Nowa książka Wiesława Helaka W stronę Seretu rozpoczyna się od sceny, w której para głównych bohaterów wybiera się do kościoła, by przed ołtarzem odnowić małżeńską przysięgę. Jan i Maria (Marion), których poznaliśmy w Górze Tabor, są już małżeństwem od 20 lat i co roku w dzień rocznicy ślubu powtarzają swój rytuał. Od razu przypomniała mi się inna książka – Jak zawsze Zygmunta Miłoszewskiego, w której małżeństwo od 50 lat celebruje rocznicę… swego pierwszego aktu seksualnego. Ciekawa analogia, która wiele mówi zarówno o bohaterach, jak i autorach oraz czytelnikach. Albo o wyobrażeniach autorów na temat oczekiwań czytelników. Jak by nie patrzeć, co by nie myśleć – dwa światy, dwie kultury. Helakowi nie przyszłoby do głowy rozpisywanie się o kalendarzu seksualnych stosunków swoich bohaterów, choć ci seks musieli przecież uprawiać (mieli syna), Miłoszewski (a już na pewno opisywana przez niego para) zapewne uznaliby coroczne wizyty w kościele w dniu rocznicy ślubu za pomysł literacko i życiowo mało atrakcyjny.
A jednak są tu podobieństwa – począwszy od najważniejszego: w tej czy innej formie rytuały są nam widać do czegoś potrzebne. Rytuały regularnie się powtarzające, jakby w ich corocznym odprawianiu tkwiła siła mogąca odnowić związek (lub inną wspólnotę). Podobna jest też powtarzalność formuły – Marion od dwudziestu lat zakłada ten sam szary kapelusik, który miała w podróży poślubnej, a Ludwik i Grażyna, para z książki Miłoszewskiego, zawsze jedzą kurczaka i faworki, popijając ten niezbyt wyszukany zestaw francuskim winem – żeby było tak, jak wtedy. Obie pary tęsknią też za Europą – jedni za Włochami, drudzy za Francją, generalnie za śródziemnomorską kulturą, do której w różny sposób (ale jednak) się odwołują: albo kościoły i muzea, albo wino i alpejskie kurorty narciarskie. I tak oto płynnie przeszliśmy do różnic. Zacznijmy od najważniejszej: Ludwik i Grażyna odprawiają swój rytuał wyłącznie wobec siebie, Jan i Marion – także wobec Boga. To różnica zasadnicza – rytuał prywatny czy umieszczony w szerszym kontekście. Przecież niewierzący też mają na ślubach świadków, a urzędnik nosi łańcuch z orłem, co ma nadawać ceremonii społeczną rangę. Kolejne różnice? Odnawiać przysięgę można w zasadzie do końca życia (a nawet po śmierci jednego z małżonków), z jubileuszowym seksem – może być różnie. Z czasem stanie się on problematyczny, a patrząc z boku – groteskowy. W książce uroczystość jest już wspomagana niebieskimi tabletkami, których przecież 50 lat wcześniej nie było.
Także i w tym przypadku moja symetrystyczna natura każe mi poszukiwać kompromisu między obiema wersjami, które przecież można połączyć: najpierw msza, potem kino, kawiarnia i spacer, a na koniec miłosne igraszki. Taka kolejność wydaje się naturalna – odwrotna mogłaby zostać zaburzona na skutek zbyt wczesnego zaśnięcia. Choć z drugiej strony – rozpoczynać od mszy z myślami zajętymi dalszym ciągiem wieczoru? Jeśli zaś chodzi o datę, to najprościej, gdy obie się nakładają i rocznica pierwszego zbliżenia oznacza jednocześnie datę ślubu. Ale i dla niecierpliwych jest wyjście – mogą świętować dwa razy, co jednak zwiększa prawdopodobieństwo, że o którejś rocznicy się zapomni.
Pomysł z książki Miłoszewskiego jest w pewnym sensie proroczy – chyba mówi coś także o zmianach społecznych. Para nie celebruje rocznicy ślubu, tylko rocznicę pierwszej wspólnej nocy. Seks nie jest tu zwieńczeniem miłości, ale jej początkiem, aktem założycielskim (żeby nie powiedzieć erekcyjnym) rodzinnej spółki. To nie są jacyś rozpasani erotomani, oni wcale nie mają jakiejś niezdrowej obsesji na punkcie seksu – są tradycyjnym, można nawet powiedzieć mieszczańskim małżeństwem. Niedługo dostaną z urzędu miasta dyplom za długie pożycie. Ale ta ich poczciwa coroczna rutyna głosi pierwszeństwo ciała nad duchem. I nawet nie o pierwszeństwo w sensie chronologicznym tu chodzi, raczej o wagę wydarzenia w prywatnej (w ich przypadku) mitologii. W takiej perspektywie małżeństwo zawiera się w łóżku – suknia, druhny i wesele stają się zbędne, podobnie jak podpisy czy publiczne przyrzeczenia. Księdzu, państwu , rodzinie nic do tego? Najwyżej zmieni się nazajutrz swój status na Facebooku. Tak, państwo mogłoby zawrzeć umowę z Facebookiem o honorowaniu wpisów o byciu w związku jako aktów zawarcia małżeństwa. Wtedy o rocznicach przypominałbym nam i naszym znajomym komputer lub smartfon.
Tymczasem świętujmy Dzień Babci i Dzień Dziadka.