Słynne zdanie otwierające słynną powieść słynnego pisarza brzmi: Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób. Jest coś głębokiego w tej maksymie Tołstoja. Autor tak wiekopomnych zdań powinien mieć na imię Maksym. Wtedy od razu bym zapamiętał, a tak Aleksy myli mi się z Lwem. Podobnie Dolly myli mi się z Kitty, a trzy siostry Szczerbackie z trzema siostrami Czechowa (w sensie autorstwa). Na szczęście Anna nie myli mi się z Kareninem.
Z kolei u włoskiego pisarza, grafika i dizajnera Bruno Munariego znajduję myśl następującą: Brzydkie rzeczy są na całym świecie brzydkie w ten sam sposób. Uczyć się można tylko z tego, co najlepsze, a to, co najlepsze, jest charakterystyczne: każdy kraj w czymś się wyróżnia, a w pozostałych rzeczach jest taki sam jak cała reszta. Chodziło mu akurat o Japonię i biegłość tamtejszych rzemieślników w tworzeniu rzeczy z bambusa. Japońskie wazoniki, instrumenty, płotki, maty, rury i co tam jeszcze mają swój styl, bo wykorzystują naturalne właściwości materiału, którym Japończyków obdarowała natura (tak jak nas obdarowała trzciną albo słomą). Parafrazując Murakamiego, przepraszam – parafrazując Munariego, można stwierdzić: Brzydkie rzeczy są na całym świecie brzydkie w ten sam sposób, piękne rzeczy w każdym kraju mają własny wzorzec. Podobne do myśli Tołstoja? Podobne, tylko jakby odwrócone w wartościowaniu. Siostrzane-lustrzane te maksymy.
Kto ma zatem rację? Zwolennicy istnienia ideału, do którego można się zbliżać od wielu stron (czyli zwolennicy tezy o wielu twarzach niedoskonałości) czy może ci, którym przeciętność i banał zlewają się w homogeniczną papkę, nijakie tło dla oryginalności? Ktoś z drużyny Munariego mógłby powiedzieć: wszystkie marne książki są do siebie podobne, każde arcydzieło jest arcydziełem na swój sposób. Z kolei stronnik Tołstoja mógłby ripostować: wszystkie intrygujące dzieła mają ze sobą coś wspólnego, zaś zepsuć książkę można na tysiące sposobów. No to jeszcze jeden przykład: wszystkie banalne sentencje oparte są na podobnych schematach, prawdziwa złota myśl to rzadkość – albo: mistrzowie aforyzmu zawsze zmierzają w tę samą stronę, głupcy rzucają słowa na wiatr (który rozwiewa je na wszystkie strony).
A może samo słowo „podobne” jest na tyle nieokreślone, że rację mogą mieć obie strony? Gdy zebrane na chrzcinach towarzystwo zacznie analizować, do kogo podobny jest bohater dnia, znajdą się zwolennicy każdego z możliwych i niemożliwych rozwiązań (do taty, do mamy, do dziadka, do babci, do dziadka, ale drugiego, do starszego brata, do wujka, do sąsiadki). Do kogo zatem dziecko jest podobne? Stwierdzić niepodobna. No chyba że to jedno z bliźniąt. A aktorzy? Prawie każdy jest podobny do któregoś z moich znajomych. Gdy oglądam z żoną film, co chwila wykrzykuję: ale podobny do X. Żona prawie zawsze mówi: no może trochę. Ale co to znaczy być trochę podobnym? Trochę podobne to jest kółko do kwadratu. Tu trzeba jednak większej precyzji. Matematycy uważają, że każde dwa odcinki są podobne. Trudno się nie zgodzić, ale i zgodzić się trudno. Długa kreska jest podobna do kreski krótkiej? No może trochę.
Wszystkie dobre felietony zmierzają do błyskotliwego zakończenia, w którym nawiązując do początku, autor puentuje poruszone po drodze wątki. Długie rosyjskie powieści realistyczne i krótkie japońskie wiersze kaligrafowane na ryżowym papierze. Ślimak z haiku Issy powoli pnie się na górę Fudżi. (Wyobrażam sobie, jak pełznie przez mapę Rosji niczym pociąg transsyberyjskiej kolei). Wiersz znamy w polskim tłumaczeniu Czesława Miłosza. Miłosz napisał też powieść „Dolina Issy” – o dorastaniu nad litewską rzeką. Wszystkie rzeki są do siebie podobne. Odbijają świat niczym lustra. Powieść jest zwierciadłem przechadzającym się po gościńcu. Wiersz jest wodą wielką i czystą, nad którą płyną obłoki. Felieton jest lusterkiem, którym nad rzeką puszczamy zajączki.