Wszystkie media w drodze – tylko dokąd prowadzi ta droga, którą wszyscy podążamy z naszymi mediami? I czy jest to jeszcze droga publiczna? Pędzimy coraz szybciej jakimś autonomicznym (niezależnym od rzeczywistości) pojazdem, słuchając zmieniających się stacji radiowych, zerkając na któryś z informacyjnych kanałów, przeglądając portale, czytając resztki prasy. Wolne media? Raczej za szybkie – wiadomości sprzed kilku godzin to już starocie. Komu potrzebne wczorajsze gazety? Komu potrzebne dzisiejsze gazety, skoro w sieci są już dostępne jutrzejsze wydania? Coraz mniej czasu na zrozumienie, na napisanie, na znalezienie dobrego tytułu…
No to zobaczmy, o czym tam piszą. Zaginął pies tropiący. Policjanci proszą o pomoc w poszukiwaniach. Taki intrygujący tytuł – kliknąć? Biedny pies, może coś mu się stało, może zgubił trop, skołowany zapomniał zapach komendy. Albo przeciwnie – podjął trop i tropi, głodny i zmęczony. A na komendzie czekają, pozbawieni przyjaciela policjanci tęsknią, rozwieszają na osiedlu kartki ze zdjęciem psa i obietnicą nagrody. Jak im pomóc, co doradzić? Można by użyć innego psa tropiącego, który wytropiłby tego pierwszego. Tylko że w policji oszczędności i drugiego psa pewno nie ma. Można przeczesywać okolicę ze swoim własnym, zwykłym psem – może się zwąchają i zguba się odnajdzie. Szanse rosną, jeśli zaginiony pies to suka. Na policję raczej nie ma co dzwonić – sami często gubią się w terenie i muszą zatrzymywać samochody, by spytać o drogę. Może do straży miejskiej? Albo wiejskiej – pies może być przecież na wsi. Inny tytuł: Uprawiali seks w parku, skończyli w sądzie. Nie klikam, sam sobie dopisuję w wyobraźni dalszy ciąg relacji. No to jeszcze jeden przykład: Dzieci uwielbiają ten napój, ale kiedy nałożysz go na brwi, staną się gęste i mocne. Posiadanie gęstych i mocnych dzieci jest warte wielu starań, nawet nakładania napojów na brwi.
Jeśli przebrniemy przez tytuły i zajawki, będziemy mieli okazję zapoznać się z treścią artykułu. Tu wcale nie jest lepiej, a w dodatku jest mniej zabawnie. Ostatnio wiele czytałem i słuchałem o cenach gazu. O podwyżkach dla instytucji i mieszkaniowych wspólnot, o rekordowych rachunkach. Dużo w tych tekstach było o procentach – załamani podwyżkami administratorzy wspólnot mieszkaniowych, dyrektorzy miejskich instytucji, a nawet burmistrzowie czy wiceprezydenci pokazywali stare i nowe rachunki, po czym próbowali wyliczyć, o ile wzrosły im opłaty. Próby na ogół kończyły się niepowodzeniem. Ktoś płacił za gaz 200 złotych, a teraz ma zapłacić 1600 – w większości relacji to jest podwyżka o 800%. Oczywisty błąd, bo zapowiedziana podwyżka jest o 700% (też dużo). Ale to nie koniec – w zapowiedziach telewizyjnych materiałów dziennikarze zaokrąglają podawane liczby (zawsze w górę). Nie mówią już o konkretnych wartościach, ale informują ogólnie: dostali prawie tysiąc procent podwyżki. No jasne, „prawie” to dość rozciągliwa kategoria, a przekaz będzie bardziej dramatyczny. Właściwie tylko jeden rozmówca – jakiś załamany restaurator – potrafił obliczyć procentowy wzrost cen. A przecież jest to zadanie na poziomie szkoły podstawowej (za moich czasów – o ile pamiętam – jakiejś piątej-szóstej klasy). Oczywiście każdy może się pomylić, ale ktoś to powinien skorygować, sprawdzić, policzyć, a nie powtarzać do znudzenia przez całą dobę.
Inny przykład – Rzecznik Praw Obywatelskich, notabene profesor UW, w jednej z telewizji komentował aferę z kontrolowaniem telefonów. Powiedział: Ten problem wynika jednak m.in. z tego, że polskie prawo nie przewiduje odpowiednich instrumentów gwarancyjnych dla ludzi, którzy podejrzewają, że są lub byli podmiotem kontroli operacyjnej. Podmiotem – podkreślenie moje. Biedne służby – podejrzewają, że kogoś podsłuchują, i nie mają się komu na siebie poskarżyć. Oczywiście pan rzecznik chciał powiedzieć: przedmiotem, ale się pomylił. Każdy ma prawo się pomylić – zapewne w tym tekście też jakieś pomyłki da się znaleźć. Problem w tym, że nikt wypowiedzi ważnej osoby nie zredagował, nikt przepisując (przeklejając), nie zastanowił się nad jej sensem. Przekręconą wersję można przeczytać w wielu omówieniach.
Na celowe kłamstwa, fake newsy, manipulacje niewiele da się poradzić. Ale z pomyłkami, niedbalstwem, językowym i pojęciowym bałaganem chyba możemy sobie poradzić, zanim medialna rzeczywistość sprasuje nam mózgi. Wystarczy zwracać na to uwagę. Kiedyś w odczytanym we wszystkich parafiach liście biskupa do wiernych pojawiło się fatalne „półtorej tygodnia”. W kościele, w którym byłem, odczytujący tekst ksiądz na moment się zawahał, ale uznał, że nie jego to rzecz poprawiać zwierzchnika. Następnego dnia zadzwoniłem do kurii i poprosiłem, by poprawić błąd chociaż w publikowanym na stronie internetowej tekście. I co? Poprawili. Może więc warto próbować? Tylko uwaga – najgorzej, gdy poprawiamy, nie mając racji. Zdarzało mi się.
Foto: Krzysztof Golec-Piotrowski