Burundi – Bujumbura (obecnie tylko siedziba władz), Górna Wolta (obecnie Burkina Faso, nowa nazwa) – Wagadugu, Malawi – Zomba (obecnie Lilongwe, inne miasto). Afrykańskich, ale też europejskich, azjatyckich i amerykańskich stolic nauczyłem się na pamięć w którejś z wczesnych klas podstawówki, gdy zafascynowany, godzinami przeglądałem znaleziony w domowej biblioteczce atlas świata. Swoją drogą to nazw stolic trudno nauczyć się inaczej niż na pamięć, podobnie jak choćby nazw miesięcy czy dni tygodnia. Nauczyłem się więc stolic, ale też nazw himalajskich ośmiotysięczników czy dopływów Wisły (do tego ostatniego zmusiła mnie nauczycielka geografii). Geograf z liceum z kolei kazał się nam nauczyć całej mapy politycznej świata, łącznie z nazwami stolic wyspiarskich państewek na Pacyfiku, których sporo przybyło od czasu moich dziecięcych studiów. Poznałem więc miasta leżące w Kiribati (cały kraj liczy 120 000 mieszkańców), Tuvalu (12 000 mieszkańców) czy Vanuatu (280 000). Wbiłem też sobie do głowy nazwę stolicy wysp Tonga. I pamiętam do dziś.
– Po co ty to zapamiętujesz? – spytała żona, gdy wyrecytowałem egzotycznie brzmiącą formułę: Tonga – Nuku’alofa. – Tak jakoś samo mi się zapisuje w głowie, ty nie kojarzysz? Przecież też się tego uczyłaś (żona chodziła do tej samej klasy). – Nikt normalny tego nie pamięta po 40 latach – podsumowała. Naprawdę? Aż zadzwoniłem do kolegi, który był geograficznym prymusem, laureatem któregoś tam etapu olimpiady geograficznej. – Nie no, sorry, nie pamiętam, ale zaraz sprawdzę… No jasne, sprawdzi, pewnie w Internecie, bo porządnego atlasu nie będzie mu się chciało otwierać. Do innych osób nie chciało mi się już dzwonić ani pisać maili. Może faktycznie jakieś dziwne jest takie pamiętanie, nieprzydatne…
Nieprzydatne? No a jeśli wyłączą ten cały Internet albo zabraknie prądu? Skąd będziecie wiedzieli, co jest stolicą Burkina Faso? Przecież encyklopedię oddaliście do antykwariatu. A gdy Tadeusz Sznuk spyta was o to w teleturnieju Jeden z dziesięciu? A może będziecie podróżować pociągiem w międzynarodowym towarzystwie i zechcecie rozpocząć rozmowę ze współpasażerem. Spytacie, jak was uczyli na angielskim: Where are you from? Odpowiedź From Malawi dałaby wam szansę na inteligentną odpowiedź: Zomba must be a beautiful city. I proszę, rozmowa gotowa. Takie scenariusze można mnożyć w nieskończoność, ale jeśli nadal was to nie przekonuje, spytajcie nauczycieli geografii, po co się tego wszystkiego uczyć. Moim zdaniem żadna wiedza nie hańbi, ale mogę się mylić. Prawdziwy problem tkwi jednak gdzie indziej.
Prawdziwym problemem jest rozmiar głowy. Każda znana mi komórka jest po sufit wypełniona (nie)potrzebnymi rzeczami, które wynosi się tam, bo mogą się jeszcze przydać. Dlaczego komórki szare miałyby być tu wyjątkiem? Zakamarki naszej pamięci są jak piwnice w blokach – ze słabym światłem, drzwiami zamykanymi na kłódki i rozsypaną po kątach trutką na szczury. Schodzi się tam z latarką po pożywne kompoty, a przy okazji przynosi stare czasopisma albo do połowy spruty sweter z dzieciństwa. Dziecięcy umysł jest niebywale chłonny i komórki szybko się zapełniają. Pamiętam odczytywaną codziennie listę mojej klasy z podstawówki (przynajmniej kilkanaście początkowych nazwisk), a nie pamiętam po kolei polskich królów ani dat ich panowania. Pamiętam całą kadrę Kazimierza Górskiego z 1974 roku, łącznie z masażystami (tu trochę przesadziłem), a nie pamiętam w całości żadnego dłuższego wiersza. Nawet Stepy akermańskie, których uczyłem się przecież na pamięć, mają w moim wydaniu drobne luki. Trochę pomagają rymy, ale i tak mam kłopot z ciągnącymi żurawiami. A to przecież Mickiewicz. Gdyby nasz wycieczkowiec rozbił się na Pacyfiku i wylądowalibyśmy na bezludnej wyspie, jak wyglądałaby zrekonstruowana na podstawie naszych głów polska kultura?
Żona przynajmniej zna na pamięć kilka wierszy dla dzieci. Spóźnionego słowika, Małpę w kąpieli, Idzie niebo ciemną nocą. Może wspólnie odtworzylibyśmy najpopularniejsze kolędy tak, by tekst miał więcej niż dwie zwrotki. Ale co dalej? Czym zapełnić przygotowywaną na palmowych liściach antologię polskiej poezji? No dobra, nie muszę przecież nigdzie wypływać, mogę zostać tutaj i spokojnie czekać na starość. A wtedy zostanę ze swoją zagraconą komórką i w sklerotycznych zapętleniach będę powtarzał listę obecności z podstawówki. No chyba że szybko nauczę się jakichś wierszy na pamięć
Foto: wspomnienia ze Sieny – przygotowania do ulicznej parady