tu, bo mam ten swój płot zamszony, co w nim dziury łatam od dwóch lat i mam też swoją graczkę z trzonkiem wytartym pod rękę moją. Przyjeżdżają, tak, wciąż przyjeżdżają i pytają. Czasem to i nawet do sołtysa pojadą, żeby się o mnie dowiedzieć. Albo raczej o tej kurze mojej coś usłyszeć. Wcześniej też przyjeżdżali, ale więcej ich było – teraz chyba w strachu są, że się pozarażamy nawzajem. I teraz tylko jajka chcą, to im sprzedaję – dobre mam jajka, to co mam nie sprzedać. Jak już przyjadą, jak już trafią tu do mnie, bo to wcale nie tak łatwo, to na początku pytają, jak tam kura ma się i czy ze zdrowiem u niej wszystko w porządku. Tak, na początku o nią spytają, potem zaraz o mnie, ale to z grzeczności już chyba. To im opowiadam. A i kura czasem przyjdzie i pochodzi wkoło tego drzewa. Jak ją nauczyłam? A o to właśnie głównie mnie pytają.
Niektórzy nawet krzyczeć zaczynali. Uwierzy Pani? Przychodzili i krzyczeli, że ja się nad kurami tu znęcam. A ja nikogo skrzywdzić bym nie dała. A co? Mam siedzieć i w telewizor się patrzeć? Bo to ja czasu inaczej tracić nie umiem? Jak już tracić czas, to chociaż wzrok oszczędzać. A jak która kura chce, to idzie wolno przed siebie i wcale chodzić nie musi. Bo wszyscy widzą przecież, że tylko jedna nauczona – a wszystkie na nauki brałam. Kiedyś siedziałam tak jakoś i drzewa szumiały, jakieś tam liście pograbiłam, ciepło całkiem było i pomyślałam, że czemu by kur wokół drzewa chodzić nie nauczyć. O tego, tutaj, klonu. Dęby tam też rosną w pobliżu, ale to już nie na moim. A klon na środku podwórka stoi i patrzy się na mnie. Czy wokół innego by chodziła? Tego nie wiem, no nie sprawdzałam. Wokół klonu chodzi i więcej mi nie potrzeba.
Na początku brałam każdą po kolei na ręce i mówiłam do niej z osobna. Opowiadałam jej, że czemu ja ją tak łapię, że krzywdy jej zrobić nie dam. I czułam pod palcami ich strach, jak im serca biją i prawie że wyskakiwać by chciały. Myślałam, że może by im pokazać, jak się wokół takiego drzewa chodzi, ale co one by tam zobaczyły – może z jeden krok, a potem głowy do ziemi na powrót by przylepiły. To ja je na tych moich rękach na początku oprowadzałam wokół klonu. Cierpliwe były, nie powiem, że nie. Żadna mnie nie udziobała, każda jakby zainteresowana, ale jak przyszło co do czego, to najlepiej byle dalej uciekać. I właśnie tylko ta jedna została i ciekawość moją rozbudzać zaczęła. Bo ona jakby patrzyła na mnie i pytała – no dobrze, ale co dalej? Do paska miałam wtedy taki worek bawełniany przymocowany, co go wcześniej ziarnem napełniłam. I teraz po kilka tych ziarenek jej sypałam. A ona po prostu iść zaczęła.
Czy ja się nie boję? A czego mam ja się bać? Że przychodzą i rękę mi podają? Niech podają, bo ja też podaję. Siadam czasem z jednym albo drugim i o tej mojej kurze pogadamy. Kawę zrobię. Czasem ciasta kawałek ukroję. Oni też się nie boją. To znaczy są i tacy, co się boją i dlatego nie przyjeżdżają. Zadzwoni czasem ktoś i powie, że przyjeżdżać nie będzie i pyta, jak tam u mnie. To ja mu opowiadam, że wody w stawie tyle co przedtem, że kury się niosą. Ale proszę się nie bać! Zdziwiona Pani? To mój kot jest. Czemu on pomidora w zębach niesie? A bo kiedyś go nauczyłam pomidory jeść. Ale to inna historia, a ja tamtej opowiadać nie skończyłam jeszcze. No więc, jak ta kura moja tak iść zaczęła, to pomyślałam, że łatwo poszło. Ale to też wiadomo nie od dziś, że jak się tak pomyśli, to zaraz jakieś kłody pod nogi. I widzi Pani – za pierwszym razem iść zaczęła, bo ziarno wyczuła. Ale jak tu kurę nauczyć wokół drzewa chodzić, żeby jej tego ziarna pod dziób nie podsuwać?
Różnych rzeczy próbowałam. Bo i ziarna zmieniałam i smakołyków szukałam – co taka moja kura lubić może najbardziej. Stała i nie chciała z miejsca ruszyć. Sąsiad, tu zza rogu, powiedział mi kiedyś, że to, wie Pani, mocniej trzeba, że sama z siebie nie pójdzie. Ale ja myślę, że to tak nie można. Bo co taka kura mi jest winna? Że ja ją chcę czegoś nauczyć, to to jest tylko dla mojej przyjemności. Kiedyś przeczytałam, że te ludy, które pustynię zamieszkują, to swoich wielbłądów na noc nie przywiązują zupełnie do niczego, że wolą ich rano szukać, bo im się w głowie nie mieści, że można zwierzę tak spętać. Ja myślę, że to piękna myśl jest. Wie Pani, coraz mniej pięknych myśli jest na świecie, a mi się taką jedną udało przeczytać. Dużo szczęścia w życiu miałam.
Tak samo jak z tą kurą. Bo okazało się, że jednak sypać ziarno trzeba. Dużo sypać i krok za krokiem jej pokazywać. Bo my patrzymy na nie, jakby one nasze mózgi miały, a one tylko swoje mają. A czy my wiemy, co by nam w myślach siedziało z takim mózgiem kurzym? Trzeba trochę wyrozumiałości z siebie wydobyć i popatrzeć czasem na taką kurę, jak ona kroki swoje stawia, jak patrzy inaczej na kałużę. Wtedy się człowiek trochę zastanawiać zaczyna. A ja też – niby taka mądra jestem, a nie od razu pomyślałam, że to trzeba z większą cierpliwością do sprawy podejść. A jak tak podeszłam, to od razu postępy zauważać zaczęłam. Aż w końcu ludzie przyjeżdżać zaczęli i się pytali o wszystko. Tak jak Pani. Zupełnie tak jak Pani.
A Pani się nie boi? Jasne, nie ma co się bać. Tutaj u mnie to nie ma co się bać. Ja czasem słucham takich w moim wieku i oni mówią, że wojnę przeżyli, że stan wojenny też. A co to za gadanie jest w ogóle – myślę sobie. Bo to przecież nikt ich wojen nie podważa i ich stanów wojennych nie przerywa. Po co to tak żyć wciąż w dawnych latach? Ja z kurami o wojnie rozmawiać nie chcę. A po co to im? Ja swoje przeżyłam, to i to przeżyję, ale żeby zaraz tam o tym krzyczeć. Po jajka też zapraszam, ale to za tydzień, bo i dla mnie zostać coś musi. Czy ta kura od tego chodzenia się lepiej niesie? A skąd! Tak samo jak i przedtem. A widzi Pani tę ścieżkę? To ona ją tu tak wydeptała. W życiu bym nie uwierzyła, że kura taką drogę wydeptać może. A jednak wydeptała, mimo że wiary ode mnie nie miała. I ona tę drogę zna jak żadną inną i jej się trzyma, bo jej jest tam dobrze i zawsze wie, gdzie idzie i też widzi, skąd wraca. A ja, jak tak na nią patrzę, to myślę sobie, że ona mądra być musi, mimo że to przecież ja ją wokół tego drzewa chodzić nauczyłam.
Foto: Randia Filutowska