Pomylić jabłko z gruszką – konsekwencje mogą być poważne. Może nie aż tak, jak przy pomyłkach dotyczących grzybów, ale jednak. Bo na przykład w przedszkolu pomylenie jabłka z gruszką może prowadzić do złej szafki, a w konsekwencji do cudzych, a nie swoich butów, które trzeba założyć przed spacerem. W dorosłym życiu może nam przejść koło nosa dofinansowanie urlopu, jeśli zamiast na wczasy pod gruszą udamy się do gospody „Pod jabłonią”. Z kolei w bardzo ciekawej książce, którą właśnie czytam, opisany jest przypadek pomylenia gruszki z jabłkiem przez historyków sztuki, co częściowo zmieniło interpretację pewnego obrazu.
Książka Joanny Łenyk-Barszcz i Przemysława Barszcza Sekretna galeria to zbiór kilkunastu esejów o dziełach sztuki z różnych epok. Jeden z tekstów poświęcony jest renesansowemu obrazowi Matka Boska z Dzieciątkiem z kościoła w podkrakowskich Raciborowicach. Obraz zdaniem autorów inspirowany jest dziełem Albrechta Dürera Madonna z Dzieciątkiem (1526), o czym mają świadczyć pewne podobieństwa w ujęciu postaci, a także dwa charakterystyczne szczegóły – jednym z nich jest podpis autora, a drugim owoc trzymany przez Matkę Boską. Historycy sztuki sądzili, że Madonna Dürera trzyma w dłoni gruszkę. Ale włoska agronom, znawczyni dawnych odmian owoców, rozpoznała w „gruszce” z obrazu… jabłko odmiany muso di bue, w dawnych czasach popularnej na południu Europy. Jabłka te miały kształt przypominający gruszkę, tyle że ogonek umieszczony był nie na cieńszym, a na grubszym końcu owocu. Ten szczegół pozwolił rozpoznać stara odmianę i… odmienić starą interpretację obrazu.
Rzecz bowiem w tym, że jabłko symbolizowało kiedyś trochę co innego niż gruszka. Jabłko to odkupienie (choć w innym kontekście także grzech pierworodny albo symbol władzy monarszej), a gruszka – słodycz matczynej miłości. Nie są to może pojęcia sprzeczne, ale jednak interpretacja obrazu trochę się zmienia – na bardziej religijną. Małopolski malarz, który być może kopiował obraz Dürera, nie znał południowej odmiany jabłka, więc namalował gruszkę, przy okazji modyfikując kulturowy kod.
Trochę mi to przypomina sprawę innego obrazu kojarzonego z Krakowem – słynnej Damy z… kiedyś łasiczką, a dziś raczej z gronostajem (według niektórych z fretką). Łasiczka, gronostaj – jeden pies, chciałoby się powiedzieć. Ale jednak nie. Łasiczka symbolizowała rozwiązłość, a gronostaj czystość – przyznajmy, że to jednak pewna różnica, zwłaszcza gdy się portretuje kochankę księcia. Gronostaj nadawał się na symbol czystości z uwagi na białe futro. Ale co ciekawe – białe futro ma tylko zimą, latem jest brązowy. Gronostaj (gr. galé) nadawał się też na emblematyczny element obrazu z racji na skojarzenie z nazwiskiem portretowanej – Cecylii Gallerani. Ach te aluzje, symbole i alegorie dawnej sztuki – dziś już dla nas nieczytelne.
Zatraciliśmy zdolność rozumienia skomplikowanej symboliki, ale zatraciliśmy też biologiczną różnorodność otaczającej nas natury. Jabłka, gruszki – na naszych stołach i w naszych warzywniakach znajdziemy tylko kilka uprawianych przemysłowo odmian. Tylko pasjonaci kultywują hodowlę rzadkich odmian. Nie jestem takim pasjonatem, ale mam w ogrodzie starą, na wpół zdziczałą jabłoń, która daje fantastyczne w smaku, choć niewielkie owoce. Nawet nie wiem, jak nazywa się ta odmiana, ale jabłka są soczyste, słodko-kwaskowate, aromatyczne. A co najważniejsze – smak jest jakby zagęszczony (jak zagęszczone mleko), te jabłka mają więcej jabłka w jabłku (w porównaniu do pięknych, pełnowymiarowych wyrobów jabłkopodobnych z naklejką hipermarketu).
A zatem straciliśmy zdolność rozumienia języka symboli i alegorii, ale straciliśmy też bogactwo lokalnych odmian uprawianych roślin. Na oba zjawiska zwrócili uwagę autorzy książki. Ważne pytanie brzmi jednak następująco: czy istnieje związek między tymi dwoma faktami, czy te dwie utraty coś łączy? A jeśli tak – to co jest przyczyną, a co skutkiem? Najpierw zmniejszyła się różnorodność roślin wokół nas, a w efekcie uboższa natura straciła atrakcyjność symboliczną? Czy na przykład przesycona nawozami sałata szklarniowa może być alegorią jakiegoś pojęcia? A może było odwrotnie? Odczarowaliśmy (zdesakralizowaliśmy) przyrodę, przestaliśmy traktować świat jako wielką księgę i wtedy mogliśmy się zabrać za przemysłowe uprawy. A może to nie przyczyna i skutek, ale korelacja? Może wspólnym mianownikiem jest utrata smaku?
W sobotę 17 września o 15.00 Joanna Łenyk-Barszcz i Przemysław Barszcz będą gośćmi Fundacji SNG „Kultura i Sport”. Spotkanie w Stacji Nowa Gdynia, transmisja w mediach społecznościowych.