Zastanawiała mnie niekonsekwencja i brak spójności w przekazach dotyczących zagrożeń pandemią. W tym samym programie, w tej samej gazecie ostrzegano przed wizytą w kościele czy na cmentarzu, a zupełnie pomijano ten temat w relacjach z ulicznych protestów. Tak jakby wirus rozróżniał zgromadzenia. Napisałem na ten temat dwa zdania na Facebooku i oprócz polubień doczekałem się także złośliwego komentarza. (Dość) młody, (całkiem) inteligentny człowiek, absolwent elitarnej uczelni, poradził mi, bym zaczął oglądać telewizję Trwam – tam na pewno znajdę coś dla siebie. Nigdy nie oglądałem telewizji Trwam i raczej nie mam zamiaru, ale chyba rozumiem, co chciał powiedzieć. Nie obrażam się – i tak dobrze, że nie kazał mi wy……lać. Zastanawia mnie tylko ten psychologiczny mechanizm formatowania przeciwnika. Kto nie skacze (jak mu zagram), ten za PiS-em, hop, hop, hop! Znacie tę stadionowo-manifestacyjną przyśpiewkę? Wizyta na stadionie to bezcenne źródło haseł i okrzyków.
Zatem kto nie skacze, ten przeciw nam. I dostaje pięć gwiazdek na naszym transparencie (dla czytelników mniej zorientowanych – to źle, to nie jest klasyfikacja hoteli). My za to zadajemy uczestnikom naszej ankiety cztery pytania: 1) Czy głosowałeś na partię rządzącą? 2) Czy uważasz orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego za dobry pomysł? 3) Czy jesteś przeciwnikiem aborcji? 4) Czy popierasz uliczne manifestacje w dobie pandemii? Powiedzmy, że są tylko dwie odpowiedzi, choć w zasadzie na każde z pytań (z wyjątkiem pierwszego) można też dać jakąś odpowiedź pośrednią. Ale nawet przy dwóch odpowiedziach („tak” i „nie”) liczba możliwych kombinacji wynosi… dwa do czwartej, czyli 16. Niektóre kombinacje są może mało prawdopodobne, ale przecież mogą się zdarzyć. Każdy z nas ma swój zestaw odpowiedzi i… 15 odpowiedzi, z którymi się nie zgadza w mniejszym lub większym stopniu. Co się dzieje dalej?
Jeszcze na poziomie facebookowych dyskusji czy sporów na imieninach kolegi da się to trzymać w ryzach. Ale gdy przychodzą demonstracje, jest już tylko nasza opcja i absolutne pomyłki, my i oni, czyli 15 pozostałych grup zlewa się w jedną. Nie ma czasu (ani ochoty) na subtelności – pięć gwiazdek! W dodatku od razu zaczynamy myśleć, że przeciwnicy różnią się od nas we wszystkich czterech punktach, podczas gdy mogą się różnić tylko w jednym. No i żeby było głupiej – w pakiecie dokładamy im jeszcze ze trzy dodatkowe poglądy, np. że oglądają telewizję Trwam, nie lubią zmieniać skarpet i że gardzą podróżami po Europie. Mamy ich!
Dlaczego wolimy podziały na dwie grupy niż na szesnaście? Bo łatwiej nam to ogarnąć – zawsze tak było. U niektórych ludów pierwotnych tak się właśnie liczy: jeden, dwa, wiele. My też mieliśmy w polszczyźnie liczbę pojedynczą, podwójną i mnogą. Być może więc to jakiś kulturowy atawizm, a może przyczyną jest nasza dwuwartościowa logika i słynne tertium non datur. Zdanie p jest prawdziwe albo prawdziwe jest jego zaprzeczenie. Trzeciej możliwości nie ma. No jasne. Ale te nazwy – zasada wyłączonego środka, trzeciego nie dano. Nie brzmi to zbyt korzystnie dla symetrystów. I choć nie wszyscy te nazwy znają, to jednak gdzieś w podświadomości zbiorowej takie zdecydowane postawienie sprawy tkwi. Białe albo czarne – tertium non datur.
No a potem przyszedł jeszcze strukturalizm z jego obsesją opozycji binarnych. Język jako system relacji. Dźwięczne – bezdźwięczne, twarde – miękkie, długie – krótkie. Fonem i głoska, cechy relewantne i redundantne. Diachronia i synchronia. Znak coś znaczy tylko wobec innego znaku, pojęcia tworzą pary przeciwieństw. Teoria zaczęła się od języka, ale semiotyka rozszerzyła ją prawie na wszystkie dziedziny (młody absolwent elitarnej uczelni musiał trochę strukturalizmu liznąć – być może dlatego zbudował sobie opozycję TVN – TV Trwam). Następnie ten sposób myślenia wzmocnił dodatkowo zero-jedynkowy język informatyki, z którym dzieci zapoznają się już w szkole podstawowej. Cały świat w ciągu jedynek i zer. Jedynka – impuls, zero – brak impulsu. Kliknąć „Lubię to”, odkliknąć „Lubię to”. Kliknąć „wy…..lać!”.
Tak więc linia podziału jest ostra jak horyzont. Niebo i ziemia, błękit i czerń. Na granicy o zmierzchu szczelina światła, na ekranie łzy.
Foto: Jola Sowińska-Gogacz