Hanna wierzyła w edukację i lepszą przyszłość. Nie swoją – córki. Dlatego pracowała za dwóch, czy może za dwie. Jej mąż też pracował za dwóch, więc razem pracowali za czworo, by wspierać zagraniczne studia dziecka. Jeszcze tylko rok czy dwa i ich Martyna się usamodzielni, dostała się już nawet na staż w prestiżowej londyńskiej firmie. Coś z finansami, audyty – Hanna nie wiedziała dokładnie, o co chodzi. Od kilku lat córka przyjeżdżała do kraju tylko na kilka dni w czasie świąt i wciąż brakowało czasu, by ją o wszystko dokładne wypytać. Czy w święta musimy o tym rozmawiać? Nie musieli.
Sprzątaczki są trochę jak lekarze – często pracują w więcej niż jednym miejscu. Hanna rano sprzątała pokoje w jednym z biurowców w centrum Warszawy, a wieczorem położony kilkanaście kilometrów za miastem dom spokojnej starości. Gdy inni byli przed, ona była już po. Albo odwrotnie. W biurze musiała być o wpół do szóstej, by posprzątać swoje dwa piętra, zanim o ósmej zjawią się panowie w garniturach i panie w dobrze skrojonych garsoneczkach. Gdy zeszło jej trochę dłużej z odkurzaniem, opróżnianiem koszy i przecieraniem biurek, spotykała ich w drzwiach. Przyglądała się z ciekawością, wyobrażając sobie, że jej Martyna musi w pracy wyglądać podobnie. Wdychała zapach perfum, mówiła dzień dobry i biegła dalej.
Po drodze robiła zakupy, potem przygotowywała obiad, trochę się zdrzemnęła i jechała do drugiej pracy. Do domu opieki docierała, gdy większość personelu szła odpocząć. Na noc zostawały tylko dyżurujące pielęgniarki. Hanna przecierała podłogi, sprzątała toalety, czasami pomogła zmienić pościel. Tu też obserwowała ludzi, wyobrażając sobie, że sama może kiedyś znaleźć się w takiej sytuacji. Do zapuszczonego mieszkania wracała koło północy, na cztery godziny snu.
Jeśli chcą, sprzątaczki mogą bawić się w psychologów, detektywów albo nawet antropologów kultury. Wygląd biurka, zawartość śmietniczki, ustawione na półce drobiazgi – wszystko można czytać jak charakterystykę postaci, jak palimpsest codzienności. Zawartość kosza zdradza upodobania kulinarne, czasami też choroby, plamy na biurku pozwalają odpowiedzieć na pytanie o kawę czy herbatę, oparcie fotela przechowuje zapach ciała, a zagłówek przynosi wiedzę o kolorze włosów i używanym szamponie. Są jeszcze rzeczy osobiste – najwięcej u kadry kierowniczej. Menedżerowie wyższego szczebla mają na ogół do dyspozycji osobne pomieszczenia, a nie wydzielone z większej przestrzeni stanowiska. Mogą więc pozwolić sobie na trochę prywatności. Na przykład na zdjęcie w ramce.
Na zdjęciu dwie kobiety stały na tle soczyście zielonego filodendrona. Starsza uśmiechała się niepewnie, młodsza, mniej więcej czterdziestopięcioletnia – podobna do tamtej, więc może córka – obejmowała ją w pasie i machała do obiektywu. Starsza miała na sobie charakterystyczną podomkę w papugi, młodsza ubrana była w białą bluzkę, na którą spływały falami długie, rude włosy. Hanna je rozpoznała – czasami znajdowała taki na biurku albo na oparciu fotela. A zatem pani kierownik działu z matką – sformułowała hipotezę. Ja z Martyną za dwadzieścia lat – pomyślała jeszcze i bohaterkę zdjęcia nazwała sobie w myślach Malwiną. Trochę podobnie, ale przecież inaczej. A wieczorem w jednym ze sprzątanych pokojów w domu opieki zauważyła na krześle taką samą podomkę.
Taką samą czy tę samą? Przyjrzała się kobietom w sali – tak, ta leżąca najbliżej to była „matka Malwiny”. Słuchała radia z zamkniętymi oczami.
– Przepraszam – Hanna dotknęła jej ręki – może to głupie pytanie, ale czy lubi pani filodendrony?
– Uwielbiam, w domu miałam kilka, jeden to był prawdziwy gigant. Dlaczego pani pyta?
– Sama nie wiem, tak jakoś.
Kilka dni później przywiozła pensjonariuszce kwiat w ozdobnej donicy.
– Robiłam porządki z moimi roślinami i pomyślałam…
– Dziękuję. – Starsza pani była zaskoczona, ale widać było, że się cieszy.
A potem, gdy pewnego dnia nowa znajoma założyła podomkę w papugi, Hanna zaproponowała, że zrobi jej zdjęcie.
– Mogę? – zapytała, wyjmując z kieszeni komórkę.
– Miałam takie zdjęcie z córką, ale gdzieś mi się zawieruszyło. A ona zajęta, rzadko przyjeżdża.
W poniedziałkowy poranek Hanna sprzątała jak zwykle kolejne biurowe sale. W kieszeni fartucha, w której z reguły trzymała klucze, odznaczał się nietypowy kształt. Gdy doszła do pokoju Malwiny, rozejrzała się i podmieniła zdjęcia. Miały identyczne ramki, przedstawiały podobną scenę w podobnym otoczeniu. Gdyby oba umieścić obok siebie i kazać oglądającym znaleźć trzy różnice, pierwszą każdy wskazałby od razu – na drugim zdjęciu brakowało młodszej kobiety. Za to starsza… starsza dostała wieczorem zdjęcie.
– Znalazłam, gdy odsunęłam szafkę, żeby tam wymieść.