Nie żebym od razu chciał kupować nowy samochód, ale czasem trzeba oszukać internetowe algorytmy, które rządzą podsuwanymi ci reklamami. Nieopacznie sprawdzisz w sieci ceny ryb i przez dwa miesiące wyświetlają ci się reklamy szprotów w oleju. Wpiszesz w wyszukiwarkę nazwę jakiegoś miasta i już dostajesz oferty noclegów w tymże albo nieopodal. Albo opodal. Na pewno wiecie, jak to działa. Dlatego żeby się uwolnić od reklam – dajmy na to – maści na hemoroidy, przeglądam czasem jakieś strony firmowe i wiem, że mój Internet będzie przez najbliższy czas zdominowany przez… samochody na przykład. Albo rowery. Albo damskie rajstopy na damskich nogach.
Oglądam więc sobie strony firm motoryzacyjnych, wybieram, co bym sobie kupił, gdybym miał zamiar kupić, ceny porównuję i zużycie paliwa, aż tu nagle widzę zakładkę „Promocje”, a w niej podstronę „Upusty dla grup zawodowych”. Nie żebym od razu chciał korzystać, ale sprawdzić można, czy się należy do 7% rabatu na zakup auta. Firma wychodzi naprzeciw potrzebom – czyim? Architektów, duchownych, górników, dyplomatów, kurierów, lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych, nauczycieli, prawników, rolników, służb mundurowych i taksówkarzy. Wszyscy oni (i zapewne one też) mogą kupić taniej samochód tej marki. 12 wymienionych grup zawodowych, a przecież prawnicy to adwokaci, sędziowie, prokuratorzy i radcy. A służby mundurowe? Toż to cała gama zawodów, cała paleta zajęć: policjanci, żołnierze, strażacy, celnicy, leśnicy, różne straże i agencje. A zatem spokojnie przedstawiciele ponad 20 zawodów mogą liczyć na upust (czyli rabat).
W sumie kupa ludzi – samych rolników będzie w kraju grubo ponad milion, nauczycieli 600 tysięcy. Służb mundurowych jest kilkanaście, w każdej armia funkcjonariuszy. Być może łatwiej byłoby zatem wymienić, komu rabat się nie należy – nie należy się na przykład felietonistom, dziennikarzom, pracownikom kultury, korektorom, czyli mnie. Mnie się nie należy! Nie żebym chciał kupować, ale jednak to przykre jakoś. Człowiek czuje się pominięty. Bo dlaczego górnicy czy rolnicy mogą sobie jeździć tańszym samochodem, a ja nie mogę nawet w myślach? Jeszcze chwila, a będę się czuł oszukany. Ograbiony z mojego upustu. Oddajcie mi moje rabaty!
No właśnie – dlaczego jedni mogą, a inni nie mogą? Co to jest za lista w ogóle? Czy to są zawody zdaniem koncernu motoryzacyjnego prestiżowe, godne uznania i uhonorowania, czy może raczej zawody, w których zarabia się na tyle dobrze, że ich przedstawicieli stać na zakup? Ale wtedy po co im rabaty? (Rabaty powinny być dla ogrodników, a upusty dla melioratorów). Czyli raczej jednak wyraz uznania… tylko czyjego? Ogółu społeczeństwa czy władz firmy motoryzacyjnej? Może to czołówka rankingu społecznego zaufania, a może jakaś pochodna strategii marketingowej firmy. A może główny menadżer koncernu po prostu ceni nauczycieli i duchownych. Może wezwał ludzi z marketingu i polecił: pielęgniarki tak ciężko pracują – dajmy im 7% rabatu na nasze produkty. Może miał dziadka górnika i drugiego dziadka… rolnika i stąd te przywileje.
Ciekawy jest też opisany na stronie firmy sposób weryfikacji deklarowanego zawodu. Bo przecież każdy mógłby w salonie firmowym udawać architekta albo duchownego, przebrać się za górnika, podać za pielęgniarkę. Fałszywego dyplomatę mogłyby zdradzić maniery, fałszywego rolnika – zbyt delikatne dłonie. Ale jak rozpoznać kuriera czy taksówkarza? Od tego są legitymacje i spisy. Na stronie producenta samochodów możemy sobie o tym przeczytać. Upust przyznawany jest na podstawie wypisu z rejestru członków izby, na podstawie umowy o pracę, na zaświadczenie z gminy o posiadaniu przynajmniej jednego hektara gruntu rolnego, na podstawie ważnej legitymacji służb mundurowych. Z tym ostatnim może być kłopot w przypadku Agencji Wywiadu. Już widzę tajnego agenta, który dekonspiruje się, ujawniając w sklepie legitymację (czy tajni agenci mają legitymacje?). To jakby James Bond pokazywał legitymację, prosząc w barze o zniżkę na Martini. Na drugim biegunie – duchowieństwo. Tu nie legitymacja decyduje, ale obecność w oficjalnym Spisie Duchowieństwa RP. Ciekawe, czy w salonach samochodowych mają takie spisy, czy może korzystają z jakichś baz danych. Ja bym to trochę uprościł – duchowni dostawaliby rabat, jeśli swoje zamówienie składaliby po łacinie, kurierzy musieliby dostarczyć sobie swój samochód, a komornicy – przejąć sobie auto za długi salonu. Wtedy sami decydowaliby o przyznaniu rabatu.
Podczas pisania tego felietonu sprawdzałem w Internecie różne rzeczy, na przykład ceny ziemi rolnej czy wzór legitymacji służbowej adwokata. Zobaczymy, jakie reklamy będą mi się teraz wyświetlać.