Myślałem, że to pomyłka, literówka. Ktoś powoływał się na filozofa Pletona i brzmiało to trochę śmiesznie. A może celowo przekręcał, dla żartu? Ale nie – sprawdziłem i proszę: był taki filozof. Żył w XIV i XV wieku w Bizancjum (swoją drogą żył 95 lat – kolejny dowód na nieprawdziwość tezy o krótkim życiu w tamtych czasach) i uważał się za spadkobiercę myśli Platona. Tak naprawdę Pleton to nie było jego nazwisko, tylko pseudonim na cześć antycznego mędrca przyjęty. I to jest bardzo słuszna koncepcja – gdyby wszyscy filozofowie przyjmowali przydomki lekko zmieniające nazwiska swych mistrzów, studiowanie filozofii byłoby łatwiejsze. Uczniami Kanta byliby Kent, Kont, Kint i Kunt. Łatwo zapamiętać. A uczniem Platona powinien być też Pluton (po polsku nazywany czasem Pluto). Amicus Pluto, sed magis amica veritas – mógłby zakrzyknąć Miki Arystotulos, uczeń Pluto. Ich przygody w formie obrazkowych historyjek filozoficznych byłyby dołączane do gum do żucia.
Kiedyś szedłem parkową alejką, a z naprzeciwka zdążała ku mnie trochę dziwnie wyglądająca para. Bardzo chudemu mężczyźnie towarzyszyła gruba kobieta. Flip i Flapowa trzymali się za ręce i czule do siebie szeptali. Kawałek dalej, przy fontannie, inna tęga kobieta siedziała na szerokiej ławce z tęgim jak ona facetem. Pasują do siebie – pomyślałem i poszedłem (a raczej pobiegłem) dalej. Za zakrętem ścieżki gruby mężczyzna całował szczuplutką dziewczynę. Chucherko takie – chyba nie tylko w porównaniu z nim. Popatrzyłem na nich i myśl profetyczna zjawiła mi się w głowie. Na pewno za chwilę ujrzę parę chudzielców na wąskiej ławeczce. A jednak nic takiego nie zaszło, choć nerwowo przemierzałem park w tę i nazad. Tym razem rzeczywistość wymknęła się regule.
Kombinacje, permutacje, wariacje. Z powtórzeniami i bez powtórzeń. Wariacje Goldbergowskie. Przechadzka po kunsztownie urządzonym ogrodzie. Kanony, które weszły do kanonu. Precyzyjna kompozycja całości – doskonałość, czyli pełnia to był kiedyś jeden z warunków piękna. I ta symbolika liczb – Dante i Boccaccio ze swoimi matematycznymi konstrukcjami. 3 razy 33 + 1, 10 dni po 10 nowel. Umysł (a może tylko pewien typ umysłowości) dąży do zamknięcia systemu. Ja tak przynajmniej mam. Gdy jestem proszony o przekazanie moich uwag do projektu, zawsze wychodzi mi dziesięć punktów. Taka dekalogika. Może i osiem czy dziewięć by starczyło, ale dla mnie musi być dziesięć. Jakbym na rzeczywistość patrzył przez palce.
Zastanawiam się, czy Vivaldi mógłby napisać tylko trzy pory roku. Czy muzykolodzy uznaliby wtedy cykl za niedokończony, szukaliby zaginionej części? Nie mieściłoby się im w głowach, że skończył na trzech, a nie czterech koncertach. Bo może o zimie na przykład nie miał nic do powiedzenia. Albo może czwartego mu się nie chciało napisać. No a co powiecie o Kieślowskim? Gdyby nakręcił tylko dziewięć części Dekalogu… Jeszcze dalej posunął się Mendelejew, tworząc swoją tablicę. Wszystko (całą materię) rozpisał sobie w tabeli i wyszło mu, że istnieją nieznane jeszcze pierwiastki. Skand odkryto dziesięć lat później. Co ciekawe, ten metal występuje w kościach i sercach ssaków. Czyli od zawsze nosiliśmy ten skand w sercu, nic o tym nie wiedząc. W przypadku galu Mendelejew trafnie przewidział wszystkie jego właściwości – trafniej niż opisał je później odkrywca pierwiastka, który niedokładnie zmierzył gęstość.
Zastanawiam się… gdyby się dobrze zastanowić, to można wiele wydedukować. Oczywiście przy założeniu, że rzeczywistość jest spójnym systemem. Systemem Rzymu i Bizancjum, Platona i Arystotelesa, światów i zaświatów.
Foto: Jakub Krzysztofik