Podobno fryzjerzy zeszli do podziemia. Ich zakłady niby zamknięte, ale gdy się odpowiednio zastuka, to może wpuszczą, zrolują dywan, podniosą klapę w podłodze i wpuszczą do piwnicy. Gole na dole – hasło ze starego kawału mogłoby robić za reklamę, gdyby sprawa nie była tajna. Potrzeba więc innych haseł. Jak wyczytałem w gazecie, w nielegalnym gabinecie (oczywiście nie pochwalam igrania z ogniem epidemii) tekst pozwalający rozpoznać dzwoniącego klienta brzmiał: Kiedy mogę wpaść po książkę? Zapewne w odpowiedzi padała godzina. Ach, te nasze konspiracje… Wyobraziłem sobie, że do kogoś kilka razy dziennie dzwonią z takim pytaniem. Co wtedy? Zacznijmy od tego, że nielegalny fryzjer zaczyna dostawać dziesiątki ofert zakupu książek – na telefon, do swego komputera, może nawet w formie mailowej. Sztuczna inteligencja podsłuchuje już nasze rozmowy i wyłapuje słowa, by podrzucić jakąś ciekawą reklamę. Fryzjer rozmawia o książkach przez komórkę – reklamy nowości wydawniczych ma jak w banku.
I tu widać przewagę inteligencji naturalnej nad sztuczną. Każdy normalny szpieg czy tajniak domyśliłby się od razu, że coś tu nie gra i że nie chodzi o książki. Polacy, jak wiadomo z badań Biblioteki Narodowej, raczej książek nie czytają, a tu proszę. Ludzie wpadają po książki jak śliwki spragnione kompotu. Ciekawe, czy w nielegalnej księgarni hasłem byłoby pytanie Czy mogę się ostrzyc? Zastanawiam się, skąd się biorą te wszystkie hasła. I czemu one właściwie służą? Są tu dwa warianty – hasło czyni rozmowę niezrozumiałą dla podsłuchującego (podsłuchującego celowo lub przypadkiem) albo pozwala się rozpoznać parze spiskowców (jest czymś w rodzaju przedartego banknotu do złożenia). Do tej drugiej funkcji hasło z książką od biedy się nadaje, choć trochę przypomina hasło 1234 chroniące komputer. No a pomysł z opowiadaniem o wszystkim dziennikarzom…
Kilka lat temu nasze służby specjalne wykryły wielką zmowę cenową. Szefowie firm budowlanych ustalali między sobą warunki zgłoszeń do przetargu na wielkie inwestycje. Oczywiście robili to przez komórki, chociaż próbowali się maskować. Wpadli, bo wymyślili słabe hasła. Wiecie jakie? Majtki w górę – należy podnieść cenę, majtki w dół – należy obniżyć oferowaną cenę. Poważni faceci dzwonili do siebie i mówili na przykład: Cześć Roman, majtki w dół. Wszystko się wydało, choć nie złapała ich wcale policja obyczajowa. Naprawdę trudno w to uwierzyć.
Wymyślić dobre hasło nie jest wcale łatwo. Podobnie jak niedający się złamać szyfr. Hasło powinno być oryginalne, żeby ktoś nie wypowiedział go przypadkiem (na przykład hasło Witam pana byłoby ryzykowne), ale też na tyle zwyczajne, by jego wypowiedzenie nie wskazywało od razu na używanie szyfru. W filmie Janusza Majewskiego „Ekscentrycy” agenci chcą zdemaskować wysłannika emigracji. Poznali hasło i atakują nim bohatera przy każdej okazji, chcąc, żeby się zdradził. Po prostu podchodzą i mówią o spalonej dzwonnicy w nieodległej wsi (czym raczej nie budzą zaufania). W ten sposób można zdradzić hasło innej osobie (jak w „Stawce większej niż życie” z placem Pigalle).
Umiejętnością szyfrowania informacji trzeba się wykazać nie tylko w konspiracji czy podczas ciszy wyborczej (słynne notowania cen warzyw z bazaru), ale też w stosunku do własnego psa. Wbrew opiniom zwierzęcych psychologów psy rozpoznają słowa, nie bacząc na kontekst czy intonację. Przynajmniej mój pies tak ma – wystarczy, że powiem: Ten mecz to powinien być dla naszej drużyny spacerek, a pies już piszczy, nerwowo ziewa i kręci się przy drzwiach. Wystarczy, że spytam: Dałaś mu obiad?, a pies jest przy misce i się ślini. Moglibyśmy przy nim mówić po francusku (dawny zwyczaj praktykowany wobec służby), ale nie umiemy. Poza tym ma coś z francuskiego pieska i mógłby rozumieć. Dlatego w naszym domu mówi się: idziemy na ES? – tego jeszcze pies nie rozkminił. Za to znajomi myślą, że umawiamy się na wiecie co.