Ktoś, kto kocha, chce więcej dawać niż brać – powiedział nam prowadzący wykład o miłości, rodzinie i zachodzeniu w ciążę. Chodziliśmy do pierwszej klasy liceum, mieliśmy po 15 lat i skłonność do prowokacyjnych uwag. Przynajmniej ja miałem. – Ale przecież oboje nie mogą więcej dawać niż brać, to matematycznie niemożliwie – zauważyłem tyleż błyskotliwie, co nierozważnie (nierozważny i mało romantyczny, chciałem w ten sposób zwrócić na siebie uwagę koleżanek). Matematyczna logika rozłożyła już niejedną sentencję, z niejednej metafory wyssała sens. Czyżby zakochani byli jak nobliwi dżentelmeni w nieskończoność przepuszczający się w drzwiach? Kto pierwszy przejdzie, okaże się mniej uprzejmy. Kto da więcej, ten wygra? Ale wtedy ktoś musi przegrać. A może miłość polega na pozwoleniu, by wygrało to drugie… Ktoś, kto kocha, czasami pozwala się przepuścić. Ciekawa uwaga – odpowiedział prelegent. – Miłość jest pełna paradoksów.
Przypomniała mi się ta historia, gdy ostatnio dzięki biegłej w buddyjskich naukach znajomej poznałem dekalog zen Thich Nhat Hanha, pochodzącego z Wietnamu poety i nauczyciela. (Zmarł w styczniu w wieku 95 lat). Jego wielokrotnie cytowany, bardzo mądry tekst (link) zaczyna się od słów: Nie przywiązuj się bałwochwalczo do żadnej doktryny, teorii czy ideologii. Od razu pomyślałem: Żadnej? Skoro do żadnej , to także do tej – nie przywiązuj się do teorii, która właśnie jest przedstawiana, teorii o nieprzywiązywaniu się do żadnej teorii. Ach, te kwantyfikatory i pułapki autoreferencji. Od każdej doktryny potrzebne są wyjątki, także od tej, czyli… czasami jednak trzeba się czegoś sztywno trzymać? Paradoks za paradoksem. Mędrzec może powiedzieć: zawsze mówię prawdę, ale kłamca nie może powiedzieć: zawsze kłamię (bo powie prawdę, zaprzeczając sobie). Weźcie sobie kartkę i napiszcie na jednej stronie: To, co napisane na odwrocie, jest prawdą. A potem odwróćcie kartkę i napiszcie: To, co napisane na odwrocie, jest fałszem. A teraz obracajcie kartkę, aż do zapętlenia w szaleństwie logiki.
W obu przypadkach te same błędy w rozumowaniu, te same błędy zapatrzonego w siebie rozumu. Po pierwsze zbyt dosłowne, literalne odczytanie przedstawianych wypowiedzi. Wszelkie sentencje, aforyzmy, maksymy są jedynie sugestią pokazującą kierunek myślenia, a nie precyzyjnymi wskazówkami, jak postąpić w danej sytuacji czy jak ją rozumieć. Codzienną mądrość trudno przeliczyć na życiowe dewizy. Wieloznaczność, kontekst, metaforyczość to cechy języka (a w efekcie myślenia), od których nie sposób uciec. Płomienne mowy mogą rozpalać spory, ale przecież nikt nie zabrania wygłaszać ich w lesie z obawy przed pożarem. A po drugie? Po drugie bałwochwalcze przywiązanie do logiki. Rzeczywistość ma często paradoksalny charakter i nie da się ująć w ścisłe schematy. Thich Nhat Hanh miał rację.
Mój kuzyn dostał kiedyś na gwiazdkę całkiem ładną flanelową koszulę. Na metce było napisane „koszula całoroczna”, więc postanowił nosić ją przez cały rok. Codziennie. Taki mały żarcik przekornego nonkonformisty. Dobrze, że nie przeczytał dalszego ciągu instrukcji użytkowania, gdzie było napisane: prać w temperaturze 30 stopni Celsjusza, bo zgodnie z logiką żartu mógłby odświeżać swój nowy strój tylko w największe upały. A tak wrzucał koszulę do pralki co drugi dzień i jakoś wszyscy dawali radę. No dobra, mądralo – nie tylko wrzucał ją do pralki, ale też włączał odpowiedni program, potem wyjmował i suszył. Może nawet prasował, kiedy nie pracował. Koszula stała mu się bliska, bliższa ciału niż sukmana. Sukmany nie nosił – nie był przecież sukmanem. Sukman i dogman to para komiksowych superbohaterów, którzy bardzo kochają cały świat. Dają mu więcej niż dostają w zamian.
Co tam jeszcze mówił uczony mnich buddyjski? Przeskoczmy do punktu 10, gdzie czytamy m.in.: Nie podejmuj życia płciowego bez miłości i płynących z niej zobowiązań. To samo mówił nam specjalista od spraw rodziny 40 lat temu. Być może mądrość jest uniwersalna – przemierza kontynenty i zmienia kultury, nie przywiązując się do jednej doktryny.
Rysunek (autorstwa) autora