W książce Franka Wynne’a „To ja byłem Vermeerem” jako motto jednego z rozdziałów autor użył słów z innej książki o fałszowaniu dzieł sztuki. Cytowane zdanie Marka Jonesa brzmi: Każde społeczeństwo, każde pokolenie fałszuje rzeczy, których najbardziej pragnie. No jasne, nikt nie będzie fałszował rzeczy, które w jego czasach nie cieszą się zainteresowaniem. Ani tych, których wokół jest pod dostatkiem. Dlatego raczej nikt nie podrabia gazetek reklamowych hipermarketów ani chińskiej elektroniki. Za to chińską porcelanę podrabia się na potęgę (nic dziwnego, skoro za filiżankę z czasów dynastii Ming kilka lat temu ktoś zapłacił ponad 100 milionów złotych).
W każdej epoce fałszuje się pieniądze – zarówno banknoty, jak i monety, także weksle, czeki, testamenty. Dokumenty i podpisy. Fałszuje się historię i antyki, rozcieńcza się wino (co też jest w pewnym sensie fałszerstwem), czasami nawet mleko. Zawsze i wszędzie może się zdarzyć, że fałszują amatorzy sztuki wokalnej. A jednak wydaje się, że poszczególne epoki mają swoją specyfikę i że cytowane na wstępie zdanie jest głęboko prawdziwe. Na przykład romantyzm z jego kultem tradycyjnej ballady. Szkocki poeta James Macpherson w XVIII wieku stworzył i wydał zbiór pieśni legendarnego barda Osjana, twierdząc, że dokonał historycznego odkrycia. W czasach Mickiewicza Prosper Mérimée opublikował zbiór rzekomo autentycznych ludowych utworów południowosłowiańskich. Tym, czym dla romantyków była „pieśń gminna”, dla średniowiecza były relikwie, których cudowne rozmnożenie czyni ich autentyczność mocno wątpliwym, ale niewątpliwie świadczy o autentycznym pragnieniu ówczesnych ludzi. Jakże przyziemnie wypada przy tych przykładach dzisiejsze fałszowanie markowych adidasów, haftowanie na koszulkach czy dresach logotypów znanych firm, podrabianie damskich torebek. Każde pokolenie fałszuje rzeczy, których najbardziej pragnie.
W tym kontekście ciekawie brzmi wiadomość z serwisu farmaceutycznego: Wrocławscy oszuści sprzedawali przez internet podróbki viagry. Czy znaczy to, że dzisiejszy człowiek najbardziej pragnie lekarstw? A może miłości? Lekarstwa na miłość? Zatem ars amandi raczej w pigułce. A co z fałszowaniem dzieł sztuki? Zobaczmy, czego z różnych przyczyn nikt nie podrabia, a co się z większym lub mniejszym powodzeniem fałszuje. Może to być dla autorów pewien rodzaj komplementu. Wspominany we wstępie do książki Franka Wynne’a holenderski fałszerz Geert Jan Jansen podrobił tysiące dzieł Picassa, Matisse’a, Miró, Chagalla, de Kooninga, Jeana Cocteau czy Karela Appla. Klasyka XX wieku. Oryginały są drogie, a i ekspertyzy łatwiej oszukać. Dziś podrobienie Vermeera, z czego zasłynął inny „holenderski mistrz” – Han van Meegeren – byłoby o wiele trudniejsze. Analiza chemiczna, badania w podczerwieni i ultrafiolecie, analizy termoluminescencyjne, izotopy węgla i dziesiątki innych instrumentów dają ekspertom przewagę, co nie znaczy, że w pierwszej połowie XX wieku, gdy „tworzył” Han podrobienie Vermeera było rzeczą prostą. Oszust latami studiował dawne techniki wytwarzania farb, szukał w antykwariatach siedemnastowiecznego płótna i gwoździ z epoki, opracował autorska technikę wypalania obrazów, by uzyskać wiarygodne spękania powierzchni. Artysta czy bezczelny uzurpator? Wpadł w kłopoty, gdy oszukał Goeringa.
Z kolei Jansen wpadł przez… błąd ortograficzny w podrobionej dokumentacji fałszywego Chagalla. Policja po długim śledztwie weszła do jego pracowni, gdzie znalazła 1600 prac słynnych malarzy. Problem w tym, że – jak twierdzi oskarżony – przynajmniej jeden Chagall i jeden Picasso byli prawdziwi. Tylko o które obrazy chodziło? Eksperci nie byli w stanie tego ustalić. Tak jak nie są w stanie wyeliminować falsyfikatów z obiegu aukcyjnego. Być może także z muzealnych sal i oficjalnych katalogów. A może nikt nie chce ich eliminować, skoro nie widać różnicy…
A co z fałszowaniem sztuki najnowszej? Tej po Duchampie – konceptualnej, krytycznej, feministycznej. Jak się zabrać za podrabianie pisuaru-fontanny? Znaleźć inny pisuar z epoki i wysłać do domu aukcyjnego jako odnalezione dzieło Duchampa? A może dodatkowo zmienić mu tytuł na „To nie jest fontanna. Ani pisuar. Ani fajka”. Nie wątpię, że ktoś byłby w stanie podrobić „Sadzenie ziemniaków” Van Gogha, ale jak sobie poradzić z „Obieraniem ziemniaków”? Przebrać się za Julitę Wójcik i obierać w galerii czy obrane już kartofle wcisnąć jakiemuś kolekcjonerowi jako te właśnie, które obierała artystka? Jako podrabiany przedmiot odpada też praca Piera Manzoniego. Pakować swoje odchody do puszeczek i sprzedawać jako „Merda d’artista”? Specjaliści od razu wyczuliby oszustwo. Pozostaje jedynie kopiowanie minimal artu, na przykład rysowanych kredą na ścianie trójkątów, kół i kwadratów. Tu szansa wykrycia fałszerstwa jest minimalna, ale satysfakcja dla kopisty żadna.
Wracając do cytowanej na wstępie sentencji, można by powiedzieć, że sztuka, której nikt nie podrabia, nie jest przez społeczeństwo ceniona. Ale na sprawę można też spojrzeć inaczej – niektóre rzeczy są nie do podrobienia. Niepodrabialny styl wyróżnia artystę, a podrobiona oryginalność przestaje być oryginalnością.